Cuda. Kocian nawet z Kuświka zrobił piłkarza

redakcja

Autor:redakcja

08 marca 2014, 19:54 • 5 min czytania

Smuda ostatnio na swój chłopski rozum próbował tłumaczyć, że kiedy drużyna ma odpowiednich zawodników, to jej trener może – cytując przynajmniej za piątkowym „Sportem” – się położyć na leżance i klaskać uszami. Robota wykona się sama. Problem w tym, że każdego, kto by próbował nas przekonać, że ten komfort mają akurat w Ruchu Chorzów, czym prędzej wysłalibyśmy na badania. Na dziś widzimy tylko dwa możliwe scenariusze, przy czym sami skłanialibyśmy się do tego drugiego. Albo Jacek Zieliński był aż tak nieudolny w swoim fachu, albo Jan Kocian nagle robi z „niebieskimi” cuda. Albo, albo…
Najważniejsze fakty są takie: Wisła przegrała właśnie pierwszy domowy mecz w tym sezonie, pierwszy od dokładnie drugiego maja 2013. Chorzowianie z kolei wygrali po raz szósty z rzędy – nie ma w lidze drugiego zespołu, który w bieżących rozgrywkach zaliczyłby podobną serię. Idąc dalej – Ruch właśnie przeskoczył Wisłę, zostając wiceliderem tabeli i ma w niej zaledwie 5 punktów straty do Legii. Piszemy „zaledwie”, bo przecież po ścięciu punktów o połowę, to dystans do zniwelowania jednym meczem.

Cuda. Kocian nawet z Kuświka zrobił piłkarza
Reklama

Wracając do tego, co działo się przy Reymonta – nie było to spotkanie, które w Krakowie będzie się pamiętać latami, ale od Ruchu nikt nie wymagał dzisiaj fajerwerków, tylko skuteczności, a tę chorzowianie mieli na wystarczająco dobrym poziomie. Zwłaszcza skuteczność w defensywie. Wisła, która – przypomnijmy – w tym sezonie wygrała u siebie 10 razy, w pierwszej połowie nie oddała celnego strzału.

Ruch nie grał pięknie, bo on generalnie pięknie gra rzadko kiedy, ale ujmujące jest to, że w tej drużynie każdy, absolutnie każdy wie za co odpowiada i co ma robić na boisku. Nie ma tu artystów. Tu jest jedenastu rzemieślników, którzy do bólu solidnie wykonują swoją pracę. I ten Kuświk, który nagle strzela 10. gola w sezonie. I ten asystujący Dziwniel, od kilku miesięcy grający bardzo równo i solidnie. Aż dziwne, że ten chłopak, występując na tak newralgicznej pozycji jak lewa obrona, nie dostał powołania nawet do kadry w krajowym składzie Mimo że aby pojechać do ZEA wystarczyło być Lewczukiem.

Reklama

Wisła miała dziś sporo mankamentów. Po pierwsze – zabrakło Głowackiego, który w obecnej formie w ataki przeciwników wchodzi bezczelnie i z butami, trzyma tę linię obrony jak nikt inny. Nalepa, w porównaniu z nim, to jeszcze uczniak, który najpierw nieśmiało pyta czy może przeszkodzić, a dopiero potem działa. Po drugie – jak zwykle brakowało błyskotliwej gry skrzydłami. Pisaliśmy to już przed startem rundy rewanżowej i dziś tylko wypada to powtórzyć: głównym mankamentem Wisły z przodu jest absolutny brak klasowych skrzydłowych, bo Sarkiego z Guerrierem należy traktować w kategorii żartu. No i po trzecie Ruch – Ruch po prostu zrobił swoje. Albo jeszcze więcej. W końcówce niby mocno się zakotłowało, ale to był przede wszystkim efekt indywidualnego (częściowo naprawionego) błędu Buchalika.

Przy okazji dzisiejszego meczu doszło do jeszcze jednego niebezpiecznego precedensu…

Kibice Wisły, ci z najzagorzalszego sektora dopingującego, nie weszli na trybuny w związku z karą nałożoną na nich po derbach Krakowa. Nie weszli, a mimo to udowodnili, że nawet pozostając poza stadionem byli w stanie zakłócić porządek. W dbałości o bezpieczeństwo zamykamy sektory albo wręcz całe stadiony, a tu się nagle okazuje, że racę na boisko można wrzucić nawet z ulicy. Tak, dokładnie tego dokonali dziś fani Wisły i nie musimy chyba przekonywać, że było to (kolejnym zresztą) skrajnym idiotyzmem. Obiekt Wisły nie został zamknięty w całości po derbach, z czym nie mogli pogodzić się niektórzy… sympatycy Cracovii, no to zobaczymy, jak odpowiednie władze zareagują teraz. Race na murawie były? Były. Uwiecznione.

Zaskakująco przyzwoity mecz obejrzeliśmy zaś w Białymstoku. To znaczy- pierwsza połowa to było 100% piłki w piłce. Zero kopaniny. Coś, co przynajmniej częściowo przypominało mecze z – hmm – dolnej połówki tabeli Primera Division? Wiele zmieniło się natomiast po gwizdku, kiedy na grze w piłkę skupiła się jedna drużyna. Jagiellonia Białystok, która zaliczyła drugie zwycięstwo z rzędu, lecz tym razem – w przeciwieństwie do poprzedniej kolejki – dał je ktoś o IQ wyższym niż u pantofelka. Ł»arty żartami, ale jeśli chcecie się przekonać, co znaczy tajemne określenie „kultura gry“, to po prostu obejrzyjcie dzisiejszy występ paczki Stokowca. Naprawdę było na co popatrzeć.

Abstrahując już od pięknej bramki Grzyba – co najmniej przyzwoicie zagrała cała ofensywa. Coraz lepiej z przodu wygląda młody Dźwigała, dwoi się i troi Gajos, jak zwykle inteligentnie gra Piątkowski, a wszystkim dyryguje doskonały duet Quintana – Pazdan. Pierwszy – do bólu efektywny, choć dziś niekoniecznie efektowny, a drugi… Do Pazdana tak naprawdę ciężko się o cokolwiek przyczepić. Niby – głównie przez liczbę żółtych kartek – uchodzi u nas za drwala czy drewniaka, a to naprawdę jest niezły piłkarz, który – podobnie jak Grzyb – nie szuka gry na alibi, tylko ciągle prze do przodu. Jak jeszcze dośrodkowania poprawią Waszkiewicz i Straus, to może być naprawdę pięknie, ale…

Nie, nie róbmy sobie nadziei. Jagiellonia to wciąż drużyna chimeryczna. Teraz atrakcyjna, za tydzień bezbarwna jak Podbeskidzie. Powtarzalność, panowie, powtarzalność. Tego cholernie wam brakuje.

Kubeł zimnej wody dostali dziś natomiast kibice Zagłębia, które wcale nie grało jakiejś strasznej padaki, jak jesienią, ale trafiło na zbyt kreatywnego przeciwnika. Lubinianie tak naprawdę mogli nawet myśleć o zwycięstwie, gdyby lepszą skutecznością popisał się Piech. Były snajper Sivassporu harował dziś jak wół, ale za zmarnowanie genialnego podania od Piątka w końcówce pierwszej połowy powinien wrócić do Lubina pieszo. Jak mawia Frank Rijkaard – Piątek rzucił mu takiego cukierka, że trzeba było go tylko skonsumować.

A tak to Zagłębie, co najmniej do jutra, będzie nieśmiało spoglądać na siebie. Jeśli Podbeskidzie pyknie Piasta – co, umówmy się, niekoniecznie jest trudnym zadaniem – to team Lenczyka powita następną kolejkę ze strefy spadkowej.

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
0
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama