Śmieciowe mecze: dlaczego gramy? Fakty i liczby!

redakcja

Autor:redakcja

22 stycznia 2014, 11:39 • 3 min czytania

Wiele osób oburzało się, że tak niesprawiedliwie i nieprzyjemnie traktujemy „reprezentację Polski”, która rozegrała dwa śmiecho-mecze w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Nie wiemy do końca, czy to jacyś nowi czytelnicy, którzy nie zauważyli, że nie słyniemy ze słodkiego pierdzenia i raczej nie dajemy sobie wciskać kitu na każdym kroku, czy może kibice, którym Bozia rozum odebrała. W każdym razie: pora za ten temat wciąć się na poważnie i wytłumaczyć, dlaczego nigdy nie będziemy uczestniczyli w szopce pt. „reprezentacja w składzie ligowym”. Czas na konkrety – dlaczego NAPRAWDĘ rozgrywane są te mecze, kto na tym zarabia i ile. Fakty, ludzie, pieniądze.
Niektórzy pisali nam, że Adam Nawałka ma prawo testować zawodników i że jeśli nie teraz, to kiedy. My twierdzimy: te mecze z samym Adamem Nawałką nie mają nic wspólnego, on nie potrzebuje testować ani Wilusza, ani Leszczyńskiego, ani Madeja, bo żaden z tych piłkarzy nie będzie mu potrzebny w eliminacjach mistrzostw Europy 2016. Oczywiście selekcjoner – jako urodzony dyplomata – będzie zapewniał o korzyściach płynących ze zgrupowania, ale wsadźmy tę korzyści między bajki. Mówi dokładnie to, co musi mówić. Taką ma pracę.

Śmieciowe mecze: dlaczego gramy? Fakty i liczby!
Reklama

Korzyści są jedynie finansowe, a nie szkoleniowe. Wygląda to następująco…

Zgodnie z kontraktem, TVP zamówiło w firmie SportFive dziesięć spotkań wyjazdowych i płaci 390 000 euro za każdy taki mecz. To oznacza, że telewizja publiczna na dwa mecze rozegrane w styczniu (ze śmieszną Norwegią i śmieszną Mołdawią) wydała 780 000 euro.

Reklama

Z 780 000 euro niespełna 200 000 wędruje do kasy PZPN. Dla łatwiejszego rachunku przyjmijmy, że związkowi wpada równo stówka od meczu. To oznacza, że w kasie SportFive zostaje 580 000 euro. Minimum, ponieważ mecze można sprzedać także innym telewizjom (Polsat Sport plus na przykład telewizja norweska). Pewnie nie zawsze znajduje się kupiec, ale śmiało można założyć, że wpada też średnio dodatkowe 50 000 euro. Do tego dochodzi zysk z reklam wyświetlanych na bandach reklamowych. Pewnie się przesadnie nie pomylimy, jeśli oszacujemy, że styczniowe zgrupowanie przyniosło firmie SportFive około 700 000 euro.

OK, jest jeszcze jeden wydatek, który SportFive musi wziąć na siebie: zakwaterowanie obu drużyn i przelot kadry do miejsca zgrupowania. Zjednoczone Emiraty Arabskie na pewno były droższe niż najczęściej wybierana Turcja, ale jak oszacujemy koszt zgrupowania na 70 000 euro to pewnie i tak będzie z „górką”.

Na czysto powinno więc zostać około 630 000 euro. Dobrze, załóżmy, że nie doszacowaliśmy niektórych wydatków i przeszacowaliśmy niektóre wpływy. Niech będzie 550 000 euro. Wciąż brzmi to jak świetny interes. Zyskuje finansowo SportFive, zyskuje (chociaż zdecydowanie mniej) PZPN, traci TVP, bo trudno uznać pieniądze wyłożone na te bzdurne transmisje za inwestycję. Telewizja Publiczna napycha więc kieszeń prywatnej firmie, a także związkowi, otrzymując w zamiar produkt o żenującej jakości. 780 000 euro wydane na śmiecho-mecze z Norwegią i Mołdawią, a dziesięć spotkań to już 3,8 miliona euro wydane przez telewizję. Tak, Telewizja Polska wydała kilka milionów euro na pokazanie gierek treningowych. A później się przy Woronicza dziwią, że nie stać ich na prawa do eliminacji mistrzostw Europy 2016. Trudno też nie dojść do wniosku, że telewizja jest traktowana jako frajer, którego należy wydoić. Zapewne zamierzenia TVP były inny: chciano pokazywać prawdziwe mecze towarzyskie, a nie szopkę urządzaną tylko po to, by spełnić warunek umowy i pokwitować kasę.

Skutkiem tego finansowego porozumienia pomiędzy TVP, SportFive i PZPN jest nadprodukcja reprezentantów kraju i upadający prestiż związany z grą w biało-czerwonych barwach. Można dorabiać sto teorii do tych wyjazdów i mamić ludzi rzekomymi korzyściami szkoleniowymi, ale w rzeczywistości jest to wyłącznie skok na kasę. Piękne słówka mają zakryć rzeczywisty powód organizacji zgrupowań. My nie jesteśmy idiotami i nie dajemy się nabierać. Jak będziemy chcieli sobie popatrzeć, czy Wilusz z Leszczyńskim sprawiają dobre wrażenie, to włączymy mecz GKS Bełchatów – Dolcan Ząbki.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama