Niby Ekstraklasa jest słaba, wyszydzana, ogrywana w pucharach przez co drugi zespół ludowy z Zakaukazia. A potem przyjeżdża piłkarz obcokrajowiec, udziela wywiadu, i w zasadzie jest jasne, że od dziecka wieszał nad łóżkiem plakaty polskiego klubu, do którego właśnie trafia. Dziś w ten trend wpisuje się Carlitos, który w tydzień został legionistą z dziada pradziada.
Najpierw perełki z dzisiejszego wywiadu “Przeglądu Sportowego”.
Trafiłem do drużyny, w której chciałem grać od samego początku. Jeszcze przed transferem darzyłem Legię sporymi uczuciami. Gdy okazało się, że jest mną zainteresowana, odrzuciłem inne oferty, koncentrując się na tej z Warszawy.
Jeszcze w barwach Wisły Kraków przyjechałem na mecz z Legią, poczułem coś szczególnego. Coś, czego nie czułem nigdy wcześniej.
Miałem propozycje z innych polskich drużyn, które są największymi rywalami Legii, od europejskich klubów, w tym ekip z LaLiga. Ale Legia od samego początku była dla mnie numerem jeden.
Dziwi was, po pierwsze, że jeszcze grając w Wiśle skrycie nosił pod strojem Białej Gwiazdy polówkę Legii?
Dziwi was, że najchętniej rzuciłby mecz Wisły i pojechał na mecz Legii pociągiem specjalnym?
Dziwi was wreszcie, że piłkarz z ligi, która zeszłego lata nie doprowadziła ani jednego zawodnika do wrześniowej gry w pucharach, odrzuca lekką ręką La Liga, o której szeroko mówiło się, że marzył?
Nas wcale, bo dotarliśmy do niepublikowanych fragmentów wywiadu z Carlitosem, które “PS” zjadł chochlik drukarski. Zapraszamy!
***
Carlitos: – Pamiętam, że jako dziecko dość długo nie mówiłem. Inne dzieci już potrafiły “mama”, “tata”, czy chociaż “dada”, a ja nic. Rodzice już zaczynali się martwić. Chcieli mnie zabrać do specjalisty. Ale wreszcie się przełamałem nucąc przy zabawie klockami “Słuchaj, Jezu, jak Cię błaga lud. Zrób z Legiuni mistrza Polski, zrób”.
Pamiętasz pierwszy mecz Legii, jaki widziałeś?
Co ciekawe, rodzice mieli telewizję satelitarną, dzięki czemu odbieraliśmy też kilka polskich kanałów, więc miałem dostęp do meczów. Pierwszym było chyba Legia – Szombierki 4:0 w sezonie 92/93 – trzy bramki Macieja Śliwowskiego, z ławki wszedł Zbigniew Grzesiak. Niestety, kilka tygodni później Legii odebrano mistrzostwo. Pamiętam, że całą noc przepłakałem. Co prawda złapała mnie też wtedy kolka, ale płakałem głównie z powodu stanu polskiej piłki.
Od następnego sezonu oglądałem każdy mecz, a nietransmitowane śledziłem z zapartym tchem na Telegazecie. Poprosiłem też tatę o prenumeratę “Piłki Nożnej”, dzięki czemu nad łóżkiem zawisł plakat z Krzysztofem Ratajczykiem. Gdy trochę podrosłem i sam już grałem w piłkę, na podwórku wszyscy biegali w koszulkach Raula, Ronaldo, Del Piero, a tylko ja w koszulce Pawła Skrzypka.
Młodzieńcza młodość do Legii nie wygasła z wiekiem?
Na chwilę się ochłodziło, gdy prawa do Ekstraklasy kupił Canal+ i mecze były zakodowane. Ale później się przyzwyczaiłem, wśród kropek i kresek bezbłędnie potrafiłem rozróżnić Radosława Wróblewskiego od Piotra Mosóra, więc ostatecznie miłość tylko się wzmocniła. Kiedyś w czasach nastoletnich całe wakacje pracowałem przy zbiorze truskawek, by wykupić sobie bilet do Warszawy i polecieć na mecz Legii. Tak dotarłem na 0:0 z Wisłą Płock w sezonie 06/07. Wspaniałe przeżycie, nie zapomnę go nigdy. Pamiętam nawet, że sędziował Środecki. Nie mogłem spać trzy dni po tym wydarzeniu. Następnego lata zarobiłem dość, by pojechać na wyjazd pociągiem do Łodzi – była adrenalina gdy wysiadałem na Fabrycznym.
Jak koledzy i bliscy reagowali na twoje zainteresowanie Legią?
Na początku z lekkim zdziwieniem, że nawet latem na plażę chodzę z szyją owiniętą szalikiem Legii, ale z czasem udało mi się ich zarazić. Zobacz, tu ja z kuzynem.
Carlitos wyjmuje tablet. Na tapecie Sylwester Czereszewski strzelający bramkę Rakowowi Częstochowa. Puszcza filmik:
Jest klub, do którego mógłbyś z Legii odejść?
Nie ma opcji. Choćby jutro zgłosiła się Barcelona czy Real Madryt, odpuszczam, nawet za sto razy mniejsze zarobki. Mogą sobie pomarzyć, kupić mnie najwyżej w FM-ie. Marzę, by zostać w Warszawie do końca życia, zapuścić tu korzenie, zrobić sobie na plecach tatuaż z Jackiem Cyzio, pewnego dnia prowadzać na Legię swoje wnuki. Po skończonej karierze piłkarskiej chciałbym zostać bębniarzem na Żylecie.
***
Piłkarzu, nikt nie oczekuje od ciebie szumnych deklaracji. Wszyscy wiedzą, że jesteś najemnikiem – owszem, może ci się bardziej podobać z różnych przyczyn w FC Saint Tropez niż w rumuńskiej piątej lidze, ale jeśli rumuńska piąta liga da ci pięć razy więcej kasy to tam pójdziesz i koniec pieśni.
Już był taki jeden, co mówił nawet, że budzi się rano i przypomina sobie jak nienawidzi Legii – zapytaj kibiców Lecha jak go wspominają i czy mu to pomogło. Jak klub z zapadłej angielskiej dziury – z tym, że grającej w Championship – złoży ci dostatecznie dobrą ofertę to zostawisz Warszawę bez mrugnięcia okiem. Tak jak jeden Brazylijczyk, który wolał czerwoną latarnię Serie A od Legii.
Po prostu graj dobrze w piłkę. Tego się od ciebie oczekuje. Zostaniesz tu na dłużej, opowiesz, co ci się podoba – OK, brzmi wiarygodnie.
Ale teraz trąci najtańszą wazeliną. Wazeliną, na którą rozmieniłeś wszelki szacunek, jaką zachował do ciebie jakikolwiek kibic Wisły, w której zaliczyłeś przełom w karierze.
Fot. FotoPyk