Gilewicz o Miliku, Augsburgu i kolejnym dyrektorze z generacji mistrzów świata

redakcja

Autor:redakcja

11 lutego 2014, 14:15 • 4 min czytania

Dziś parę słów o Augsburgu. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że mamy tu sympatyczny polski akcent w osobie Arka Milika. Po drugie z tego względu, że drużyna, która obok Brunszwiku była przecież głównym kandydatem do spadku z Bundesligi, notuje ostatnio świetną serię – ośmiu kolejnych meczów bez porażki.
Duże marki: Hamburg, Brema są tam, gdzie być na zdrowy rozum nie powinny, a mali z Augsburga, klubu z trzecim najniższym budżetem w całej lidze (niższy mają tylko Freiburg oraz Brunszwik), pokonują w weekend VFB Stuttgart 4:1. Tu finansowe porównanie też jest zresztą dość brutalne. Stuttgart – 40 milionów euro rocznie, Augsburg – tylko 17. Czasem dziwimy się, nawet w polskiej Ekstraklasie, że zespoły bez dużych nazwisk w składzie nagle potrafią zaliczyć świetną rundę. W przypadku Augsburga widzimy jednak fajną kontynuację pracy, przez trzy kolejne lata od awansu. W efekcie, ten obecny zapowiada się jako najlepszy w dotychczasowej historii klubu.

Gilewicz o Miliku, Augsburgu i kolejnym dyrektorze z generacji mistrzów świata
Reklama

Nie boję się napisać, że Arek Milik – mój krajan z Tychów (podobnie zresztą jak Kuba Świerczok, Krzysiek Bizacki, Mirek Widuch czy Bartek Karwan) – ma dziś dość pewne miejsce w pierwszym składzie. Na ławce siedzi Sascha Moelders. Raul Bobadilla jest kontuzjowany i mam wrażenie, że Arek wykorzystał sytuację. Jasne, nie strzela z regularnością, ale nie zapominajmy, że ten chłopak 20 lat skończy dopiero w tym miesiącu. Najważniejsze, że gra i dobrze się rozwija. Jeśli zwrócimy uwagę na detale, takie jak gra ciałem czy szukanie piłek na boisku, widać, że radzi sobie coraz lepiej. Kiedy zaliczał pierwsze minuty w Leverkusen, sporo mu brakowało. Ale w ostatni weekend, gdy akurat komentowałem mecz Augsburga ze Stuttgartem, oglądało się go z dużo większą przyjemnością.

Czasy się zmieniają, zmieniają się schematy. Dziś piłkarze muszą umieć się odnaleźć w coraz to nowych sytuacjach i na nowych pozycjach. Dobry przykład Lahma, który przez 10 czy 15 lat grał w obronie i nagle okazuje się jednym z najlepszych defensywnych pomocników. Arek, przy zachowaniu wszelkich proporcji, też umie sobie z tym radzić. Nie jest przywiązany do swojego miejsca. Cały czas pozostaje pod grą i w przyszłości może być naprawdę dobrą opcją dla selekcjonera, jako przeciwwaga dla Lewandowskiego. Nie mamy napastników o podobnym potencjale.

Reklama

Niektórzy będą się nabijać, że póki co dwa razy strzelił do pustej. Ale tam też trzeba być, trzeba tam się umieć znaleźć i pracować na taką sytuację nieraz przez 90 minut. Dlatego: Arek, nie zwalniaj. A będziemy mieć pociechę.

Zwłaszcza, że sytuacja sprzyja…

Bo co by było, gdyby Augsburg, tak jak przewidywano, miał poważne problemy z utrzymaniem? Kto wie, czy trener dawałby mu szanse, gdyby sytuacja była bardziej podbramkowa. Jeszcze kilka miesięcy temu powiedziałbym pewnie o Augsburgu: „nie da się tego oglądać”, ale dziś patrzy się na ten zespół z przyjemnością. To, co bardzo się ostatnio rzuca w oczy, to naprawdę dobrze poukładana linia defensywna, w której zresztą pojawia się jeszcze jeden polski akcent. Matthias Ostrzolek – podstawowy lewy obrońca. Chłopak, który ma 23 lata i polskie korzenie. Wymieniany nie tak dawno w kontekście występów w naszej kadrze, bo jego rodzice są przecież Polakami. W niedzielę byłem pod dużym wrażeniem jego gry zarówno w defensywie, jak i w ofensywie. I gdyby można było go powołać, chociaż sprawdzić w reprezentacji, ja jak najbardziej bym go rekomendował.

Sama drużyna – bez gwiazd, aczkolwiek bardzo zdyscyplinowana taktycznie.

Arek jest ostatnio jedynym, wysuniętym napastnikiem. Z tyłu zostaje doświadczony Halil Altintop, do tego dochodzą skuteczne boki. Gra zespołu opiera się tak naprawdę na tych dwóch piłkarzach – prawoskrzydłowym Hahnie i lewoskrzydłowym Wernerze. Hahn strzelił w niedzielę dwa gole, więc w całym sezonie ma już dziewięć plus cztery asysty, Werner – cztery bramki i aż siedem asyst. Teoretycznie grają więc jednym napastnikiem, a w praktyce przechodzą na ustawienie z trójką, dzięki czemu Milik ma naprawdę duże wsparcie.

Opłacało się wytrzymać ciśnienie z trenerem Weinzierlem. Stosunkowo młodym, bo 39-letnim. Choć w Augsburgu znakomitą pracę wykonuje przede wszystkim dyrektor sportowy. Człowiek numer jeden po prezesie, odpowiadający nie tylko za skład personalny i ściąganie zawodników, ale będący też przełożonym dla trenera. Stefan Reuter, były mistrz świata i mistrz Europy, podobnie jak jego kolega Michael Zorc, wykonuje kawał dobrej roboty i wygląda na to, że rodzi nam się kolejny uznany dyrektor sportowy. Z tej samej generacji byłych mistrzów świata, obdarzonych w klubach Bundesligi naprawdę dużym zaufaniem.

RADOSفAW GILEWICZ

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama