Zawisza nakierował Górnika w stronę… drugiej ósemki. Korona z Lechią łeb w łeb.

redakcja

Autor:redakcja

07 marca 2014, 22:55 • 3 min czytania

Jeśli Sebastian Dudek chce zakończyć karierę będąc na szczycie (takim osobistym, bardziej Bieszczady niż Himalaje), to niewątpliwie dzisiaj jest dobra ku temu okazja. Pomocnik Zawiszy Bydgoszcz oddał dwa kapitalne strzały, bramkarz Górnik uznał nawet, że tak kapitalne, iż próba interwencji byłaby nie tylko niestosownością, lecz zwykłym chamstwem. Przepuścił więc piłkę dwukrotnie i pozwolił Dudkowi cieszyć się z tych filmowych trafień.
Zawisza wygrał z Górnikiem Zabrze 3:1, czyli tak nisko, jak to było tego dnia możliwe. Goście zaatakowali tak naprawdę raz, zdobyli gola, komentatorzy podkreślali, że taki gol daje spokój i pozwala „kontrolować grę”. Jaka to była kontrola, przekonaliśmy się, gdy bydgoszczanie wreszcie zaczęli ładować w bramkę. Zaczął fantastycznym wolejem Geworgian, zakończył wspomniany Dudek. W równym stopniu kiedyś San Marino kontrolowało grę na Wembley po zdobyciu gola w pierwszej minucie…

Zawisza nakierował Górnika w stronę… drugiej ósemki. Korona z Lechią łeb w łeb.
Reklama

Ryszard Wieczorek, trener zabrzan, przed meczem stwierdził, że tym razem jego zespół ma pomysł na grę, ale wystarczyło spojrzeć na facjatę trenera, by zorientować się, że musi to być pomysł kiepski.

Musimy tego biedaka uświadomić – każdy pomysł, który zakłada udział Roberta Jeża, jest kiepski. Jak nie popieramy przemocy fizycznej, tak nie możemy wyjść ze zdumienia, że na przydatności tego pseudopiłkarza poznali się w ostatnich latach jedynie chuligani w Lubinie, natomiast kolejni szkoleniowcy permanentnie się kompromitują, zestawiając podstawową jedenastkę. Jeśli PZPN dba o rozwój polskiego futbolu, to specjalnie dla co bardziej tępych trenerów należałoby przygotować wykład w szkole trenerskiej w Białej Podlaskiej: „Jak należy wykorzystać umiejętności Roberta Jeża i dlaczego oddając go największemu wrogowi”.

Reklama

Oczywiście jest całkiem możliwe, że apel o pozbycie się Jeża należy kierować już do następnego trenera Górnika, bo do Wieczorka chyba nie należy się przywiązywać. Do tej pory z dziewięciu meczów, wygrał dwa: z Podbeskidziem i Widzewem. Miarą beznadziei w Zabrzu niech będzie wywiad z Bartoszem Iwanem przeprowadzony w przerwie.

– Mamy nadzieję, że dowieziemy to zwycięstwo, bo jest bardzo ważne w walce o górną ósemkę – powiedział, widząc najwyraźniej, że to już nie o europejskie puchary idzie walka. A przecież zimę Górnik spędził na drugim miejscu…

Mądrości ludowe często są idiotyczne, ale czasem tkwi w nich recepta na uniknięcie bolesnej porażki. Jedna z nich? Nie dyskutuj z idiotą, sprowadzi cię do swojego poziomu i pokona doświadczeniem. Naturalnie nie mamy zamiaru krytykować tu Korony, która ma swój styl i konsekwentnie się go trzyma, dziś bowiem nagany należą się przede wszystkim lechistom. Zawitali do Kielc, do jaskini lwa i zaczęli grać w to, co Korona lubi najbardziej – sprowokuj, kopnij, przepchnij, trzaśnij, ewentualnie w momencie kryzysu dośrodkuj albo uderz z dystansu. Lechia dała się zaprosić do tańca, a najlepiej oddaje to starcie Sadajew-Jovanović-Korzym. Sympatyczny brodacz wdaje się w przepychankę, po czym zalicza spotkanie oko w oko z „Korzeniem” i tylko arbiter chroni snajpera pracownika Lechii przed szamotaniną.

Tak wyglądał cały mecz. Lechia starała się odpowiedzieć pięknym za nadobne, ale ich wślizgi, przepychanki i cwaniactwo wyglądały niemrawo przy werwie koroniarzy. Wszystko to oglądało się fatalnie, ale trzeba oddać gospodarzom, że taka taktyka przynosiła efekty. Tym bardziej, że Lechia nie dysponowała dzisiaj ani jednym zawodnikiem, który choćby zbliżył się do poziomu Jovanovicia. Ten zaś był wszędzie, wygrał dla Korony cały środek rozmontowując ataki Lechii i jednocześnie rozpoczynając akcję swojego zespołu, a na koniec dmuchnął bramkę, która zrównała w tabeli oba zespoły.

Co jeszcze warto zapamiętać z Kielc? Cóż, broda Sadajewa, nienaganne łysiny Probierza, Bąka, Korzyma i Pylypczuka, ewentualnie wściekle zielony krawat polskiego Guardioli. Liczba zapamiętanych przez nas detali odwrotnie proporcjonalna do atrakcyjności oraz tempa meczu. Spotkanie do zapomnienia, drużyny zrównały się punktami w tabeli i nadchodzący tydzień na pewno spędzą pod kreską.

Najnowsze

Niemcy

Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu

Wojciech Piela
1
Potulski rośnie w siłę, ale Mainz bez zwycięstwa w polskim meczu
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama