Polski futsal umiera. Funkcjonuje tylko dzięki zaangażowaniu pasjonatów, a pomoc ze strony władz jest zerowa. Nie ma pomysłu na rozwój, reprezentacja gra z kompletnymi amatorami – takie zarzuty coraz częściej słychać z ust działaczy prowadzące polskie kluby. Coraz mocniej obrywa zwłaszcza Kazimierz Greń, który po nowym rozdaniu w związku usadowił się w fotelu szefa Komisji Futsalu i Piłki Plażowej.
Piłka halowa, szczerze, ani nas ziębi, ani grzeje. Piszemy o niej rzadko. Ale jako że coraz częściej docierają do nas sygnały oburzonych działaczy, a przedstawiciele klubów wysyłają do nas maile z prośbą o interwencję, postanowiliśmy sprawdzić, co tam się właściwie dzieje. Zwłaszcza, że pośród wysuwanych zarzutów coraz częściej przewija się nazwisko podkarpackiego barona. Pierwszego pośród sprawiedliwych, bojownika o wolność i zbawcy polskiej piłki.
Opinia futsalowego środowiska jest dosyć klarowna: Greń się nie nadaje.
– Całe środowisko jest mu przeciwne, ale nikt nie chce mówić o tym na głos – przekonuje nas działacz jednego z klubów. Anonimowo, bo każdy się obawia, że Greń ciągle dużo może i będzie się mścił. Obrazy nie popuści. Okazuje się, że podobnych obaw nie ma Piotr Wawro. Wiceprezes Wisły Krakbet Kraków ds. finansowych i jednocześnie Przewodniczący Rady Nadzorczej Futsal Ekstraklasy, który w ostatnich dniach uderzył w Grenia, donosząc na niego do PZPN-u. Greń oczywiście na zarzuty odpowiedział, kierując pismo do Zbigniewa Bońka i rozsyłając je do klubów.
Wawro przekonuje, że lista nieprawidłowości jest tak długa, że gdyby podobne rzeczy działy się w normalnej piłce, tej najbardziej popularnej, media nie zostawiłyby na szefie futsalu suchej nitki. Ten z kolei w swoim stylu odpowiada, że zarzuty są kłamliwe, podłe i chyba chodzi tu o jakiś spisek… Wawro twierdzi, że wypowiada się w imieniu środowiska, Greń oczywiście na to, że nieprawda.
Ok, a teraz już konkrety.
W sierpniu 2013 roku Wisła Krakbet organizowała turniej preeliminacyjny UEFA Futsal Cup. Wawro twierdzi, że na podstawie jasnych regulacji UEFA, klubowi przysługuje ryczałtowy zwrot kosztów związanych z przygotowaniem turnieju. Kwota w wysokości 40 tysięcy euro przyznawana jest klubowi, ale pośrednikiem w przekazaniu pieniędzy jest Polski Związek Piłki Nożnej. W przeszłości takie zwroty następowały „z automatu”, PZPN nieraz wręcz wypłacał zaliczki na organizację, ale tym razem Wisła pieniędzy nie dostała. Komisja futsalu zażądała najpierw faktur i rachunków. W efekcie, jak Wawro pisze w swoim liście, jest dziś jedynym klubem w Europie, który nie otrzymał zwrotu poniesionych kosztów. Co Greń na to? A no, że w turnieju brały udział trzy drużyny, zamiast czterech, jak to zwykle bywa, tak więc Wisła nie ma argumentów, by domagać się pełnej puli. W domyśle: wydała mniej. Jedno z omawianych pism możecie przeczytać poniżej:
Wawro uważa, że sam turniej został zignorowany przez PZPN, bo nawet w czasie wizytowania obiektów, na których miała odbyć się impreza, nie pojawił się nikt z komisji futsalu, czym delegat UEFA był mocno zaskoczony. Greń znowu na to, że nieprawda – że przecież osobiście przyjechał na turniej, z własnych pieniędzy opłacił zakwaterowanie, wyżywienie oraz przejazd (bo nikt z organizatorów o tym nie pomyślał), a do tego – uwaga – postarał się o gadżety dla sędziów i delegatów.
Dalej…
Triumfator Halowego Pucharu Polski, Rekord Bielsko-Biała, przez pół roku musiał upominać się o wypłatę 10 tysięcy złotych nagrody. Sam puchar został do klubu… wysłany pocztą (dotarł zresztą uszkodzony), a medale dla zwycięzców przesłano w liczbie 17 zamiast 24, więc zabrakło dla trenerów. Sytuacja miała się zresztą powtórzyć przy okazji meczu o Superpuchar, kiedy o medalach całkowicie zapomniano i ostatecznie we własnym zakresie zakupiła je spółka Futsal Ekstraklasa. Co Greń na to? W piśmie przesłanym do PZPN i klubów odpowiada, że on przecież osobiście pucharu nie pakował, ani nie liczył medali, bo „nie ma ani czasu, ani ochoty wyręczać w tym osoby zatrudnione w PZPN, które notabene doskonale (!) wywiązują się ze swoich obowiązków”. Przy okazji przypomina, że z klubów na konto Polskiego Związku Piłki Nożnej nie wpływają żadne środki, a on sam nie widział nigdy pieca, który by grzał, jeśli się do niego nie podłoży. Poza tym… Wawro się stawia, bo ma podły charakter.
Oczywiście to nie koniec.
Ciekawe rzeczy ponoć dzieją się też na zapleczu futsalowej ekstraklasy. Według regulaminu rozgrywek opublikowanego na stronie PZPN-u, maksymalna liczba zawodników zgłaszanych do rozgrywek to 12. Większość klubów zgłosiła jednak 13 lub 14, sugerując się dotychczasowymi przepisami, obowiązującymi zresztą w Europie. Kiedy okazało się, że w myśl polskich przepisów, powinno to skutkować walkowerami, PZPN oświadczył, że do regulaminu po prostu wkradł się błąd w druku.
– Obiecywano młodzieżowe kadry wojewódzkie oraz pomoc finansową dla klubów drugiej ligi. Między innymi częściowe zniesienie opłat sędziowskich, które sięgają tysiąca złotych za jedno spotkanie, ale obietnice nie zostały spełnione. Pan Greń niedawno przekazał za to kilku klubom sprzęt sportowy z PZPN-u. Niestety nie wiadomo, czym się kierował, przy wyborze akurat tych drużyn. Greń niszczy tę dyscyplinę – mówi nam kolejny działacz. Rzecz jasna anonimowo, z obawy przed konsekwencjami.
W środowisku wrze. Każdy ma swoje racje. Wszyscy przerzucają się mniej lub bardziej wydumanymi argumentami. A pan Kazimierz, w swoim stylu, przekonuje, że wszystko jest w najlepszym porządku. Zarzuty Przewodniczącego Rady Nadzorczej Futsal Ekstraklasy uznaje za radosną twórczość pełną kłamstw i pomówień, mogącą mieć w podtekście skok na kasę PZPN-u, której on przecież strzeże.
Jeśli kogoś interesują pełne wyjaśnienia Grenia, znajdzie je poniżej.
Fot. FotoPyK




