O przebijaniu się w Fiorentinie, rozmowach z trenerem Montellą, rywalizacji z gwiazdami, tweecie Cezarego Kucharskiego i uciążliwych powołaniach do kadry U-21 porozmawialiśmy z Rafałem Wolskim, który w końcu, po świetnym meczu z Atalantą, liczy, że spędzi na boisku więcej minut niż w ostatnich miesiącach.
To jak? Będzie przełom czy znów za szybko się podniecamy?
Na pewno będzie ciężko o grę w każdym meczu. Tym bardziej, że w Lidze Europy – jak wiemy – nie wystąpię. A liga? Powinno być łatwiej, bo pokazałem kilka atutów w ostatnim spotkaniu. Czasem decydują ułamki sekund – raz akcja wyjdzie, raz nie. Tym razem wyszło, myślę, że kibice oraz dziennikarze to zapamiętają i na pewno w końcu odżyłem. Poczułem ulgę, że w końcu się udało i ta ciężka praca przyniosła efekt. Jeśli będę dobrze trenował, to tych szans powinno się pojawiać coraz więcej.
Poczułeś ulgę czy radość?
Ulgę, radość, euforię… Wszystko.
Włoskie media zalały cię komplementami i różnymi porównaniami. Któreś szczególnie cię rozbawiło?
Ten komiks z Buddą i porównania do Roberto Baggio. A poza tym? Było sporo miłych opinii – po to się gra – ale włoskiej prasy praktycznie nie przeglądam. Dopiero teraz, po meczu, po raz pierwszy porozmawiałem z dziennikarzami w mixed-zonie. Fajnie, że nikt mnie tu jeszcze nie skreślił. Wszyscy we mnie wierzyli i powtarzali: „spokojnie, spokojnie, przyjdzie twój moment“.
A ty wierzyłeś? Bo ostatnio wydawało mi się, że raczej nie.
Szczerze? Trudno o pozytywne myśli, kiedy na treningu widzisz, że nie jesteś gorszy od pozostałych i w meczach spokojnie byś sobie poradził, a nie grasz. Pewność siebie uciekała. Mijały kolejne spotkania, a ja ciągle na ławce. Trudno w takiej sytuacji utrzymać formę. Przed oknem transferowym poprosiłem trenera Montellę o rozmowę. Powiedział, że jest ze mnie bardzo zadowolony, przez ten rok zrobiłem ogromny postęp i że lubi oglądać mnie w treningu. Tylko czasem mu trudno wystawić niedoświadczonego zawodnika, gdy do dyspozycji ma innych, bardziej przygotowanych do gry.
Wierzyłeś mu czy były to dla ciebie puste słowa?
Z jednej strony wierzyłem, z drugiej pojawiały się momenty zwątpienia. Nie było widać po trenerze, że faktycznie jest ze mnie zadowolony. Inni pracownicy klubu wypowiadali się o mnie pozytywnie, co pozwalało mi w siebie wierzyć.
Kto cię najbardziej podnosił na duchu?
Chyba ja sam (śmiech).
Dalej się nie odzywasz w szatni?
U nas funkcjonują tam praktycznie wszystkie języki poza włoskim (śmiech). Cały czas trzymam się z Serbami, nauczyłem się trochę ich języka… A Włochów ilu mamy? Z czterech? Ale ze starszymi przecież nie będę wychodził na miasto.
Nie chciałeś w pewnym momencie postawić sprawy jasno i wprost zaapelować do działaczy o wypożyczenie?
Częściej o tym mówiłem menedżerom, bo czułem, że to już odpowiedni moment na zmianę otoczenia. Sam trening w tak mocnej drużynie jak Fiorentina dużo daje, ale nie wystarczy. Mecz to mecz.
Jaki kierunek brałeś pod uwagę? Mówiło się o Bolonii, Grashoppers, wracał też temat Legii…
Od początku powiedziałem, że chciałbym zostać we Włoszech, bo znam język i nie miałbym problemu z wejściem do drużyny. Nie brałem pod uwagę wypożyczenia za granicę. Pojawiały się zapytania z Serie A i z Serie B, ale w większości tych klubów nie dostałbym gwarancji grania. Rozpatrywali mnie pod kątem uzupełnienia składu. Nie interesowało mnie to. Byłem też bliski odejścia do Sampdorii, która chciała wykupić 50 procent mojej karty. Rozmawiałem już nawet z Pawłem Wszołkiem, pytałem o klub, ale Fiorentina w ostatniej chwili postawiła zaporową kwotę i zablokowała transfer. A inne kluby? Sam nie wiem. Kucharski i włoski menedżer powiedzieli, że będą mnie informować o pewnych rzeczach, a nie spekulacjach. O powrocie do Legii myślałem z kolei nie teraz, ale jeszcze w poprzednim okienku. Nie lubię się poddawać.
Które teraz miejsce zajmujesz w hierarchii środkowych pomocników?
Nie wiem, naprawdę. Gramy 3-5-2 lub 4-3-3, a mnie przymierza się do środka, na „ósemkę”. Rywalizuję tak naprawdę z całym środkiem. Borja Valero, Fernandez, Aquilani, Anderson…
I naprawdę nie czujesz się gorszy?
Szczerze mogę powiedzieć, że to podobny poziom. Ale – wiadomo – na początku było mi trudniej, bo przyjechałem po kontuzji i potrzebowałem dużo czasu na odzyskanie pewności siebie i formy. Teraz jeśli przekonam do siebie trenera, to liczę, że w końcu będzie na mnie stawiał częściej. Może nie od początku, ale przynajmniej chciałbym wchodzić w drugiej połowie.
A do kiedy dajesz sobie czas, by się przebić do pierwszego składu?
Jakieś myśli w głowie się pojawiają, ale podchodzę do tego ze spokojem. Nie ma sensu snuć długofalowych planów.
Spodziewałeś się, że w Fiorentinie zrobisz większy krok do przodu?
Spodziewałem się, że rozegram więcej meczów. Ale postęp zrobiłem bardzo duży. Statystyki zupełnie go nie odzwierciedlają.
Kiedy jeszcze zupełnie się nie liczyłeś w Fiorentinie, twój agent, Cezary Kucharski, napisał na Twitterze, że „Rafał przede wszystkim musi chcieć zostać piłkarzem“. Brzmiało to jak zarzut – jakbyś osiadł na laurach.
Dla mnie ten tweet też był dziwny. Czarek nigdy nie widział mojego treningu we Włoszech, nie mówił mi tego prosto w oczy, tylko napisał w internecie. Trochę mnie to wkurzyło, ale już sobie wszystko wyjaśniliśmy.
Kolejna drażliwa kwestia to reprezentacja U-21. Powołania do niej – jak powiedziałeś w rozmowie z Polsatem – przeszkodziły ci w klubie.
Tak, przeszkodziły, mogę to przyznać. Nie byłem w dobrej formie, kiedy na początku mojego pobytu w Fiorentinie jeździłem na kadrę. Ostatnio jednak naprawdę zasługiwałem na grę. Chłopaki i członkowie sztabu mówili, że wyglądam dużo lepiej niż pół roku wcześniej. Sam też się tak czułem, liczyłem na występ, a wiadomo, jak jest w tak dużym klubie, kiedy zawodnik jedzie na U-21 i nie wychodzi na boisko. Pytali: – Dlaczego nie grasz?
– Nie wiem, ciężko powiedzieć. Trener ma taką koncepcję.
Dziwnie to odbierali… Myślę, że mi to przeszkodziło, bo akurat w meczach poprzedzających wyjazdy na kadrę albo dostawałem parę minut, albo po prostu dobrze wyglądałem na treningach. A wracając, musiałem wszystko zaczynać od nowa, co było trudne.
Gdybyś powiedział, że nie chcesz dostawać powołań, ostro dostałoby ci się w mediach.
Bałem się tego. Wiadomo, jak odebraliby to kibice i dziennikarze. Wszyscy stanęliby po stronie trenera. Wolałem zacisnąć zęby i na tę młodzieżówkę pojechać, choć wielkiej radości z tego nie miałem. To znaczy – atmosferę mamy tam świetną, super się dogaduję z chłopakami, ale z graniem było trudno.
Rozmawiałeś o tym z trenerem Dorną?
Próbowałem raz, ale się nie udało.
Zadzwoniłeś i nie odebrał?
Nie, na odległość nie rozmawialiśmy.
To czemu się nie udało? Dorna sprawia wrażenie dostępnego człowieka.
Niby tak, niby tak… Wolę nic nie mówić. Nie mam jednak nic przeciwko kolejnym wyjazdom na młodzieżówkę. Każdy chce grać w reprezentacji. Czasem tylko przyjdzie człowiekowi zderzyć się z trudną rzeczywistością.
Rozmawiał TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK