Reklama

Koncertu nie było, ale Hiszpania pokazała, że może być mocna

redakcja

Autor:redakcja

10 czerwca 2018, 00:44 • 3 min czytania 6 komentarzy

Na dobrą sprawę przebieg meczu Tunezji z Hiszpanią można było określić jeszcze przed jego rozpoczęciem. Dysproporcje w indywidualnych umiejętnościach zawodników obu reprezentacji oraz masa różnic o charakterze zespołowym – wszystko, rzecz jasna, na korzyść Hiszpanów – przynajmniej w teorii nie pozostawały złudzeń. Jasne było, że piłkarze z Afryki wcielą się dziś w rolę najmniejszego i najchudszego dziecka w klasie, które jest gnębione przez to najbardziej wyrośnięte, czyli w tym przypadku przez mistrzów świata z 2010 roku. I co? I tak się właśnie stało, choć La Furia Roja nie potrafiła rzucić słabszego oponenta na glebę. 

Koncertu nie było, ale Hiszpania pokazała, że może być mocna

Każdy, kto spodziewał się wybitnie jednostronnego spotkania, przez większość pierwszej połowy mógł gratulować sobie daru przewidywania. Hiszpanie gnietli Tunezyjczyków i momentami nie tyle zamykali rywali na ich połowie, co wręcz w konkretnych sektorach boiska, wymieniając multum podań właściwie od niechcenia. Dobre wrażenie sprawiali zasuwający po całej długości boiska Alba i Odriozola, niezłą formę zaprezentował David Silva, aktywny był Rodrigo, ale we wszystkim, co na boisku robili Hiszpanie, zdecydowanie brakowało konkretów. Dośrodkowania były niedokładne, strzały niecelne, a prostopadłe zagrania padały łupem albo tunezyjskich obrońców, albo ustawionego za nimi bramkarza. Gdybyśmy chcieli wskazać choćby jedną groźną sytuację stworzoną przez piłkarzy Lopeteguiego w pierwszych czterdziestu pięciu minutach, musielibyśmy zamilknąć na wieki.

Tunezyjczycy wyglądali z kolei na gości znających swoje miejsce w szeregu, ale bynajmniej nie zamierzali godzić się z przypisaną im rolą. Doskonale wiedzieli, że wymiana ciosów z dużo silniejszym przeciwnikiem może być tragiczna w skutkach. Przezornie ustawili się więc głęboko i swoich szans szukali albo w kontratakach, albo po błędach Hiszpanów. Dobrą okazję do strzelenia gola mieli w 12. minucie, gdy Thiago Alcantara stracił piłkę kilkanaście metrów od własnego pola karnego, ale ostatecznie wyszedł im tylko niezbyt groźny strzał na bramkę De Gei. W 34. minucie swoją szansę miał z kolei Naim Sliti, ale po jego uderzeniu z woleja, piłka przeleciała obok słupka.

Po cichu liczyliśmy, że po przerwie na płycie stadionu w Krasnodarze zobaczymy nieco bardziej zdeterminowaną Hiszpanię, lecz nasze nadzieje niestety okazały się płonne. Piłkarze Lopeteguiego, zamiast przyśpieszyć, zwolnili. Swój pierwszy celny strzał w całym meczu oddali dopiero w 64. minucie za sprawą Diego Costy. Tunezyjczycy stracili za to zapał do kontratakowania i z każdą upływającą minutą sprawiali wrażenie gości, którzy najchętniej z boiska zeszliby już teraz, gdyby tylko ktoś obiecał im utrzymanie remisu, jako obowiązującego wyniku. Hiszpanie mieli jednak inne plany i w 85. minucie przeprowadzili rozstrzygającą akcję. Diego Costa dostał dokładne podanie z głębi pola, zatańczył z bramkarzem i obrońcami rywala, a następnie wyłożył piłkę Aspasowi, który strzelił zwycięskiego gola.

Czy kibicie reprezentacji Hiszpanii po tym meczu mogą spać spokojnie? No cóż, chociaż La Furia Roja nie pokazała dziś nic specjalnego, to do mundialu wydaje się być przygotowana pod każdym względem. Parę elementów wciąż się nie zazębia, ale gdy będzie taka potrzebna, wszystko powinno być w porządku. Tunezja z kolei może napsuć trochę krwi faworytom swojej grupy, ale na więcej raczej nie ma co liczyć. Piłkarsko to jednak nie ten poziom.

Reklama

Hiszpania – Tunezja 1:0 (0:0)
1:0 – Iago Aspas 85′

Fot. Newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...