Dopięty został jeden z najdziwniejszych transferów zimowego okienka. Krzysztof Mączyński podpisał trzyletni kontrakt z chińskim Guizhou Renhe. Już to, że zdobywca Pucharu Chin sięgnął po tego akurat zawodnika, mocno nas zaskoczyło. To, że zapłaci Górnikowi 500 000 euro, a samemu zawodnikowi wypłaci 1,5 miliona euro w ciągu trzech lat – to nas zaskoczyło jeszcze bardziej. Ale najbardziej zdziwiliśmy się powyższym zdjęciem.
Od lewej stoją Szymon Pacanowski z „Fabryki Futbolu” (agencja menedżerska reprezentująca piłkarza), Krzysztof Mączyński oraz pani Xiu Li Hawken. Spytacie, cóż w tym dziwnego? Ano to, że do Zabrza po Mączyńskiego przyleciała kobieta, której majątek Forbes szacuje na 1,5 miliarda dolarów. Pani Hawken posiada między innymi 22 centra handlowe w 15 miastach na całym świecie. Na co dzień mieszka w Wielkiej Brytanii, skąd robi interesy na światową skalę. Jej przyjazd do Zabrza po zawodnika Górnika, to mniej więcej coś takiego, jakby do Kazachstanu po zawodnika Tobołu osobiście poleciał Bogusław Cupiał. Z tą różnicą, że pani Hawken jest od Cupiała trzy razy bogatsza.
Do sezonu 2013/14 kariera Mączyńskiego wlokła się niemiłosiernie. Najpierw nie udało mu się przebić w Wiśle Kraków potem, via ŁKS, trafił do Górnika Zabrze, gdzie przez pierwsze dwa sezony ciężko pracował na miano najbardziej anemicznego pomocnika ligi. W bieżących rozgrywkach udało mu się jednak wydrzeć z marazmu, a nawet dostać do reprezentacji. Przypomnijmy, jak skomentował to Andrzej Iwan: – Kto ogląda mecze Górnika, ten musi dostrzec, jak olbrzymi progres facet zaliczył w ostatnich miesiącach. Jeszcze niedawno na pierwszy rzut oka biegał w Ekstraklasie najwięcej, ale głównie bez celu, a teraz w końcu pokazuje, że potrafi grać w piłkę i do przodu, i do tyłu. Powołanie, co warto podkreślić, wręcz mu się należało – pisał „Ajwen“ na łamach Weszło.
Mączyński ma już jednak 26 lat i zdając sobie sprawę, że prochu już nie wymyśli, postanowił wycisnąć karierę na maksa pod względem finansowym. Co oczywiste, zniknie nam z oczu na dłuższy czas i – choć tu już nas nic nie zdziwi – pewnie przestanie się liczyć w kontekście powołań do kadry. Z drugiej strony, w końcu zarobi pierwsze naprawdę poważne pieniądze.
Na miejscu, w czteromilionowym mieście o nazwie Guiyang, Krzysiek – jeśli nie dojdzie do jakichś transferów, a wybaczcie, ligi chińskiej raczej nie śledzimy – spotka się natomiast z paroma w miarę poważnymi piłkarzami. Nazwiska pierwsze z brzegu to Sun Jihai (130 meczów w City), Zlatan Muslimović (30A, Bośnia), Nano (były obrońca kilku klubów La Liga) czy Zvjezdan Misimović, którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Sam klub zajął z kolei w ostatnim sezonie czwarte miejsce i zdobył Puchar Chin, co daje mu prawo startu w Azjatyckiej Lidze Mistrzów.