Semir Stilić: Większe kluby pytały o mnie, kiedy byłem młodszy

redakcja

Autor:redakcja

16 lutego 2014, 21:00 • 12 min czytania

– Zapytań w każdym okienku było dużo. Różnica jest taka, że kiedy miałem 21 czy 22 lata pytały o mnie większe kluby. Dziękuję Bogu, że jestem zdrowy, nie miałem żadnej poważnej kontuzji i mogę robić to co lubię. Będąc graczem Lecha, przez cztery lata ani razu nie prowadziłem rozmów transferowych. Dopiero gdy odchodziłem na Ukrainę. Nigdy nie było sytuacji, że ktoś z Poznania przyszedł do mnie i powiedział: „przysłali dobrą ofertę, dogadaj się to będzie transfer”. Pozostaje mi mieć satysfakcję, że razem z Lewandowskim, Peszką i resztą stworzyliśmy być może najlepszego Lecha w historii – tak w rozmowie z Weszło mówi Semir Stilić, od niedawna piłkarz Wisły Kraków. Dlaczego uważa, że w Turcji i na Ukrainie nie zawiódł piłkarsko, ani tym bardziej nie zamierza przyznać, że powrót do Polski jest jego porażką? Zapraszamy do lektury.

Semir Stilić: Większe kluby pytały o mnie, kiedy byłem młodszy
Reklama

„Chcę grać w piłkę tam, gdzie ta gra mnie będzie cieszyć” – stwierdziłeś po ostatnich wojażach.
– Praca, jeśli chcesz ją wykonywać dobrze, nie może być dla ciebie ciężarem. Tylko wtedy to ma sens. Z piłką nożną jest tak samo. Jeśli nie masz spokojnej głowy, nigdy nie dasz z siebie maksimum możliwości.

Skąd przekonanie, że ten spokój będzie w Wiśle?
– Wisła walczy o najwyższe cele – o mistrzostwo, o grę w Europie. To wystarczy. Przekonałem się, że nie potrafię wycisnąć z siebie tego maksa będąc w klubach, które nie grają o „coś”. Do tego jest tu trener Smuda. Kraków to piękne miasto, a w Polsce spędziłem już szczęśliwe cztery lata.

Reklama

Ani Karpaty Lwów, ani Gaziantepspor nie miały wielkich celów.
– Tak się ostatecznie okazało.

Musiałeś o tym wiedzieć już w momencie transferów.
– Kiedy odchodziłem z Lecha, we Lwowie była faza grupowa Ligi Europy. Mecze z PSG, Sevillą, Borussią Dortmund. Karpaty sprowadzały piłkarzy z Schalke (Levan Kenia) czy z Rayo Vallecano (Borja Gomez). Plany były duże, ale wielu zawodników zostało tam tylko na rok czy nawet pół roku, bo okazały się one nierealne.

Tam radości z gry nie było?
– Nie było. Chociaż dawałem z siebie wszystko, co kibice docenili, wybierając mnie piłkarzem rundy w klubie. Szkoda, że działy się tam takie dziwne rzeczy. Nigdy wcześniej nie widziałem, na przykład, żeby 19 piłkarzy w jednym czasie zostało wystawionych na listę transferową.

Dlaczego do tego doszło?
– Karpaty zajęły dopiero 14. miejsce w lidze. Pojawiły się poważne problemy finansowe, a wydatki były duże i klub zareagował nerwowo. Szczerze, nie sądziłem, że takie historie w ogóle mają miejsce. Dopiero we Lwowie poznałem tę drugą stronę piłki.

Jakub Tosik też. Bardzo dobrze (nasz wywiad z Tosikiem do przeczytania TUTAJ >>).
– On już powiedział wszystko na ten temat. Wolałbym się do tego nie odnosić i zostawić to za sobą.

W twoim przypadku skala problemów była bez porównania mniejsza.
– Ale to też nic przyjemnego, kiedy widzisz, że twój kolega jednego dnia normalnie trenuje, a już następnego okazuje się, że ma na trening w ogóle nie przychodzić. Dlaczego? Nie wiadomo. Kiedy to się dzieje w twoim klubie, myślisz o tym, co się stanie jutro, czy tobie nie przytrafi się coś podobnego. To nie jest fajna atmosfera. Jeden piłkarz jest ważny, drugi jest nieważny, za chwilę się to zmienia… Uczciwie grałem tam przez 10 miesięcy. Zrobiłem swoje i na szczęście jestem znowu w Polsce i nie muszę o tym myśleć.

Ukraina skusiła cię dużymi pieniędzmi.
– Skłamałbym, gdybym powiedział inaczej. Który piłkarz nie patrzy na zarobki? Ronaldo dostanie 12 milionów rocznie, to Messi od razu chce 15. Dostanie 15, to tamten chce 20. Ja też mam rodzinę na utrzymaniu, bliskich w Bośni, którym od sześciu lat staram się pomagać. Ale nie poszedłem do Karpat tylko ze względu na finanse. Liga ukraińska jest naprawdę silna. Wydawało mi się, że idę do klubu, który będzie o coś walczył.

Przez te półtora roku utrzymywałeś kontakt z Polską?
– Oczywiście. Dima Injac to mój najlepszy przyjaciel. Kiedy przyjeżdżałem do Lecha, miałem tylko 20 lat. On był ode mnie o sześć czy siedem starszy, bardzo dużo mi pomagał i myślę, że zostaliśmy kolegami już do końca życia. Z Ivanem Djurdjeviciem też miałem stały kontakt. Do tego raz na jakiś czas z trenerem Smudą. Czasami do siebie dzwoniliśmy. Kiedy został selekcjonerem też życzyłem mu wszystkiego najlepszego.

Mówił, że w swojej drużynie zawsze ma dla ciebie miejsce?
– Nie było takich rozmów. Nie sądziłem, że wrócę do Polski.

Czyli uznajesz to za osobistą porażkę.
– Nie. Teraz już cieszę się, że znów będę grał tutaj. Nie jestem Polakiem. Dla mnie to cały czas jest zagranica. W Bośni mieszkają 3 miliony ludzi, do tego jest może 20 – 30 piłkarzy, którzy występują w klubach na wysokimpoziomie. Ja jestem jednym z nich, gram poza Bośnią od sześciu lat. Czy to powód do rozczarowania? W każdej chwili mogę powiedzieć, że robię dobrą karierę i jestem szczęśliwy.

Ok, ale plan był inny. Miałeś piąć się w górę, a nie zataczać koło z Lecha do Wisły.
– Mam 26 lat, pyta o mnie wiele klubów. Z polskiej ligi trafiłem do silniejszej, jaką jest ukraińska. Później poszedłem do Gaziantepsporu, a to też był lepszy zespół niż Karpaty. Jeden z czterech, które nigdy nie spadły z tureckiej ekstraklasy, obok Besiktasu, Galatasaray i Fenerbahce. Czyli znowu w górę…

A później już winda w dół.
– Taki los piłkarza.

Bardzo starasz się nie przyznać do rozczarowania.
– Gdziekolwiek byłem, starałem się, żeby wyszło dobrze.

Na Ukrainie wyszło dobrze? O indywidualną formę teraz pytam.
– Drużynie nie wyszło, skoro mieliśmy walczyć o Ligę Europejską. Ale indywidualnie – grałem tam przez dziesięć miesięcy, byłem ceniony przez kibiców. Nie było super, ale przynajmniej nieźle.

A w Turcji wyszło dobrze?
– A ile ja tam byłem? Trzy miesiące? Myślę, że nie jestem ani pierwszym, ani ostatnim zawodnikiem, który wyjeżdża stamtąd zaraz po tym jak przyjechał. Dlatego nie patrzę na ten etap jak na katastrofę.

Mogłeś odejść z Lecha w lepszym momencie? Wcześniej? W wyższej formie?
– Zapytań w każdym okienku było dużo. Różnica jest taka, że kiedy miałem 21 czy 22 lata pytały o mnie większe kluby. Dziękuję Bogu, że jestem zdrowy, nie miałem żadnej poważnej kontuzji i mogę robić to co lubię. Będąc graczem Lecha, przez cztery lata ani razu nie prowadziłem rozmów transferowych. Dopiero jak odchodziłem na Ukrainę. Nigdy nie było sytuacji, że ktoś z Poznania przyszedł do mnie i powiedział: „przysłali dobrą ofertę, dogadaj się to będzie transfer”. Pozostaje mi mieć satysfakcję, że razem z Lewandowskim, Peszką i resztą stworzyliśmy być może najlepszego Lecha w historii.

Dlaczego Jose Mari Bakero zrobił w Lechu wiele złego? To twoje słowa.
– Nie chcę teraz mówić, że Bakero to słaby trener, czy coś w tym kierunku. Nie ma sensu do tego wracać.

Ale ty ewidentnie potrzebujesz zaufania od trenera, takiego klepania po plecach…
– Potrzebuję. Każdy piłkarz lubi wiedzieć, że jest ważny. Tak już mam, że jak to zaufanie otrzymuję, to dostaję skrzydeł i jestem całkiem innym zawodnikiem. Zobacz na pierwszy rok w Lechu ze Smudą…

A Sergen Yalcın? Jakie skojarzenia wywołuje to nazwisko?
– Nie, nie. Przede wszystkim, to w Gaziantepsporze trener w ogóle nie był problemem.

W takim razie kto? Na początku grałeś, po czym zmienił się trener i zostałeś odstawiony.
– Tam był bardzo duży problem finansowy. Na dodatek w Turcji mają limit sześciu obcokrajowców w meczowej osiemnastce, a u nas było ich dziewięciu. Do tego wydaje mi się, że nie byłem spośród nich najtańszy. Musieli oszczędzać, a mój kontrakt obowiązywał tylko przez pięć miesięcy. Od początku wiedzieli, że na mnie nie zarobią, więc w pewnym momencie po prostu przestałem wchodzić na boisko.

Ktoś ci ten klub polecił, zachwalał? Dlaczego Turcja?
– Miałem tam znajomego – Harisa Medunjanina, Bośniaka, który gra tam już drugi sezon. Dużo rozmawialiśmy. Wiedziałem od niego, że klub ma swoje problemy, ale ogólnie polecał ten kierunek. Dopiero po jakimś czasie zrobiło się znacznie gorzej. Były oczywiście pozytywne rzeczy – religia taka jak w Bośni, kuchnia też podobna. Tylko że poszedłem tam grać w piłkę, a z tym było gorzej. Na początku strzeliłem trzy gole w Pucharze Turcji, potem jednego w lidze, a i tak ciągle coś się zmieniało. Jednego dnia zdobyłem bramkę w meczu z Fenerbahce, za tydzień nie było mnie już w kadrze, bo trener bardziej potrzebował zagranicznego napastnika, a limit obcokrajowców go blokował i ktoś musiał wtedy zwolnić miejsce.

W ciągu roku z Gaziantepu odeszło 17 zawodników. Przyszła podobna liczba.
– Sam widzisz. Limit obcokrajowców – niby sześciu, a w klubie – dziewięciu. Można by zapytać: po co trzech ponad limit? Po co płacić za nich niemałe pieniądze? Przecież właśnie przez to później dzieją się dziwne rzeczy.

I w Karpatach, i w Gaziantepsporze trenerzy ustawiali cię tak, jak w Lechu.
– Czasem było to 1-4-2-3-1, czasem 1-4-4-2, ale pozycję miałem cały czas tę samą. Zawsze w środku pola.

Chrapek, Garguła, Stilić… Zmieścicie się wszyscy w jednym składzie?
– O to już trzeba pytać trenera. Ze swojej strony mogę powiedzieć tylko, że wygląda to obiecująco i mam nadzieję, że skutecznie przełożymy to na ligę. Dobrze mi się współpracuje z Gargułą, Chrapkiem oraz Brożkiem. To są zawodnicy, którzy potrafią grać w piłkę.

Pamiętam jak przechodziłem do Lecha… Wtedy jeszcze nikt się nie spodziewał, że w Poznaniu powstanie tak mocny zespół, który poznają wszyscy w Europie. Nawet ja niczego o Lechu nie wiedziałem. Nigdy o nim nie słyszałem. Tylko tyle, co powiedziało mi kilku kolegów, kiedy okazało się, że oferta z Polski jest najkonkretniejsza. Ale widzisz… Minęło sześć lat i dziś w Bośni wiele osób wie, co to jest Lech Poznań. Wydaje mi się, że Wiśle też w moim kraju przybędzie teraz trochę fanów.

Trzy lata temu mówiłeś: „W Polsce mogę grać tylko w Lechu”.
– Na pewno niczego takiego nie powiedziałem.

W sensie: w Lechu, bo kolejnym krokiem musi być wyjazd do silniejszej ligi.
– Miałem 22 czy 23 lata, byłem mistrzem Polski z Lechem. Weźmy takiego Chrapka. Czy, przy całym szacunku do innych polskich klubów, byłby sens, żeby on odchodził teraz do innego zespołu Ekstraklasy?

Byłeś jednak większą gwiazdą tej ligi niż dziś Chrapek. Ale żeby nie zbaczać z tematu: czy to nie jest tak, że wracasz do Wisły, bo wiesz dokładnie, co cię tu możesz spotkać? Wiesz, kto jest trenerem, wiesz jaki jest poziom ligi, wiesz, że to nie za wysokie progi. Taka bezpieczna opcja.
– Czy bezpieczna to dopiero zobaczymy…

Utrzymujesz, że miałeś inne oferty.
– Miałem z Belgii, z Holandii i z Chorwacji. Zastanawiałem się, rozmawiałem z rodzicami. Tylko że nawet kiedy byłem w Sarajewie i spotykałem różnych ludzi, słyszałem od nich: „Semir, wracaj do trenera Smudy”.

Semir, teraz to chyba przegiąłeś. Nie wierzę, że w Bośni ktoś mógł tak mówić.
– To jest to, o czym już wcześniej opowiadałem. Kiedy trafiłem do Polski, nikt w Bośni nie wiedział, co to za drużyna, w której będę występował. Teraz wiedzą wszyscy, którzy się interesują piłką. Lubią mnie, cenią mój styl gry, więc śledzą, co się ze mną dzieje. Ze Smudą jest tak samo, jak z Lechem. Teraz już go znają, bo gazety nieraz pisały, że Stilić może wrócić do byłego trenera, który robił z nim sukcesy w innym klubie.

A rodzice? Co mówili?
– Ł»ebym poszedł tam, gdzie piłka mnie będzie cieszyć, gdzie będę grał i mógł walczyć o najwyższe cele.

Dlatego mówiłem o bezpiecznej opcji.
– Miałem fajne oferty z Belgii czy z Holandii, ale ta z Wisły była taka… najbardziej realna i kompletna.

Co ten Smuda w sobie ma? Tak konkretnie.
– Wierzy we mnie. No i zawodnik może się przy nim rozwinąć, bo trener Smuda obojętnie jaki klub prowadzi, ma wyniki. Był w Widzewie – zrobił wynik, był w Lechu – zrobił wynik, w Wiśle – zrobił i teraz robi znowu.

Tylko w kadrze nie zrobił.
– Nie wiem na ile realne mieliście oczekiwania. Polska była gospodarzem Euro, ale kto powiedział, że Rosja albo Czechy to nie są mocni rywale? To trochę tak jak u nas w Bośni. Najpierw wielka euforia, bo pierwszy raz weszliśmy do mistrzostw świata, a teraz już się wszyscy spodziewają, że wyjdziemy z grupy. To jest właśnie piłka. Emocje, wielkie oczekiwania. Dlatego potem wychodzą rozczarowania.

Ok, nie będziemy spierać się o Euro, zmieńmy temat. Nie jest tajemnicą, że kontrakt z Wisłą finansowo nie jest najlepszy w twojej karierze, ani drugi, ani chyba nawet trzeci…
– Tak to jest. Czasem z jednej strony się dostaje, a z drugiej los ci zabiera. Na Ukrainie i w Turcji dostałem bardzo dobre warunki, których nie można porównywać z Polską, ale ja mam ciągle 26 lat, nie zamierzam jeszcze kończyć z piłką. Na ten moment najważniejsze jest dla mnie to, że mogę się znów cieszyć ze swojej pracy, nie myśleć o tym, co było wcześniej i pomagać rodzinie, bo zamierzam to robić przez całe życie.

Twoje przyszłe zarobki są mocno uzależnione od tego, co pokażesz na boisku.
– Rozmawiam z kolegami i na przykład w Niemczech tak skonstruowana jest większość umów. W ligach typu turecka albo ukraińska kluby muszą dać na początek dużo więcej, żeby obcokrajowcy w ogóle chcieli do nich przyjść. Ale ja się nie boję wyzwań. System motywacyjny to dobry kierunek dla klubu. Przynajmniej nie ma później takich sytuacji, że nagle brakuje pieniędzy, bo ktoś za dużo obiecał.

Świetnie mówisz po polsku, Semir…
– W każdym kraju, w którym byłem, starałem się uczyć. Cztery lata w Polsce pozwoliły mi nauczyć się języka dosyć dobrze. Nawet bez nauczyciela. Wystarczyło przebywanie w szatni, z ludźmi.

Tuż przed odejściem z Lecha, gdy nagle wybuchła afera, że zaintonowałeś przyśpiewkę obrażającą Legię, przekonywałeś, że nie wszystko rozumiesz. Słaba bajka, prawda?
– Nie, nie, do tego nie wracajmy. Zdarzyło się i nie ma o czym mówić. Jeśli ja już o tym zapomniałem, to kibice tym bardziej. Co było, to było… Teraz mogę już powiedzieć tylko, że mam szacunek do każdego przeciwnika i Legii też się on należy. Tam też są zawodnicy, którzy pracują tak samo ciężko jak ja, też chcą osiągać sukcesy, też pomagają swoim rodzinom…

Kary nie uniknąłeś. Tłumaczenia nie miałeś zresztą najwyższych lotów…
– Ja już naprawdę zostawiłem to za sobą. Poniosłem swoją karę i od dawna się nie zastanawiam się czy ta kara była taka, czy była inna. Przeszłość jest bez znaczenia. Jeśli ktoś źle o mnie myśli, to nic na to nie poradzę. Postawą na boisku postaram się pokazać, że dobrze, że Semir Stilić znów gra w tej lidze.

Rozmawiał PAWEف MUZYKA

Fot. Adam Koprowski / wisla.krakow.pl

Najnowsze

Hiszpania

Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”

Braian Wilma
0
Były piłkarz o pobycie w Barcelonie: „Nie chciałem z nikim rozmawiać”
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama