Kojarzycie narzekania polskich trenerów, jak to ciężkie mają oni życie? To znaczy, przynajmniej jeśli chodzi o rynek pracy – złapanie jakiejkolwiek roboty w innym kraju graniczy właściwie z cudem, a w Ekstraklasie jest tylko szesnaście miejsc, z czego część i tak oddaje się cudzoziemcom. Ł»eby uniknąć trudnych sytuacji życiowych, którym nasi dżentelmeni z ławki muszą stawić czoła (patrz: przebranżowienie Macieja Bartoszka, późniejszego prezesa wysypiska śmieci), z rozwiązaniem wyszły nasze kluby. Rozwiązaniem, to musimy przyznać, doprawdy idealnym…
Cała akcja jest bardzo prosta i przejrzysta, o roboczym haśle: „Daj pracę trenerowi”. Nie za bardzo wiemy, na czym to wszystko polega, ale – patrząc na zaangażowanie niektórych – niewykluczone, że w grę wchodzą np. ulgi podatkowe. Kto tych trenerów zatrudni więcej, tym wyższe ma „zniżki”. To chyba jedyne logiczne wytłumaczenie.
Jak dobrze wiecie, nowym opiekunem Lechii został Ricardo Moniz i jest on już trzecim zatrudnionym przez klub z Gdańska trenerem. Ale nie, wcale nie chodzi tutaj o szkoleniowców będących w sztabie drużyny Ekstraklasy – nic z tych rzeczy. Moniz to po prostu człowiek numer 3, który w obowiązującym wciąż kontrakcie ma wpisane „obowiązki: trener pierwszego zespołu”. Tak, tak, ci dwaj wcześniejsi też nadal mają ważne umowy z Lechią. Bogusław Kaczmarek nic nie robi w klubie od czerwca ubiegłego roku, ale – że nie dogadał się co do warunków rozstania – od tamtej pory jest na liście płac. Do końca sezonu 2014/15 może też na niej pozostać Michał Probierz, o ile wcześniej nie pójdzie Lechii na rękę. A przecież nie musi, wystarczy, że dojdzie do wniosku, iż dobrze mu zrobią nieźle opłacane roczne wakacje.
Po zatrudnieniu Moniza sytuacja w gdańskim klubie zrobiła się wręcz kuriozalna, bowiem na stanowisku szkoleniowca pierwszego zespołu obsadzonych jest aż trzech ludzi – tak dziś pisze sport.pl. Natomiast my zadajemy sobie pytanie: kuriozalna? Czy to aby na pewno jest sytuacja kuriozalna?
Wystarczy chociażby spojrzeć na inne kluby, by się przekonać, że to żadna nowość:
Widzew – opłaca Radosława Mroczkowskiego, Rafała Pawlaka i Artura Skowronka
Legia – opłaca Jana Urbana i Henninga Berga
Podbeskidzie – opłaca Czesława Michniewicza i Leszka Ojrzyńskiego
Z tego, co się orientujemy, to jako jedyny pensji na poziomie Ekstraklasy nie zdążył otrzymać tylko Pawlak, któremu po historii z pierwszym zespołem przydzielono inne obowiązki (m.in. skauta). Pewnie gdyby tylko Pawlak miał na rynku trochę mocniejszą pozycję, mógłby wyłożyć na to wszystko laskę i rozstawić leżak obok Mroczkowskiego, Kaczmarka czy Michniewicza, spoglądając tylko na stan konta.
Cała ta sytuacja jest po prostu chora. Polskie kluby co chwila wpadają w poważne problemy, gdy przychodzi do wypełniania wniosków licencyjnych albo głośno narzekają na brak finansów, kiedy rozpoczyna się okienko transferowe. Zamiast opłacać piłkarzy, którzy spróbują podnieść poziom ligi, opłacają trenerów. Ale nie takich, którzy szkolą młodzież czy pracują w akademii, tylko kolejnych w dokładnie tej samej roli. I zamiast przelewać kilkanaście / kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie jednemu, to przelewają dwóm. No, albo trzem…