Prejuce Nakoulma. Najbardziej nieprzewidywalny zawodnik ligi. Poza boiskiem. Liczba klubów, jakie wymieniano w kontekście jego transferu – bez dokładniejszego sprawdzania – zaczyna powoli dobijać do 20-30. Francja, Turcja, Chiny, Włochy, Rosja… W poprzednim okienku najpoważniejszym tematem był Terek Grozny, Nakoulma poleciał nawet na obóz, dogadał się, ale w ostatniej chwili się wycofał. Dlaczego? Po prostu mu nie podeszło. A teraz? Status quo. Zamknęło się okienko w Europie, zamknęło w Turcji, a Prezes jak siedział, tak siedzi.
Jeszcze w zeszłym tygodniu wydawało się, że dojdzie do skutku jego transfer do Besiktasu, ale i tutaj sprawa się rypła. Początkowo działacze znad Bosforu mieli dylemat, co jest lepszą opcją dla ich klubu – Nicolas Lodeiro z Botafogo czy właśnie Nakoulma, a skończyło się na tym, że nie ściągnęli żadnego z nich. – Co zadecydowało? Wewnętrzne tarcia. Trener Prejuce’a chciał, dyrektor też, ale góra nie wyraziła zgody na transfer – twierdzi menedżer zawodnika, Daniel Weber.
Dziś rano na Twitterze pojawiła się też informacja (via Przemek Bator z „Faktu“), jakoby Nakoulmą interesowała się też Legia. Fakt, to rzeczywiście prawda, taki temat istnieje, Legia pytała o Nakoulmę (pytała też o połowę innych uznanych zawodników Ekstraklasy). – To jest jeden z tych kilku piłkarzy grających w Polsce, których zaakceptował trener. Czy jesteśmy w stanie sprostać jego finansowym oczekiwaniom? Nie wiem, jeszcze o nich nie rozmawialiśmy – mówi nam Bogusław Leśnodorski.
Kibicom radzimy się jednak nie napalać. Pamiętajmy, że bohaterem całego zamieszania jest właśnie Prezes, który sam nie wie, czego chce, jest wybredny, jak galerianki na zakupach, tylko latka lecą niemiłosiernie i za moment – zamiast Besiktasów i Tereków – zaczną się po niego zgłaszać kluby z Ligue 2 lub podrzędne zespoły z Emiratów. Dopóki sam zainteresowany nie złoży podpisu pod kontraktem – jakiekolwiek kategoryczne sądy można od razu wywalić do śmieci.
Fot. FotoPyK
