Nykiel się zlitował i w akcie desperacji dopisał punkt nędznemu Podbeskidziu

redakcja

Autor:redakcja

23 marca 2014, 15:30 • 2 min czytania

Mecz Podbeskidzia z Cracovią spokojnie mógłby kandydować do najgorszej propozycji programowej, jaką między 13. a 15. zaproponowały telewidzom polskiej stacje. Zazdrościmy wszystkim, którzy w tym czasie umilali sobie sobotni obiad oglądaniem „Prawa Agaty” albo „U Pana Boga w ogródku”. Kibice w Bielsku wprawdzie żegnali swoich zawodników gromkim „Dziękujemy! Dziękujemy!”, ale to świadczy wyłącznie o jednym – że ich granica tolerancji na beznadziejny futbol jest nietypowo przesunięta.
Wojciech Stawowy już zestawieniem wyjściowej jedenastki udowodnił, że twardo trzyma się swojej wizji i nie zamierza dawać więcej czasu Przemysławowi „przecież strzelił trzy bramki” Kicie, ani tym bardziej Kapustce (kimkolwiek jest Kapustka, trzeba byłoby zapytać prezesa Filipiaka). Dał go Papadopoulosowi, który nie tylko okazał się jednym z najlepszych zawodników na boisku (co wcale nie oznacza, że był dobry, spokojnie – nota 5 na 10) , ale jeszcze zdobył bramkę, co… No, tu zaskoczenie – jak wskazują statystyki we wszystkich dostępnych źródłach, coś takiego zdarzyło mu się zaledwie dwa razy w karierze. W 113 ligowych występach w 3 różnych ligach 25-letni Grek zaliczył dotąd dokładnie trzy trafienia.

Nykiel się zlitował i w akcie desperacji dopisał punkt nędznemu Podbeskidziu
Reklama

Podbeskidzie, mimo że formalnie ma w kadrze sześciu napastników i aż trzech z nich kupiło w ostatnim okienku transferowym, znów testowało grę bez napastnika, czyli formalnie – ze Stąporskim, który i tak zszedł z boiska zanim się na nim objawił. Na początku zastanawialiśmy się: „co innego może z tego wyjść, niż nudne 0:0?”. I co? No, na przykład nudne 1:1. Cracovia pod względem tak zwanej kultury gry, (tym razem dość szumnie powiedziane) biła na głowę Podbeskidzie, które prezentuje ostatnio futbol wybitnie prymitywny. W pierwszej połowie gospodarze nie oddali ani jednego celnego strzału, a po przerwie największe zagrożenie wywoływali… długimi wyrzutami z autów. Nie po raz pierwszy okazało się, że aby strzelić gola, nieźle natrudzić musi się przeciwnik. Tym razem konkretnie Nykiel, który w akcie desperacji nabił sobie piłkę w rękę, w dodatku w polu karnym, co skrzętnie wykorzystał Sokołowski.

Podbeskidzie uratowało remis, ale jednocześnie zanotowało piąty kolejny mecz bez zwycięstwa. Strzeliło też, licząc tylko rundę wiosenną, drugiego gola na własnym boisku – drugiego po rzucie karnym i generalnie coraz bardziej staje się zespołem, tak jak Widzew, zupełnie niedającym argumentów, by chcieć jego dalszych występów w Ekstraklasie. Kto dziś kibicuje Podbeskidziu, ręka w górę? Właśnie. Cracovia zresztą też grabi sobie coraz bardziej. 27. kolejkę ligi może zakończyć nawet na 11. miejscu.

Reklama

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Niels Frederiksen o planach na wiosnę i swojej przyszłości w Lechu

Braian Wilma
7
Niels Frederiksen o planach na wiosnę i swojej przyszłości w Lechu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama