Jak Kocian (nie) rotuje składem. Nie chce czy nie może?

redakcja

Autor:redakcja

25 marca 2014, 13:24 • 4 min czytania

Jeszcze parę tygodni temu śląscy dziennikarze w przypływie niekontrolowanej euforii zastanawiali się czy trener Ruchu, mając rzekomo wyrównaną kadrę, nie powinien częściej rotować składem i w meczach ze słabszymi rywalami grać drugim garniturem, by ten pierwszy oszczędzić już na grupę mistrzowską. Przed rozpoczęciem rundy w katowickim „Sporcie” czytaliśmy wręcz, że chorzowianie mają jedną z najbardziej wyrównanych kadrowo drużyn w Ekstraklasie, a na Śląsku to na pewno… Tymczasem najbardziej zasadne pytanie, jakie by można zadać dzisiaj, brzmi: gdzie podział się ten wspomniany garnitur rezerwowy? Bo póki co to Ruch jest jak skuteczny, całkiem prężny menedżer, który do każdego klienta, sześć dni w tygodniu, włącznie z sobotami, jeździ w tym samym, coraz bardziej spranym stroju.
Gdy rozmawialiśmy z Kocianem, jeszcze przed zamknięciem okienka transferowego, ten wyraźnie sugerował, że widzi kilka pozycji, które należałoby zdublować. – Dziwniel nie ma, na przykład, konkurencji na lewej obronie. Odszedł Janoszka, więc na jego miejsce również ktoś by się przydał – mówił wtedy. W efekcie ściągnięto Rolanda Gigołajewa, który dotąd nawet nie zadebiutował, ale ponoć szykowany jest na wypadek odejścia Dziwniela, całkiem prawdopodobnego latem. Na pozycji Janoszki z kolei mógłby grać Sebastian Janik, tyle że… nie może, bo Puszcza Niepołomice, z której trafił do Chorzowa, podniosła raban, że transfer odbył się bezprawnie i do dziś pomocnika nie udało się skutecznie zarejestrować.

Jak Kocian (nie) rotuje składem. Nie chce czy nie może?
Reklama

W międzyczasie, po serii sześciu zwycięstw, Ruch poniósł dwie porażki, więc od razu to, co do tej pory nazywane było przemyślaną strategią Kociana, dziś analizowane jest już jako problem.

Dobrze, w takim razie fakty.

Reklama

Fakty mówią, że właśnie Ruch jest tym klubem Ekstraklasy, który w bieżących rozgrywkach skorzystał z najmniejszej liczby zawodników. Dokładnie z 22, gdzie dla porównania – w Widzewie zagrało już 35. Liczba 22 w żaden sposób nie mówi jednak prawdy o koncepcji Kociana, który nie rotuje składem ani trochę. U Kociana, w rundzie wiosennej zwłaszcza, regularnie gra tylko 11 zawodników. Nie inaczej. Ł»elazna jedenastka, która praktycznie nie zmienia się od startu rozgrywek aż do teraz.

Buchalik, Szyndrowski, Malinowski, Stawarczyk, Dziwniel, Kowalski, Surma, Starzyński, Jankowski, Zieńczuk, Kuświk – wymienieni grają praktycznie non stop. W sześciu meczach rundy Kocian dokonał zaledwie dwóch roszad w wyjściowej jedenastce, przy czym tylko jedna z nich była niewymuszona. Za pierwszym razem wykartkowanego Stawarczyka zastąpił Konczkowski. Za drugim Konczkowski zluzował słabiej dysponowanego Szyndrowskiego. To jest wszystko. Tyle, koniec. A gdyby ktoś chciał zasugerować, że są przecież jeszcze zmiany, rezerwowi, którzy wchodzą w trakcie meczu, pytamy retorycznie: jakie zmiany?

Kocian tylko raz w tej rundzie dokonał kompletu zmian. W sumie, w ten sposób na boisku pojawiali się wyłącznie Włodyka, Babiarz i Smektała, przy czym cała trójka zaliczyła łącznie 126 minut w grze (72 Smektała, 25 Babiarz, 27 Włodyka).

-Teraz rodzą się pytania: czy ta żelazna jedenastka sprawdzi się na dłuższą metę? Czy mając już w kieszeni awans do czołowej ósemki, nie należałoby zacząć mieszać w składzie? A może grać na dwa składy – mocniejszy wystawiać z silnymi przeciwnikami, a dublerów na słabeuszy? – pisał „Sport” 4 marca.

Kocian od początku deklarował, że kiedy tylko będzie mógł, zamierza grać NAJLEPSZYMI. Inna rzecz, że wielkiego wyboru nie ma, zwłaszcza w ofensywie. Gadki o wyrównanej kadrze można włożyć między bajki. O ile w obronie znaleźliby się jeszcze Helik, Mrowiec czy Gieraga (no i Sadlok, który nie grał w piłkę od niepamiętnych czasów), o tyle z przodu nawet nie ma o czym mówić. Obecna sytuacja, w której kontuzję złapał Kuświk, uwypukla ją szczególnie – może go zastąpić wyłącznie Jankowski. Nikt inny i to kosztem przesunięć w drugiej linii. W kadrze Ruchu niby jest paru zawodników na sztukę – Mularczyk, Urbańczyk, Trojak, Lipski czy Korczyński, ale nikt dotąd ich nie widział i intuicja podpowiada, że prędko nie zobaczy. Alternatywa w postaci Smektały, Babiarza i Włodyki też budzi tylko uśmiech. Krzywy uśmiech.

Trochę niepoważnym byłoby już teraz mówić o zadyszce i nadmiernej eksploatacji żelaznej jedenastki – nie po sześciu meczach wiosny. Tyle że przed Ruchem jeszcze kolejnych dziesięć, w których z pewnością pojawią się i kartki, i kontuzje, i wreszcie zmęczenie. Może więc porażki z Piastem i Pogonią powinny służyć za przestrogę – że w Chorzowie niekoniecznie już do końca musi być pięknie i różowo. I zwycięsko.

PS Chociaż… Już w sobotę na Cichą przyjeżdża Podbeskidzie, więc lekki oddech od porażek – murowany.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama