Henrik Ojamaa znów zapomniał, że jest Henrikiem, nie Henrym…

redakcja

Autor:redakcja

19 stycznia 2014, 21:59 • 2 min czytania

W końcu przemówił Struś Pędziwiatr z Estonii. Henrik Ojamaa, wciąż z ego zawieszonym na iglicy Pałacu Kultury, kolejny raz postanowił wyjść przed szereg. W rozmowie z rodzimymi mediami powtórzył wszystko to, co męczyło nas przez całą jesień. Niczym nieusprawiedliwiona bufonada, całkowicie zbędne dorabianie teorii tam, gdzie nie trzeba, zero samokrytyki. I, rzecz jasna, wybielanie siebie. Jeżeli myślał, że nikt w Polsce tych głupot nie zobaczy, to mamy złą wiadomość.
No dobra, bez zbędnego przedłużania otwórzmy więc zeszycik ze złotymi myślami legionisty egoisty.

Henrik Ojamaa znów zapomniał, że jest Henrikiem, nie Henrym…
Reklama

– Nikt nie szarpał mnie w szatni ani nie atakował. To wszystko wymysł mediów. Dziennikarze pisali, że niektórzy piłkarze nie byli zadowoleni z mojej gry, ale żaden z nich nie powiedział mi o tym osobiście. Na treningach i meczach wybieram trudniejsze rozwiązania na boisku, bo tylko w taki sposób mogę się rozwinąć.

Nos już mu rośnie. To żadna tajemnica, owszem – powód do wstydy jak najbardziej, natomiast nie wypada wprowadzać ludzi w błąd. A co do tych trudnych rozwiązań i rozwoju… Nikt rozsądny nie zabrania przecież indywidualnych szarż, nie one są przedmiotem krytyki, lecz idiotyczne, infantylne wręcz zachowania w ostatnich fazach akcji. Nasza rada jest brutalnie prosta: najlepiej się Ojamaa rozwinie, kiedy po prostu podniesie głowę.

Reklama

– Teraz mam być podstawowym piłkarzem Legii. Wcześniej tak nie było, miałem wiele indywidualnych rozmów z Urbanem, zarówno z mojej, jak i jego inicjatywy. Nie zgadzaliśmy się, jeśli chodzi o mój styl gry. Trener powtarzał, że nie próbuję nic zmienić w swoim postępowaniu. Ale nie ma go już w klubie.

Jak to „nie zgadzaliśmy się”? Zapomniał, że nazywa się Henrik, nie Henry? Naprawdę?! Lodu, lodu na głowę… Urban nie był od tego, żeby się zgadzać z Ojamą (Ojamaą?), natomiast Ojamaa jest od tego, by zgadzać się z Urbanem. Innymi słowy – jego pieprzonym obowiązkiem jest realizować polecenia trenera. To klub piłkarski, a nie kółko dyskusyjne.

Czas najwyższy, żeby Estończyk przestawił się na występy zespołowe. Ljuboi też się wydawało, że jest ważniejszy niż drużyna i już go nie ma. A przecież Ojamaa mógłby Serbowi robić w najlepszym razie za kierowcę.

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama