Plan prawie wykonany. Pani prezes do Europy, Warta na prowincję

redakcja

Autor:redakcja

25 marca 2014, 16:30 • 4 min czytania

Jeszcze 4 lata temu pani Izabella فukomska-Pyżalska była jedynie nic nieznaczącą dziewczyną z rozkładówki Playboya. Gdy w styczniu 2011 roku zostawała prezesem Warty Poznań, wiedzieliśmy tylko, że będzie wesoło. Nie przypuszczaliśmy jednak, że aż tak. Pani prezes szybko dorobiła się tytułu „Wojciechowski w spódnicy” i z uśmiechem na zrobionych ustach zapowiadała. A to derby Poznania w Ekstraklasie, a to europejskie puchary na Stadionie przy Drodze Dębińskiej. Mówiąc krócej – budowanie przyzwoitej drużyny. Jeśli dziś ktoś powie „sprawdzam”, stan gry jest oczywisty, a zarazem bardzo smutny – jeśli mieliśmy do czynienia z budowaniem czegokolwiek, to był to tylko i wyłącznie wizerunek pani prezes.
Wystarczy zadać sobie proste pytanie: gdzie dziś – po ponad trzech wspólnie spędzonych latach – znajduje się Warta Poznań, a gdzie Izabella فukomska-Pyżalska? Zacznijmy od tej drugiej. Była jedną z setek dziewczyn, które rozebrały się dla polskiej odsłony pisma Hugh Hefnera, później zaliczyła jakiś epizod w serialu, o którym pamięta tylko Filmweb i zaczęła działać w biznesie. Jej nazwisko nic nie mówiło szerszej publiczności. Dziś jest wszędzie. Pojawiły się o niej wzmianki w światowych mediach, w polskich – zdążyła zagościć już na łamach prawdopodobnie wszystkich tytułów: od Tygodnika Powszechnego, przez Gazetę Olsztyńską, po portale plotkarskie. Celebrytka pełną gębą. W międzyczasie chciała dostać się nawet do zarządu PZPN, lecz na szczęście – dla polskiej piłki – ktoś w porę wcisnął czerwony krzyżyk. Została jej tylko piłka kobieca. Ostatnio postanowiła ruszyć na podbój Europy, dostała „dwójkę” – a więc bardzo dobre miejsce – na wielkopolskiej liście Twojego Ruchu w wyborach do Parlamentu Europejskiego. W trzy lata przebyła drogę od anonima do rozpoznawalnej w każdym domu persony, w dodatku z ambicjami na reprezentowanie Polski w poważnej międzynarodowej instytucji.

Plan prawie wykonany. Pani prezes do Europy, Warta na prowincję
Reklama

Teraz Warta. Klub z ogromnymi tradycjami, z tytułami mistrzowskimi na koncie i wiernymi kibicami. Jednym słowem: marka. Ostatnio lekko zakurzona, ale marka. Przed przyjściem pani prezes w styczniu 2011, drużyna z dołu tabeli I ligi. Wraz z rundą rewanżową (jeszcze przed pojawieniem się Pyżalskiej) Wartę przejął Bogusław Baniak i dobrze poustawiał niezłą kadrowo drużynę. Utrzymanie przyszło nadspodziewanie łatwo. Kolejny sezon – odchodzi Baniak, pani prezes zapowiada szturmowanie bram Ekstraklasy, na stanowisku trenerskim ruch jak dworcu. Efekt? 10. miejsce w tabeli I ligi. Sezon 2012/13: Warta przystępuje do rozgrywek z niezłą kadrą, lecz po rundzie jesiennej sytuacja w tabeli ani drgnęła – dalej miejsce dziesiąte. Następują cięcia kosztów, z klubem żegnają się kluczowi zawodnicy, pani prezes uskarża się w mediach i zapowiada koniec filantropii, co dla wielu było jedynie kolejnym happeningiem, mającym maskować nieudolne zarządzanie. Warta spada do drugiej ligi. Klub planuje szybki powrót na zaplecze Ekstraklasy, znajdują się pieniądze na zatrudnienie Rasiaka, Golińskiego, Scherfchena, Gregorka i paru innych graczy, którzy w Ekstraklasie zagrali łącznie tyle spotkań i strzelili tyle bramek, co cała pozostała druga liga zachodnia razem wzięta. Początek jest imponujący, lecz dziś klub pogrążony jest w głębokim kryzysie. Niektórzy zwalają całą winę na trenera-pozoranta, lecz na kilometr śmierdzi to tanią wymówką. Tymczasem reorganizacja rozgrywek i falstart w rundzie wiosennej oznaczają, że Warta bliżej jest spadku do trzeciej ligi (6 punktów przewagi nad strefą spadkową), niż awansu do pierwszej (7 punktów straty).

Kto zyskał, a kto stracił?

Reklama

Macie rzecz jasna prawo powiedzieć, że to jej (czy jej męża) prywatne pieniądze i jeśli ma ochotę, może z nimi robić, co chce. Miała plan/kaprys zainwestować w Wartę i przy okazji wypromować własne nazwisko? Jej sprawa. Tylko do czerwoności doprowadzają nas wyrzucane z jej ust – jak z karabinu maszynowego – górnolotne hasła takie jak: lokalny patriotyzm, chęć zrobienia czegoś dobrego dla zasłużonego klubu, filantropia. Do tego te autorytarne opinie w sprawach, o których – najzwyczajniej w świecie – nie ma zielonego pojęcia. Umówmy się: zmienianie trenerów jak rękawiczki, polityka transferowa prowadzona na wariata (raz wyrzucamy droższych piłkarzy, by po pół roku zatrudnić kolejnych) i zerwanie współpracy z zasłużonymi dla klubu ludźmi (Zbigniew Śmiglak), mówią wszystko o tym, jak klubem zarządzają państwo Pyżalscy. Jeżeli chcemy się bawić, to nie ma problemu, ale nie róbmy z tego przy okazji wielkiej misji i projektu społecznego.

فukomska-Pyżalska zmonopolizowała wręcz cały wizerunek klubu i używa go na własne potrzeby. Każdy plakat, bilbord i inny nośnik opatrzony jest jej twarzą. Z ciekawostek – nie kojarzymy drugiego takiego zespołu, który na oficjalnej stronie internetowej zamiast promować konto klubu na Twitterze, promuje konto… swojej pani prezes. I to – umówmy się – z niezbyt wyszukanymi treściami. Idąc dalej, hasło wyborcze فukomskiej-Pyżalskiej. „Warta Poznania” pisane zieloną czcionką. W pierwszej chwili zażartowaliśmy, że warta poznania, to może i ona była, ale kilka ładnych lat temu. A tak serio – jest to celowy zabieg, mający na celu przeniesienie popularności, jaką cieszy się zasłużony klub, na osobę, która w tym momencie dość nieudolnie nim zarządza, by ta mogła osiągnąć własne korzyści. My czujemy absmak, podobnie pewnie kibice Warty. Wolelibyśmy, by nie mieszała ona ze sobą spraw sportu i polityki. Zresztą, czy nie takie są wytyczne wszelkich organizacji? Jakoś nietrudno nam sobie wyobrazić, że ten sam klub, który ma pośrednio zapewnić Łukomskiej-Pyżalskiej mandat do Parlamentu Europejskiego, w przypadku elekcji zostanie przez nią porzucony. W imię „większej sprawy”, rzecz jasna.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama