Janczyk balansuje po cienkiej linie. Za nim pierwszy kryzys, raczej nie ostatni

redakcja

Autor:redakcja

25 marca 2014, 13:26 • 4 min czytania

Spore emocje budzi sensacyjna próba powrotu do piłki, jakiej podjął się Dawid Janczyk. To, że nie będzie łatwo, było oczywiste od samego początku. – Już w pierwszych dniach stycznia powtarzałem: Dawid w oficjalnych meczach nie zagra wcześniej niż za pół roku, a momenty zwątpienia – patrząc na jego zaległości, wcale mnie nie dziwią. Ani trochę – wyjaśnia trener rezerw Legii, Jacek Magiera, zagadnięty przez nas po dzisiejszym treningu o kondycję fizyczną i – przede wszystkim – psychiczną byłego piłkarza, za którego w 2007 roku Rosjanie z CSKA Moskwa zapłacili ponad cztery miliony euro.
Minęło właśnie sto dni, od kiedy Janczyk pierwszy raz po tym, jak mistrzowie Polski wyciągnęli do niego rękę, pojawił się na treningu drugiej drużyny. Od tamtej pory scenariusz wciąż pozostaje taki sam: pozostali zawodnicy trenują razem, a on gdzieś z boku, w jednym z narożników, pod okiem speca od przygotowania fizycznego wykonuje kolejne ćwiczenia koordynacyjno-sprawnościowe. Pompka i wyskok do główki, skipping między pachołkami i odegranie piłki z powietrza.

Janczyk balansuje po cienkiej linie. Za nim pierwszy kryzys, raczej nie ostatni
Reklama

– Ale walczy, próbuje. Jeśli już nie może zrobić tego płynnie, z grymasem bólu zbiera się z murawy. Tyle że uginające się od wysiłku kolana jakoś szczególnie nie ułatwiają mu sprawy – relacjonują młodzi legioniści. Podkreślają, że nie ma lekko, że pracuje według skrajnie monotonnego, zindywidualizowanego planu odbudowy podupadłego organizmu, ale za to coraz chętniej łapie kontakt w szatni. Czasami się uśmiechnie. Dla nich jest naocznym, do bólu walącym po oczach dowodem – piłkarzem trzeba być non stop, a nie nim bywać. Sztab szkoleniowy nie musi apelować: trenujcie, bo kariera to rzecz ulotna.

Latem minie siedem lat, odkąd wychowanek Sandecji Nowy Sącz w 1/8 rozgrywanych w Kanadzie Mistrzostw Świata do lat 20 strzelił gola Argentyńczykom. Wtedy do siatki trafiali również Aguero i Di Maria, a on bez problemów pokonał stojącego między słupkami Sergio Romero. Dziś nie ma nawet okazji, by sprawdzić Smyłka lub Halucha, ponieważ treningi z resztą drużyny rozpocznie najwcześniej w kwietniu… O ile się nie podda.

Reklama

W zeszłym tygodniu dwa razy przyszedł na trening wyjątkowo zmęczony. – Nie będę za 26-letnim chłopem ganiał i sprawdzał, jak się prowadzi i czy w ogóle się prowadzi. Zdarzały się dni, gdy nie pojawiał się na zajęciach, to prawda. Jesteśmy w stosunku do niego wyjątkowo cierpliwi, lecz ta cierpliwość ma swoje granice i pobłażliwości nie będzie – tłumaczy Magiera. Janczyk waży teraz 88,5 kilograma, co przy wzroście 181 centymetrów daje przynajmniej osiem kilogramów zbędnego bagażu. Nigdy nie należał do najszczuplejszych, zawsze walczył z tendencją do tycia, natomiast – przyznacie sami – na zdjęciu poniżej „efekt krągłości Jennifer Lopez” jest aż nadto widoczny. Figura gruszki – jakoś tak to szło.

Kryzys, kryzys, kryzys. Pierwsze pięć kilogramów spadło bardzo szybko, było kwestią jakiegokolwiek ruchu. Nie „trzy razy w tygodniu na miasto” – jak kilkanaście tygodni temu zwierzał się w rozmowie z Przeglądem Sportowym, lecz trzynaście rundek dookoła boiska.

Pierwsze, drugie, siódme, trzynaste, albo jeszcze więcej. I tak dzień w dzień. Chłopaki schodzą do szatni, a przed nim „dogrywka” pod czujnym okiem Tomasza Grudzińskiego. Podczas wyjazdu rezerw Legii na zgrupowanie, Janczyk został w Warszawie, gdzie męczył go Sebastian Karst, specjalizujący się w doprowadzaniu kontuzjowanych graczy do stanu używalności. – Trochę nad Dawidem popracował, myślałem nawet, że na zachętę dam mu zagrać w sparingu z Mamrami Giżycko, jednak akurat pojawiły się problemy z przeciążeniami w kolanach. To typowe dla ludzi z nadwagą, którzy zaczęli się ruszać – ze stoickim spokojem opowiada Magiera.

Czy trener, który widzi go na co dzień, naprawdę wierzy, że niesfornemu Janczykowi uda się zostawić w tyle demony przeszłości – alkohol, używki i toksycznych znajomych? – To przecież nie chodzi o to, żebym ja miał taką nadzieję. Nie odpowiem na pytanie. On sam musi ją mieć i być nadzwyczaj konsekwentny – szkoleniowiec wyraźnie akcentuje ostatnie zdanie. Bo nikt rozsądny nie da gwarancji, że się uda, że Janczyk znów będzie piłkarzem. Są szanse, ale bardziej prawdopodobny jest wariant pesymistyczny. Nadgonienie pewnych elementów może się okazać zbyt trudne, wręcz nie do przeskoczenia.

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama