Gdybyśmy mieli wskazać ekstraklasowca, który latem najbardziej stracił w swoim stanie posiadania, wybieralibyśmy między Wisłą Kraków, Górnikiem Zabrze a Koroną Kielce. Ci ostatni do pierwszych kolejek zdają się podchodzić na zasadzie: nie stracić kompletu punktów, nie być na ostatnim miejscu, a po kilku transferach jakoś to będzie.
Z Korony latem odeszło dziesięciu piłkarzy, w większości stanowiących istotny element w układance Gino Lettieriego, że wspomnimy tylko o Kaczarawie, Kiełbie, Cvijanoviciu, Alomeroviciu i Dejmku. Aankoura też szkoda. Następców długo można było policzyć na palcach jednej ręki, a ich jakość nie wzbudzała entuzjazmu kibiców. Trudno, żeby byli zachwyceni ponownym zaangażowaniem do ataku Macieja Górskiego, który w Kielcach irytował nieskutecznością (trzy gole w 25 meczach) i ostatnio zawiódł nawet w pierwszoligowej Chojniczance (13 spotkań, dwie bramki).
Dopiero w ostatnich dniach angaż otrzymali Felicio Brown Forbes i Oktawian Skrzecz. Pierwszy od lat grał w Rosji i obstawi prawie każdą pozycję, o czym pisaliśmy TUTAJ. Gorzej, że nie dotarł jeszcze jego certyfikat i przeciwko Górnikowi Zabrze nie wystąpi. Skrzecz to na razie podobno talent, broni go głównie wiek, choć to też powoli będzie się kończyć – ma już 21 lat. W barwach GKS-u Katowice nie miał żadnego konkretu w ofensywie, co go kompromituje jako skrzydłowego (24 mecze, ponad 1300 minut na boisku). Może w końcu jednak odpali. Może.
Jakby mało było problemów na starcie sezonu, okazuje się, że pozyskany miesiąc temu napastnik Maciej Firlej nadal nie może grać. Dlaczego? Jak informuje portal cksport.pl, Korona nadal nie zapłaciła Ślęzie Wrocław 160 tys. zł ekwiwalentu za wyszkolenie tego zawodnika, przez co nie może on zostać zgłoszony. Zarządzanie high level.
W klubie zaczyna się robić burdel, a dotychczas patrzący na jasną stronę księżyca trener Gino Lettieri mówi wprost, że z aktualnym stanem posiadania zespół czeka obrona przed spadkiem. Domaga się transferów, działacze mu je obiecują. Są one potrzebą chwili, ale prezes Krzysztof Zając w wypowiedzi dla Radia Kielce zdaje się trochę bagatelizować problem, bo przecież “mamy czas”. – W tym momencie mamy w klubie kadrę 18 zawodników z poprzedniego sezonu, którzy spokojnie mogą rozegrać pierwsze mecze. Czas na zakontraktowanie piłkarzy – takich, jakich my chcemy – mamy do 31 sierpnia. Nie są to łatwe negocjacje i trwają od kilku tygodni – stwierdził.
Żeby jednak Lettieri się zupełnie nie załamał, dodaje: – Stres miałem w tamtym roku, teraz widzę, że trzon zespołu dobrze spisującego się w poprzednim sezonie został. Nie boję się startu w Ekstraklasie, ale rozmowy doprowadzą do tego, że pozyskamy minimum trzech zawodników.
No, wypadałoby.
Do Kielc pofatygował się ostatnio właściciel Dieter Burdenski, co na pewno dodatkowo zmobilizowało całą załogę do działania. Lettieri na starcie ligi jako taki komfort ma tylko w obronie, bo tam zaszły najmniejsze zmiany. Na prawą stronę nadal ma Bartosza Rymaniaka (nowy kapitan) i Łukasza Kosakiewicza, na lewej Kena Kallaste, a wśród stoperów może wybierać z Piotra Malarczyka, Adnana Kovacevicia i Pape Diawa. Z jednej strony zasadne jest pytanie, czy defensywa, która doprowadziła w poprzednim sezonie do utraty 54 goli, nie wymaga wzmocnień (tylko Lechia i Termalica straciły więcej). Z drugiej – na dziś sam fakt, że nie została zbytnio osłabiona jest czymś pozytywnym.
Na innych pozycjach nie wygląda to już tak kolorowo. W bramce na razie musi grać Matthias Hamrol (raptem cztery mecze w poprzednim sezonie). W pomocy z jednej strony do gry po kontuzji wraca Jakub Żubrowski, za to poważniejszego urazu doznał łączony z Jagiellonią Marcin Cebula. Na skrzydle najwięcej będzie zależało od Ivana Jukicia (pięć goli w sparingach), a w ataku od Elii Soriano. Lettieri stwierdza wprost, że o wyjściowy skład się nie martwi, ale przy jakichkolwiek absencjach nie za bardzo będzie z czego rzeźbić.
Chciałoby się rzec, że na ten moment – jak co roku – Korona jest jednym z głównych kandydatów do spadku. I zapewne znów okaże się, że będzie to stwierdzenie na wyrost, choć… ten pozorny spokój może być zdradliwy.
Fot. Jakub Gruca/400mm.pl