Dziś gruchnęła informacja, że Adam Danch – po czterech dniach od podpisania kontraktu – rozwiązał umowę z cypryjskim AS Nea Salamis Ammochostou. To nieprawda. Trudno rozwiązać umowę, skoro się jej jeszcze nie podpisało.
Krążąca dotychczas informacja o błyskawicznym podpisaniu i rozwiązaniu umowy brzmiała dość interesująco, zwłaszcza, że przy okazji pojawiały się pogłoski o “rozbieżnościach finansowych”. Kto przeczytał gołą notkę prasową o piłkarzu, który w piątek wiąże się umową a dopiero na początku tygodnia zaczyna ustalać szczegóły finansowe, mógł uznać Dancha w najlepszym wypadku za człowieka nie do końca poważnego.
To w sumie pierdoła, ale postanowiliśmy zapytać samego zainteresowanego, o co właściwie w tym niedoszłym transferze chodzi. No i okazało się, że – przynajmniej według Dancha – żadnego kontraktu nie podpisano.
– W piątek wracałem do domu, niektórzy dzwonili z gratulacjami. Mówiłem, że przecież nic nie podpisałem, dopiero jadę zobaczyć co i jak – przyznał nam. – Nie podpisałem żadnego kontraktu na Cyprze. Nawet nie rozwiązałem umowy z Arką. Po prostu dogadaliśmy się, że jeżeli uzgodnię wszystko na Cyprze, to klub nie będzie robił mi problemów ze zmienieniem pracodawcy. A teraz gdzieś czytam, że podpisałem kontrakt, nie dogadałem finansów, i po kilku dniach go rozwiązałem. To stawia mnie w złym świetle. Umówiliśmy się na pewne warunki, pojechałem na Cypr i niestety – finansowo nie wyglądało to tak, jak zostało wcześniej ustalone. Wróciłem do domu dzisiaj po południu, ale żadnego kontraktu wcześniej nie podpisałem. Po prostu nie wyszło i wróciłem do Polski. Normalne, tyle – kontynuował.
No i faktycznie tyle. Informację trzeba sprostować, bo domyślamy się, że to nie wina Dancha, że umówił się na pewne warunki, które później nie zostały dotrzymane.
NS
Fot. FotoPyk