Milos Kosanović: Dostałem w Belgii kontrakt, jakiego w Cracovii bym dostać nie mógł

redakcja

Autor:redakcja

09 stycznia 2014, 18:20 • 4 min czytania

Ekstraklasa traci jednego ze skuteczniejszych obrońców tego sezonu. Milos Kosanović przenosi się do belgijskiego Mechelen. Najprawdopodobniej na ligowy debiut nie będzie musiał zbyt długo czekać, ponieważ ma być brany pod uwagę już przy ustalaniu składu na najbliższe domowe starcie z Anderlechtem (19.01). W przerwie między pakowaniem kolejnych pudeł były już obrońca Cracovii porozmawiał z nami o Belgii, negocjacjach z „Pasami” czy ofertach ze Wschodu.

Milos Kosanović: Dostałem w Belgii kontrakt, jakiego w Cracovii bym dostać nie mógł
Reklama

Na początek sprawa kontraktu z Cracovią. Brałeś w ogóle pod uwagę pozostanie w Polsce?
– Tak. Zdecydowanie tak. Myślę, że gdyby nie pojawiła się oferta Mechelen, to zostałbym w Cracovii. Klub złożył mi ofertę przedłużenia umowy, ale dogadałem się już z Belgami. Wybrałem taki kierunek, bo piłkarsko jest on dla mnie po prostu bardzo dobry. Nie mówię o pieniądzach, bo dostałem kilka lepszych finansowo ofert, choćby trzy z Turcji czy dwie Ukrainy, ale nie chciałem tam jechać. Dla mnie to jeszcze nie czas na takie wyjazdy. Może później. Belgia jest dobrym miejscem do dalszego piłkarskiego rozwoju i dlatego wybrałem Mechelen.

Trochę dziwna ta polityka klubu, bo z tego co mówisz wynika, że Cracovia złożyła ci propozycję nowej umowy w momencie, gdy byłeś już dogadany z Belgami.
– Nie, nie, źle się zrozumieliśmy. Cracovia złożyła mi propozycję już wcześniej. Zresztą nie jedną, bo było ich kilka. Dogadałem się jednak z prezesami, że jeśli będzie dobra i zadowalająca mnie oferta z Zachodu, to będę mógł odejść. Kiedy więc przyszła propozycja z Belgii, po prostu ją przyjąłem.

Reklama

Byłeś dla Cracovii za drogi?
– Słuchaj, dostałem w Belgii kontrakt, jakiego w Cracovii dostać bym nie mógł. Mówimy oczywiście o finansach. To po pierwsze. Z drugiej strony, patrząc już czysto piłkarsko, liga belgijska jest silniejsza niż polska. Lepsze kluby i lepsi zawodnicy – bez wątpienia. Chcę się spróbować, bo to jest takie miejsce, że jeśli zagrasz dobrze jeden sezon, automatycznie idziesz dalej do następnego klubu.

Mówiąc wprost, Belgia to po prostu zdecydowanie lepsze okno wystawowe.
– Dokładnie tak, dlatego z tej perspektywy patrząc myślę, że zrobiłem bardzo dobry krok.

Nastawiałeś się na taki kierunek, skoro odrzuciłeś oferty z Turcji i Ukrainy?
– Tak, chciałem pójść do Belgii albo Holandii, więc byłem bardzo szczęśliwy gdy pojawiła się propozycja Mechelen.

Transfer do Mechelen był przez moment niepewny? Do gry w ostatniej chwili włączyło się jeszcze Lokeren.
– Rzeczywiście, była oferta Lokeren, ale pierwszym klubem, z którym rozmawiałem, było Mechelen i nie chciałem mieszać i nagle zacząć negocjacje z kimś innym. Moim zdaniem byłoby to niezbyt fajne, a ja zawsze jestem fair. Pierwszym klubem było Mechelen, z nimi od początku chciałem podpisać kontrakt i cieszę się, że do tego doszło.

Lokeren walczy dziś o puchary, a Mechelen błąka się tuż nad strefą spadkową.
– Przede wszystkim myślałem o sobie, bo nigdy nie pojechałbym do klubu, w którym miałbym małe szanse na grę. Dla mnie to najważniejsza sprawa. Sam wiesz co się dzieje z zawodnikami, którzy nie grają regularnie. A co do tego, że Mechelen jest na 13. miejscu: w ostatnich latach klub zawsze kręcił się wokół miejsc 6-8 i dopiero teraz słabo wystartował. Może jest to też spowodowane tym, że sporo zawodników odeszło w niedługim odstępie czasu i budują tam teraz nową drużynę. Poza tym, Mechelen jest klubem ze sporymi tradycjami, w 1988 roku zdobył nawet Puchar Zdobywców Pucharów, ma fantastycznych kibiców, a do tego buduje nowy stadion. Jestem przekonany, że z ekstraklasy belgijskiej nie spadnie. Nie ma na to szans.

Sporo już wiesz o nowym klubie.
– A no tak, grzebię ciągle w internecie i wszystko czytam. Poza tym byłem już w Belgii i rozmawiałem z dwoma zawodnikami, którzy tam grają, więc coś tam rzeczywiście wiem.

Z Sewerynem Michalskim się kontaktowałeś?
– Nie, nie, akurat jego jeszcze nie znam. Pewnie w poniedziałek na treningu się dopiero poznamy.

Tym transferem do Belgii zamykasz 3,5-letni rozdział w Polsce. Nie zasiedziałeś się trochę?
– To było naprawdę bardzo fajne 3,5 roku w moim życiu. Serio. Cracovia to praktycznie mój drugi dom, bo żyłem między stadionem, a ośrodkiem przy Wielickiej. Ten klub jest dla mnie jak rodzina i zawsze będę nosił go w sercu. Jestem naprawdę zadowolony ze sposobu, w jaki ta moja przygoda w Polsce się kończy i nigdy złego słowa na Cracovię nie powiem. Byłem wobec klubu zawsze fair, nigdy nie robiłem nikomu problemów i z prezesami się nie kłóciłem. Ze wszystkimi miałem dobre relacje i mam nadzieję, że ludzie w Krakowie to doceniają. Zresztą, kto wie, może jeszcze kiedyś wrócę grać dla „Pasów”?

Wspominałeś, że w Belgii można pograć rok i wybić się wyżej. Podpisałeś tymczasem bardzo długi, bo aż 4,5-letni kontrakt.
– Jestem młody, mam dopiero 23 lata i musiałem się odpowiednio zabezpieczyć. Belgowie też liczą na to, że pogram sezon, dwa i odejdę, przynosząc klubowi zysk. To jest przecież tylko biznes i tak to po prostu działa. Ja też nie chciałbym tam spędzić 4,5 roku, bo mam swoje marzenia i chciałbym je jak najszybciej zrealizować.

Gdzie sięgają te marzenia?
– Marzeniem jest liga niemiecka. Zawsze chciałem w niej grać. Moim klubem jest Bayern Monachium, ale oczywiście jestem realistą i nie wyrywam się aż tak wysoko. Celem jest Bundesliga.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama