Pamiętacie jeszcze Marco Paixao? Tak, to ten chłopak z trzynastego zespołu Ekstraklasy, który od pięciu meczów nie strzelił gola, a ostatni raz z akcji (czyli nie z karnego) ukłuł w październiku 2013. Jasne, nie chcemy go deprecjonować, to nadal najlepszy zawodnik Śląska, jeden z lepszych napastników ligi i generalnie gość, którego lubimy i szanujemy. Z drugiej strony zimny prysznic w postaci szybkiego wymienienia jego osiągnięć z ostatnich siedmiu kolejek z pewnością się przyda – Marco odleciał bowiem w okolice zbadane wyłącznie przez legendarnego Macieja Bartoszka.
Myślę, że gdyby ktoś mi pomagał tak jak ja staram się pomagać młodszym kolegom, to teraz grałbym w Realu Madryt. Jestem tego pewny w stu procentach.
Któż mógł powiedzieć takie słowa? Pewnie jakiś ultra kozak, który regularnie zamiata ligą portugalską, ale jest już za stary na transfer na Bernabeu? A może snajper z innego hiszpańskiego klubu, który masakruje obrońców La Liga, ale zaczął przygodę z piłką zbyt późno, by zaistnieć w naprawdę poważnym klubie?
Nie. Słowa te wypowiada Marco Paixao, zdobywca dziesięciu goli w Ekstraklasie, człowiek z dorobkiem bramkowym na poziomie Łukasza Teodorczyka. Facet, który regularnie i na ostro strzelał wyłącznie w ligach ogórkowych – na Cyprze i w Polsce. Przepraszamy was najmocniej, ale nie wierzymy w aż tak potężne skoki potencjału. Nie wierzymy, że człowiek, który przez całe życie zwiedzał kraje pokroju Szkocji, Cypru, Polski czy Iranu, tak naprawdę był o krok, od zrobienia kariery Ronaldo, zabrakło mu tylko gościa, który pokazałby jak się biega i celnie strzela.
Nie. Marco, zejdź na ziemię. Grasz w Polsce, zresztą nie połykasz tej ligi, jesteś po prostu jednym z lepszych napastników w Ogórkolandzie. Przestań gadać o reprezentacji Portugalii i Realu Madryt, bo z sympatycznego gościa, który strzela fajne bramki stajesz się dla nas przybyszem z Kosmosu, który zresztą w coraz szybszym tempie odlatuje na planetę matkę. Nie idź tą drogą, prosimy.
Fot.FotoPyK