W dzisiejszej prasie mamy przynajmniej kilka materiałów, na które warto zwrócić uwagę. Po pierwsze dość obszerny wywiad z Robertem Lewandowskim. Kilka tekstów o transferach Legii czy zagmatwanych przypadkach Prejuce`a Nakoulmy. Wreszcie warto również rzucić okiem na wypowiedzi Waldemara Kity, polskiego właściciela FC Nantes, który niegdyś chciał odkupić Wisłę od Bogusława Cupiała, mówi, że mógł zainwestować poważne pieniądze, kto wie – może nawet awansować z polskim zespołem do Ligi Mistrzów. Ale ostatecznie skończyło się na słowach i nie kupił niczego.
FAKT
W dzisiejszym wydaniu dość klarowna sytuacja. Dwa główne materiały. Reszta to przystawki. Pierwszy, o którym trzeba wspomnieć to tekst z wypowiedziami Waldemara Kity, właściciela FC Nantes. Powtórzymy się: mówi, że mógł wydać ogromne pieniądze i zbudować poważny klub w Polsce, ale… jakoś ich nie wydał.
Właściciel FC Nantes, polski biznesmen Waldemar Kita (61 l.), przyznaje, że na futbol wyłożył już blisko 100 milionów euro. – Te pieniądze mogłem wydać w Polsce, pewnie wystarczyłoby na Ligę Mistrzów. Ale nie udało się kilka lat temu kupić Wisły Kraków i moje plany nieodwracalnie się zmieniły – mówi nam Kita. To Polak ze Szczecina, który już w latach 70. wyemigrował do Francji. Pokaźnej fortuny dorobił się na firmie produkującej sprzęt medyczny – jego majątek szacowany na ponad 150 mln euro. Od 2007 roku jest właścicielem FC Nantes, którego udziały wykupił za ponad 10 mln euro. Jego klub zajmuje miejsce w środku tabeli Ligue 1. Ale zanim na dobre zabrał się za piłkarski biznes we Francji, proponował Bogusławowi Cupiałowi (58 l.) odkupienie udziałów w Wiśle Kraków. – Chodziło o kwotę przewyższającą tę, za jaką kupiłem FC Nantes. Ja rozumiem, że pan Cupiał po prostu nie chciał sprzedać Wisły i bardzo szanuję go za to, ile dla tego klubu zrobił. Ale z mojej perspektywy prawda wygląda tak, że gdybym te wszystkie pieniądze, które wyłożyłem na piłkę za granicą, zainwestował w Polsce, to pewnie mielibyśmy już tę wytęsknioną Ligę Mistrzów. I też trochę mi żal, że tak się nie stało – mówi Kita. Potwierdził, że chodzi o kwotę bliską 100 mln euro. Jednak nie tylko akcje Wisły mogły trafić w ręce mieszkającego we Francji Polaka.
Może trzeba było kupić jakiś inny, za marne pięć milionów, zamiast stu? Niekoniecznie Wisłę. Niestety sam Kita twierdzi, że klarowny pomysł miał wyłącznie na ten jeden klub z Krakowa.
Tekst numer dwa, zajmujący prawie dwie strony, czyli obszar dość niespotykany w przypadku Faktu to wywiad z Robertem Lewandowskim. Rozmowa na wiele tematów, godna polecenia.
Było blisko, żeby trafił pan do innego klubu? Wojciech Szczęsny mówił, że namawiał pana na przejście do Arsenalu.
– To prawda, kilka razy rozmawialiśmy o tym.
Mocno namawiał? Podsuwał dokumenty do podpisania?
Aż tak to nie, ale kilka razy rozmawialiśmy, a właściwie mówił ciągle Wojtek. Ja tylko słuchałem. Opowiadał, jak to wygląda w Arsenalu, jak widzi moją rolę w klubie Arsene Wenger. Przede wszystkim przed Ligą Mistrzów trenowaliśmy w ośrodku Arsenalu, więc kilka ważnych osób z tego klubu było na naszych zajęciach. Tak, tę informację od Wojtka mogę spokojnie potwierdzić.
Inny mocny akcent stycznia, związany poniekąd z transferem do Bayernu, to incydent z młodym kibicem Borussii, którego rzekomo pan uderzył. Jak to było? Lewandowskiego trzeba się bać na ulicy?
– Nie, spokojnie. Nie biję. Od samego początku to była dziwna sytuacja. Wszystko zostało wyjaśnione, nie ma żadnego problemu. Wydaje mi się, że druga strona tego zajścia wiedziała, że źle zrobiła, było jej przykro i dla mnie ta sprawa jest zamknięta. Już o tym nie myślę. Tak naprawdę nic wielkiego się nie wydarzyło, a trochę szumu wokół tego było.
Zareagował pan szybko, przedstawiając swoją wersję. Okazała się prawdziwa?
– Wiedziałem, że sytuacja jest oczywista. Wiedziałem, że media mogą to podchwycić i dodać sporo od siebie, albo próbować jakoś to naciągnąć, a tego absolutnie nie potrzebowałem. Zdawałem sobie sprawę, jaka jest faktycznie sytuacja. Wiedziałem, że nie będzie żadnych problemów, bo prawda leżała po mojej stronie. Kilka osób widziało to zdarzenie. Moje sumienie było na tyle czyste, że spokojnie mogłem dalej trenować i grać.
Jest jeszcze sporo innych wątków. Lewandowski oczywiście mówi w charakterystyczny dla siebie sposób, często tak, żeby niczego nie powiedzieć, ale warto do tego materiału zajrzeć.
Reszta, jak wspomnieliśmy, to tylko przystawki:
– Wisła nie sprzedała Chaveza, więc nie kupi Dudki
– Nakoulma nie pójdzie do Besiktasu, to może do Legii?
– Collins John będzie grał w amerykańskim San Antonio Scorpions.
RZECZPOSPOLITA
W „Rzepie” wreszcie tekst o piłce. „Karnawału może nie być”, czyli o Brazylii przed mundialem.
Jedno z popularnych haseł demonstrantów brzmi: „Nie chcemy, żeby nasz kraj był piękny tylko dla gringos”. Zapewniają, że kochają futbol, ale miłość nie może przesłonić tragicznych gospodarczych i społecznych skutków mistrzostw świata. Ostrzegają przy tym, że obecne demonstracje to zaledwie niewinne igraszki i przygotowania do masowego protestu podczas słynnego karnawału w Rio na początku marca. Aktywiści z poparciem wielu znanych osobistości i artystów rozpoczęli akcję „Okupujemy karnawał w Rio” i zapewniają, że już nie zrezygnują z walki. Grożą paraliżem i karnawału turnieju o mistrzostwo świata. Władze szkolą policjantów, ściągają ekspertów do walki z tłumem z zagranicy, a na mobilizujący demonstrantów hashtag „Nie będzie mundialu” odpowiadają „Mundial będzie”. To wszystko budzi ogromne obawy, a artysta piłki Zico, którego nazywano w latach siedemdziesiątych „Białym Pelem”, przestrzega: „Brazylijczycy zdystansowali się od mundialu z powodu ogromnej korupcji. I to wszyscy. Stąd nie można tego protestu lekceważyć. Jego skutki mogą okazać się niewyobrażalne”. Obecne gwiazdy brazylijskiej reprezentacji David Luiz i Hulk otwarcie solidaryzują się z protestującymi, a Neymar na swoim blogu napisał: „Chcę, żeby Brazylia była krajem uczciwym, bezpiecznym, zdrowszym i sprawiedliwszym”.
Tekst jest długi, dość wyczerpujący, ale sporo tego już widzieliśmy / słyszeliśmy / czytaliśmy.
GAZETA WYBORCZA
Pora się przyzwyczaić, że w Gazecie Wyborczej, jako że zbliżają się igrzyska w Soczi, królować będą sporty zimowe. Dziś, jak to ostatnio często bywa, jedyny futbolowy materiał znajdziemy w wydaniu regionalnym. Gazeta Stołeczna pisze o planach transferowych Legii Warszawa.
Jesienią pion skautingowy mistrza Polski zarzucił sieci na blisko 20 piłkarzy. W dużej części to gracze gotowi od razu wejść do pierwszej jedenastki, pozostali to młodzi, którzy mogliby powoli wprowadzać się do drużyny. Część z nich była nawet po pierwszych rozmowach z przedstawicielami Legii, ale wszystko zmieniło się po przyjściu trenera Berga. Według jego koncepcji liderowi ekstraklasy potrzeba zupełnie innych piłkarzy. M.in. z tego powodu upadł transfer Orlando Sa. 25-letni napastnik cypryjskiego AEL Limassol porozumiał się już w sprawie kontraktu, kluby dogadały także warunki transferu, ale Berg nie był entuzjastą sprowadzenia Portugalczyka. Po obserwacji jesiennych spotkań Legii w lidze i pucharach norweski szkoleniowiec doszedł do wniosku, że rzadko się zdarza, by jego zespół grał z kontry. Najbardziej potrzeba mu więc piłkarzy, którzy umieliby odnaleźć się w ataku pozycyjnym. Stąd pomysł, by grać w sparingach z Henrikiem Ojamą jako najbardziej wysuniętym zawodnikiem. Estończyk przez większą część kariery grał jako rozgrywający i w myśl jednego z wariantów miałby razem z Miroslavem Radoviciem stanowić parę środkowych atakujących. Ale to nie znaczy, że kibice Legii nie doczekają się nowej twarzy. By zabezpieczyć konkurencję wśród napastników, jeśli przyjdzie drużynie zagrać w najbardziej klasycznym ustawieniu, niemal na pewno sprowadzony zostanie Ondrej Duda. Transfer się przeciąga, bo oficjalnie atakujący słowackiej młodzieżówki do 1 marca nie może rozmawiać z innym klubem. Prawdziwe są też informacje „Przeglądu Sportowego” o zainteresowaniu Burkińczykiem Prejuce`em Nakoulmą z Górnika Zabrze. Ale ta propozycja wyszła od menedżera piłkarza, a on sam wielokrotnie zmieniał zdanie w sprawie przejścia do innego klubu, czyniąc swój transfer coraz mniej interesującą sagą. Nie jest również plotką obserwacja Izraelczyka z polskim paszportem Tomera Hemeda z Mallorki. W jego przypadku problemem może być niedawna poważna kontuzja ścięgna Achillesa.
Leśnodorski zapowiada, że od kolejnego okna transferowego z Legii nie wypłynie żadna pogłoska, bo nieustające spekulacje wyłącznie szkodzą negocjacjom. Szczerze wątpimy, że to się uda. Poza tym okazuje się, że Henning Berg niedawno uznał, że znaczące wzmocnienia nie są mu teraz konieczne.
SPORT
Okładka dzisiejszego Sportu:
Na początek, jakże mogłoby być inaczej, kawałek o transferze Nakoulmy. Ponoć Legii nie stać na Nakoulmę. Zabawne, że mówimy o zawodniku, na którym za pół roku klub nie zarobi ani grosza.
– Z tego, co mówiliśmy dzisiaj w klubie, to Legii nie stać na Nakoulmę. On sam absolutnie nie jest też zainteresowany grą w innym polskim klubie. Chce wyjechać, najlepiej do Francji. Moim zdaniem ni się już nie zmieni – mówi Stanisław Oślizło. (…) Od Besiktasu, który ponoć w ostatniej chwili sam zrezygnował z pozyskania piłkarza, zabrzanie mieli dostać 350 tysięcy euro. Od Legii raczej chcieliby więcej. Także ze względów wizerunkowych. Kiedy pojawiły się informacje, że Legia jest zainteresowana piłkarzem Górnika, obok Nakoulmy pojawiło się nazwisko Mateusza Zachary. Legia nie kryje, że szyka środkowego napastnika, a Zachara też był na liście piłkarzy, którzy ewentualnie mogli zimą opuścić Zabrze. To jednak ślepy trop. Klub odrzucił ofertę Celty Vigo, ale ponoć Zachara dostał obietnicę, że latem jeżeli będzie ciekawa oferta, Górnik nie będzie blokował jego wyjazdu – czytamy na drugiej stronie.
Z kolejnego tekstu dowiadujemy się, że do Ruchu Chorzów ma dołączyć Słowak Kamil Kopunek. W przeszłości kapitan Spartaka Trnawa, mający w CV udział w mundialu 2010. W wygranym 3:2 spotkaniu Słowacji z Włochami strzelił nawet gola dającego awans do 1/8 finału turnieju.
Dalej tekst o kadrze U-21. Na dłuższą metę nie ma w nim niczego ciekawego. Zademonstrujmy:
Ze względu na brazylijski mundial, selekcjoner reprezentacji młodzieżowej będzie mieć bardzo niewiele okazji, by zgromadzić swoich podopiecznych. De facto w pełnym składzie z udziałem kadrowiczów na co dzień grających poza granicami kraju młodzieżówka spotka się tylko raz, w marcowym terminie UEFA. – I będą to niestety tylko cztery dni na wspólną pracę – przypomina Marcin Dorna. Pod koniec kwietnia odbędzie się kolejna konsultacja. – Tym razem głównie o charakterze selekcyjnym – tłumaczy trener Dorna. Pojawią się tam również gracze młodszych roczników, kandydujący do gry w kadrze U-21 (…) Na razie sztab skupia się na śledzeniu występów kadrowiczów w klubach. A w przypadku stranierich niestety nie jest najlepiej. Dorna zwraca uwagę na przeprowadzkę Piotra Parzyszka z drugiej ligi holenderskiej do Championship. – Rozmawiałem z nim już po zmianie barw. To na pewno logiczny ruch, jeśli chodzi o perspektywy rozwoju – dodaje opiekun naszej młodzieżówki.
Na kolejnych stronach jeszcze kilka drobiazgów.
Piast Gliwice jest zdecydowany na hiszpańskiego pomocnika Gerarda Badię, ale potrzebuje jeszcze przynajmniej dwóch dobrych nazwisk – tak deklaruje Dariusz Dudek. Do pomocy, ewentualnie do ataku. Jest też fragment o odejściu Zbozienia: Od początku był na ten transfer zdecydowany. Można powiedzieć, że pod względem finansowym Amkar Perm przebił nas niemożliwie. Nie było nawet o czym dyskutować. Mamy problem, ale w pewnym sensie też i satysfakcję. W końcu „Zboziu” przyszedł do nas jako piłkarz bez nazwiska, podobnie jak Darek Trela, który też prawdopodobnie niedługo nas opuści – dodaje Dudek.
SUPER EXPRESS
Super Express uderzył dziś mocno w niemieckie klimaty. Na początek mamy rozmowę z Ludovikiem Obraniakiem. O transferze do Werderu i i nadziejach związanych z grą w Bundeslidze.
Pojechałeś do lepszej ligi?
– Zdecydowanie tak. Bundesliga jest bardzo szanowana w całej Europie, we Francji również. Nieraz słyszałem głosy, że jeżeli dalej będzie się tak rozwijać, to stanie się lepsza niż liga angielska. Doskonale zorganizowane kluby, świetna infrastruktura. No i ostatni finał Ligi Mistrzów, który był wewnętrzną sprawą niemieckich drużyn. To pokazuje, że rośnie nowa potęga.
Bordeaux nie chciało cię zatrzymać?
– Chciało. Pierwsza oferta Werderu została odrzucona. Ale nasz prezes zna się na piłce, wie, kiedy odpuścić. Zapytał mnie, czy chcę iść do Bremy. Odpowiedziałem, że bardzo chcę. I wtedy dał zielone światło. Wszystko toczyło się bardzo szybko. Propozycja pojawiła się na pięć dni przed zamknięciem okienka. Czasu było mało, ale zdążyliśmy.
Werder to znany klub, ale po 19 kolejkach zajmuje dopiero dwunaste miejsceÂ…
– Wystarczy przejść się po klubie, aby się przekonać, że to kawał historii niemieckiej piłki. Widziałem zdjęcia piłkarzy, którzy tu grali: Mesut Ozil, Claudio Pizarro, Diego, Johan MicoudÂ… A że teraz jest gorzej? Każdy klub ma lata słabsze i lepsze. Tu jest młody zespół, mając 29 lat, jestem jednym z najstarszych. Mam nadzieję, że młodzi, bardzo utalentowani, dojrzeją, a starsi pomogą i staniemy się mieszanką wybuchową.
Na koniec Ludo deklaruje, że będzie okazja szlifować język polski z Martinem Kobylanskim, który jego zdaniem będzie wspaniałym zawodnikiem. Po pierwszych treningach był w szoku, ile on potrafi.
Obok Sebastian Boenisch deklaruje, że to on polecił Obraniaka Werderowi.
– Ł»yczyłbym wielu piłkarzom, żeby trafili do takiego „średniaka” jak Werder. Bundesliga jest silniejsza od ligi francuskiej, z której przyszedł Ludo, a nie zdziwię się, jeśli Werder włączy się jeszcze do walki o grę w Lidze Europy. Ludo to świetny piłkarz i fajny kolega. Na pewno się przyda reprezentacji, może jej dużo dać. Mówi też kilka słów o swojej sytuacji w Leverkusen: Nie boję się konkurencji. Gdy przychodziłem do Werderu uważano, że przegram rywalizację z Czechem Kadlecem, a jednak dałem radę. Dam radę i z Guardado. Jego pozyskanie to dobry ruch klubu. Wciąż tańczymy bowiem na trzech weselach: w Lidze Mistrzów, Bundeslidze i Pucharze Niemiec, czeka nas mnóstwo spotkań.
Reszta to już tylko ramki z drobnymi informacjami, które wczoraj krążyły już po sieci: o kontuzji Tomasza Hołoty, możliwym transferze Rafała Murawskiego do Pogoni czy Jagielle w Lechii.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Temat numeru w Przeglądzie to oczywiście wywiad z Lewandowskim.
Robert deklaruje, że dojrzał do przejęcia opaski kapitana po kontuzjowanym Błaszczykowskim.
Kontuzja Błaszczykowskiego wpływa też na pana. Zgodnie z zasadami wprowadzonymi przez selekcjonera, to pan będzie teraz kapitanem reprezentacji. Opaska cieszy?
– Myślę, że jestem już w takim wieku i na tyle ukształtowanym zawodnikiem, że dojrzałem do tego, aby tę opaskę założyć. Nie przeraża mnie ta perspektywa. Wręcz przeciwnie. Ta sytuacja może na mnie tylko wpłynąć pozytywnie. Przynajmniej mam taką nadzieję. Mam 25 lat i najwyższy czas, żeby takich wyzwań się nie bać.
Czyli nie potrzebuje pan otuchy?
– To tak nie działa. Po prostu nie mam z takimi rzeczami problemów. Nikt nie musi nade mną stać i grzmieć: „Robert, dasz radę.” Z trenerem jestem w stałym kontakcie. Mam jasność swoich zadań. To jest automatyzm. Każdy profesjonalny piłkarz wie, co ma robić i jest do tego przygotowany. Czasy się zmieniły, że opaska pozwalała na nie wiadomo jakie ulgi i przywileje. Tak naprawdę każdy zawodnik na boisku powinien jakąś cząstkę z tego kapitana mieć i powinien o tym wiedzieć.
W lutym losowanie grup el. ME 2016, a w marcu właściwie jedyne towarzyskie spotkanie w najsilniejszym składzie reprezentacyjnym. Czasu przed startem gry o punkty jest mało. Kadra się buduje. Jak pan ją odbiera po meczach ze Słowacją i Irlandią?
– Trener miał już kilka spotkań, wliczając również te w krajowym składzie, że wyklarował sobie interesujące go nazwiska. Wie, kto co mu może dać, co od każdego z nas może oczekiwać. Wydaje mi się, przynajmniej ja bym sobie tego życzył, żebyśmy grali już w miarę optymalnym składzie. Im dłużej gramy ze sobą w podobnym zestawieniu, tym każdy się lepiej czuje. Wie, co ma robić na boisku. Z drugiej strony nie mówmy też o budowaniu reprezentacji, bo to przesada. Budować to można w klubie. Jak sama nazwa wskazuje – to jest selekcjoner. Czyli selekcjonuje. Powołuje zawodników, którzy nie powinni mieć większych problemów z przystosowaniem taktyki, bo grają już na takim poziomie, że powinni to szybko łapać. Mam nadzieję, że selekcja będzie optymalna i pozwoli nam po losowaniu grup ocenić sytuację. Z drugiej strony nie lubię tego w Polsce. Jest losowanie i jednoznacznie rozstrzyga się, czy gramy dalej, czy jednak nie mamy żadnych szans. Teoretycznie grupa jest okej – mamy szanse, musimy awansować! Losujemy lepszych przeciwników – nie mamy co wychodzić na boisko. W pompowaniu balonika jesteśmy mistrzami. Potem jest zawód, bo niekoniecznie przekłada to się potem na realia.
Mamy też obszerniejszą wersję tekstu z wypowiedziami Waldemara Kity. Zacytujmy fragment o niedawnym transferze Pawła Garygi i niedoszłym przejściu do Nantes Piotra Parzyszka.
Ostatnio zrobiło się o nim u nas głośniej, bo zatrudnił Pawła Garygę – piłkarza, który był za słaby na Śląsk Wrocław, a ostatnio grał w 2-ligowym Górniku Polkowice. – W Śląsku nie muszą się tym martwić, bo jeszcze nie wiadomo, czy sobie u nas poradzi. Na razie ściągnięcie tego chłopaka to efekt mojego patriotyzmu, zaufania do jego agenta Michela Thiry i wiary, że ambitny chłopak z Polski sobie poradzi. Ja lubię ludziom dawać szansę – podkreśla Kita. – Garyga powinien się skupić nie tylko na treningach, ale także na nauce języka francuskiego. Ireneusz Jeleń i Dariusz Dudka przez tyle lat nie nauczyli się we Francji języka i przez to mieli na pewno trudniej – dodaje właściciel Nantes. Wcześniej do jego klubu mógł trafić Piotr Parzyszek, ale młody polski napastnik De Graafschap ostatecznie wylądował w Charltonie. – Nie ma go u nas, bo Holendrzy podnosili cenę, chcieli wypłaty w gotówce i to od razu, na co się nie zgodziłem. Piłkarz miał u nas zarabiać siedem razy więcej niż w Holandii. Uważam, że byłoby dla niego lepiej gdyby dostał szansę w Ligue 1 a nie w Chiampionship – ocenia Kita, zapewniając, że w tej chwili nie ma na oku żadnego innego polskiego piłkarza. Pierwszym trenerem w jego klubie jest Ormianin Michel Der Zakarian. Czy miałby u niego szansę na pracę szkoleniowiec z Polski? – Zatrudniam trenera z Armenii, więc zapewne mógłbym kiedyś wziąć trenera z Polski. Tylko że Der Zakarian od wielu lat mieszka we Francji, ma nawet obywatelstwo tego kraju. A warunek konieczny dla trenera do pracy w tej lidze jest bardziej bezwzględny niż w przypadku piłkarzy: trzeba mówić biegle po francusku. Angielski nie wystarczy – podkreśla.
Oprócz tego szereg mniejszych tekstów. Artur Sobiech mówi, że nic nie wie o zainteresowaniu Legii jego osobą. Poza tym ciągle leczy kontuzję. Póki co pomaga wprowadzić się do zespołu Rudnevsowi. Przedstawiciele mistrza Polski przebywają tymczasem w Hiszpanii i targują się o Macauleya Chrisantusa.
Możliwe, że w najbliższych dniach zostanie sfinalizowany transfer Macauleya Chrisantusa, 24-letniego napastnika Las Palmas. Na razie trwają rozmowy, ale nie osiągnięto porozumienia. Kontrakt Nigeryjczyka wygasa po zakończeniu obecnego sezonu. Już w połowie rundy jesiennej było wiadomo, że sprowadzenie zawodnika do pierwszej linii będzie priorytetem dla działaczy, którzy byli gotowi wyłożyć za niego pół miliona euro. Kandydatów było kilku, na czele z Orlando Sa, ale ostatecznie żaden z nich nie trafił na Łazienkowską. Sięgnięto więc po kolejnych z listy, stąd pomysł z Nigeryjczykiem, którego oglądano w zeszłym roku.Piłkarzem niezbyt zaawansowanym wiekowo, na którym w perspektywie można nawet zarobić. A sprowadzanie właśnie takich graczy zapowiadali nowi właściciele Legii. Szansa na ściągnięcie Chrisantusa jest realna, ale osoby odpowiedzialne za ruchy transferowe zgodnie twierdzą, że nie będą przepłacać i robić czegoś na siłę. Czasu nie ma zbyt wiele, bo w piątek i w sobotę drużyna rozegra ostatnie mecze kontrolne przed startem ligi, z Otelulem Galati (7.02, godz. 19) i Dynamem Kijów (8.02, godz 16.30).
Na koniec jeszcze dlaczego Nakoulma, który stał się obiektem kpin, jest ofiarą zagmatwanego układu?
Nie może więc dziwić, że kolejne doniesienia o transferze Nakoulmy kibice kwitują pobłażliwym uśmiechem i wzruszeniem ramion. „Wiadomo, że nic z tego nie wyjdzie, przecież ten facet nie wie czego chce”. Do tego dochodzi obraz piłkarza, który łamaną polszczyzną, szczerząc się w uśmiechu, mówi do kamery słynne zdanie, o tym, co zrobi z kogutem przyznawanym najlepszym zawodnikom Górnika po meczach. Kultowe już „będę go zjadł” jest w równej mierze znakiem rozpoznawczym Nakoulmy, jak jego wieczne niezdecydowanie przy kolejnych propozycjach transferowych. Nakoulma tak naprawdę stał się ofiarą swoich własnych złych decyzji, ale i fatalnego układu, w jaki się wplątał. Do Polski trafił w 2007 roku jako 18-latek. Menedżerowie mamili go, że będzie grał w ekstraklasie, tymczasem wylądował w IV lidze w Granicy Lubycza Królewska. Właścicielem jego karty był Lesław Kapka, a za kwotę zbliżoną do 100 tysięcy złotych odkupił ją od niego Jarosław Kołakowski. Nakoluma błąkał się po niższych ligach: Hetman Zamość, gdzie mu zresztą nie płacili i musiał pożyczać pieniądze na chleb od trenera Przemysława Cecherza, Stal Stalowa Wola, wreszcie Górnik Łęczna, gdzie został zważony i najpierw wypożyczony do Widzewa (kontuzja) a ostatecznie w 2011 roku trafił do Górnika Zabrze. Już wtedy miał 24 lata – tak naprawdę na transfer na Zachód już było późno. Część praw do zawodnika zachował Górnik Łęczna – w przypadku transferu do Francji jest to aż 30 procent wartości transferu. Podobnie w przypadku Grecji, na pozostałe kraje udział klubu z lubelszczyzny wynosi 10 procent. To może po części tłumaczyć, dlaczego Górnik – już ten z Zabrza – nie był z kolei chętny do sprzedaży Nakoulmy do Francji. Skrzydłowy był też ofiarą rozstania Kołakowskiego ze swoim współpracownikiem, Danielem Weberem. Pozostał wierny Weberowi, który go w imieniu Kołakowskiego prowadził. Wojny między menedżerami bywają naprawdę brudne i za tę lojalność reprezentant Burkina Faso płaci cenę. Ponieważ Weberowi nie do końca idzie załatwienie swojemu klientowi nowego pracodawcy.
Dziś naprawdę jest co poczytać w Przeglądzie.
ANGLIA: Swansea zwalnia Laudrupa
W angielskiej prasie sportowej tematem numer jeden zwolnienie Laudrupa. Według wielu ekspertów dość pochopne, zważywszy na to czego dokonał w tym klubie, a nawet za tegoroczny styl gry ekipy z południowej Walii. Owszem, w ostatnich dziesięciu grach wygrał ledwie raz, co jest fatalnym wynikiem, ale też z drugiej strony Premiership nie słynie z szybkiego zwalniania trenerów po jednej gorszej passie. Z plotek transferowych mamy informację jakoby Jose Mourinho chciał pozyskać Cavaniego, to Urugwajczyk ma być numer jeden na liście życzeń „The Special One”. „Sun Sport” z kolei przekonuje, że Man Utd może być zainteresowane Tiote. Materiałem dnia w tej gazecie jest jednak Terry, który choć był kuszony powrotem do kadry na najbliższy mundial, tak ponoć zdecydowanie odmówił.
WŁOCHY: Conte na dłużej w Juve
„Conte Forever” to bardzo wymowny nagłówek z „La Gazetta dello Sport”, który mówi wszystko o tym jak obecnie traktowany jest w Turynie trener „Bianconerich”. Marotta ma chce podpisać ze sternikiem drużyny Starej Damy kontrakt do 2017 roku. Ciekawie brzmi również informacja, jakoby Quagliarella miał trafić do – nie da się tego określić inaczej – klubu Kokosa, aczkolwiek póki co więcej szczegółów nie znamy poza tym, iż Juve próbuje zrobić wszytko by rozwiązać z Fabio kontrakt. Podobno Marcelo Lippi namawia go na transfer do Chin, ale ta zsyłka nie uśmiecha się zawodnikowi. Dużo też dziś o tym, że Mazzarri ma pełne poparcie Thohira, który nazywa ten rok sezonem tranzytowym, w którym wyniki nie są najważniejsze.
HISZPANIA: Rządzi Copa del Rey
Dziś okładki hiszpańskich dzienników sportowych zgodnie z planem zdominowały zapowiedzi wieczornych meczów w Copa del Rey. Nie może być jednak inaczej, skoro czekają nas derby Madrytu, a zaraz po nich mecz Barca – Sociedad. „Batalia trwa” – tak „Marca” zapowiada mecz obu stołecznych ekip. Dla „Asa” najważniejszą postacią dzisiejszego starcia będzie zdecydowanie Casillas. Wymownie wyglądają też ustawione obok siebie mało kurtuazyjne wypowiedzi Ancelottiego i Simeone. Kataloński „Sport” jak łatwo się domyśleć przed tym szlagierem stawia jednak mecz Barcy, nie spodziewając się żadnego innego wyniku poza zwycięstwem. Ciepłe słowa gazeta już na okładce kieruje pod adresem Taty Martineza, który według nich dobrze poradził sobie w tym sezonie z zastępywaniem kontuzjowanych graczy.
PORTUGALIA: Urodziny Ronaldo
W Portugalii dużo pisze się o słabych warunkach na stadionie Penafiel, gdzie dziś w ćwierćfinale pucharu ma zagrać Benfica. Niewykluczone, że mecz zostanie odwołany. Trener Benfiki Jorge Jesus komplementuje rywala i przestrzega przed lekceważeniem, bo Penafiel to lider drugiej ligi. Trochę też o Ronaldo, a to z okazji jego dzisiejszych urodzin. Kto pierwszy złożył życzenia? Cóż, jak utrzymuje „O Jogo”, był to Facebook. „Record” pisze o pogarszającej się sytuacji Jeffersona w Sportingu, którego może na dłuższy czas wykluczyć z gry kontuzja.























