Dean Klafurić dostał komfort pracy w Legii, o jakim wielu trenerów przed nim mogło pomarzyć – zespół nie tylko nie osłabił się przed startem nowego sezonu, ale wzmocnił, biorąc choćby najlepszego piłkarza ligi. Wydawałoby się: sielanka, której wystarczy nie popsuć, spokój, który należy utrzymać. Niestety, na razie sielanki i spokoju w Warszawie nikt związany z Wojskowymi nie doświadcza. Dlaczego? Problemu należy szukać między innymi w systemie gry Legii.
Chorwacki szkoleniowiec poszedł za modą, która panuje obecnie u nas w kraju i zdecydował się grać trzema obrońcami. Grała tak reprezentacja Polski na mundialu, próbuje grać tak Lech, prawdopodobnie, jeśli przejść się na losowe wybrane podwórko, dzieciaki z podstawówki bronią w trzech i kłócą się o to, kto ma być wahadłowym. Cóż, skoro tak, w podobnym zestawieniu musiał biegać i mistrz kraju. Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że wszystko wymaga czasu, że piłkarze potrzebują paru chwil na ogarnięcie nowej formacji, natomiast Legia po prostu czasu nie ma. Dziś gra się o Ligę Mistrzów, nie za parę miesięcy. I trudno myśleć optymistycznie o przygodzie drużyny w Europie, bo ekipa Klafuricia wygląda blado.
W nowym sezonie Legia zagrała już cztery spotkania i tylko zespołowi Cork City nie udało się znaleźć drogi do bramki Malarza. Jednak to nie tak, że Wojskowi bronili w tych starciach bardzo dobrze. Nie, w Irlandii ratować musiał ich właśnie Malarz, który wyjmował choćby sytuację sam na sam, poza tym w jego szesnastce dość często – albo za często – kotłowało się jak na bazarze przed Wielkanocą. Gdy rywal był już troszkę poważniejszy, jak Arka i Zagłębie Lubin, nie był w stanie pomóc nawet golkiper. Zarówno gdynianie, jak i Miedziowi załadowali Legii po trzy sztuki. I to na jej własnym obiekcie!
W systemie 3-5-2 dużą rolę odgrywają wahadłowi, którzy raz, że muszą dawać radę z przodu, to dwa, powinni zabezpieczać odpowiednio tyły. Niestety, jeśli spojrzeć na bramki tracone przez Legię, to ta z boku boiska ma ogromne problemy, gdy trzeba bronić. Zwróćcie bowiem uwagę na to, jakie gole tracili Wojskowi.
Tak, w tych klatkach chodzi nam o to, że Legię można bardzo łatwo dziabnąć, atakując skrzydłami. Naszym ulubionym przykładem jest gol Zarandii, bo najlepiej pokazuje ułomność Legii w tym systemie – po pierwsze nie udało się zablokować dośrodkowania, po drugie zobaczcie, ile metrów za Gruzinem jest wahadłowy, a więc Kucharczyk. Piłkarz Arki miał tyle miejsca i czasu, że mógłby się w tej szesnastce zestarzeć.
Na dziś nie wydaje się, by Wojskowi mieli po prostu odpowiednich piłkarzy do takiego grania. Wspomniany Kucharczyk nigdy nie potrafił bronić, więc nagle się nie nauczy. Hlousek jest z kolei przeciętny w ofensywie, a jeden przyzwoicie zbilansowany Vesović to za mało. Na razie więc wygląda na to, że Legia na początku sezonu 18/19 sama robi sobie pod górkę.
Fot. FotoPyk