Kiedy Lewandowski dał słowo władzom Bayernu Monachium? Czy podpisał wówczas jakieś dokumenty? Czy do ostatniej chwili mógł jeszcze zmienić zdanie i zdecydować się choćby na Real Madryt? Jak na przebieg negocjacji transferowych wpłynęło odejście Goetze i dlaczego już na koniec, w grudniu 2013 roku, Bawarczycy zaoferowali lepsze warunki finansowe? Oto co na ten temat ma do powiedzenia dziennikarz „Der Spiegel” Rafael Buschmann, który na łamach największego niemieckiego tygodnika opinii nieraz opisywał kulisy negocjacji. Do tego, jak sam twierdzi, jako pierwszy – dokładnie 5 lutego 2013 roku – podał, że „Lewy” jest zdecydowany na Bayern. Zapraszamy do przeczytania tej krótkiej rozmowy.
W ostatnich miesiącach publikowałeś na łamach Der Spiegel wiele istotnych informacji na temat transferu Lewandowskiego. Pisząc chociażby przed kilkoma dniami o ofercie Realu Madryt czy też wcześniej – w we wrześniu o kulisach rozmów między Borussią a Bayernem.
– Byłem pierwszym, który w ogóle poinformował, że Robert trafi do Bayernu. Mniej więcej od tamtego momentu przez kilka kolejnych miesięcy zajmowałem się tym tematem. Mieszkałem w Munster niedaleko Dortmundu i generalnie pisałem dużo o Borussii, między innymi wiele razy rozmawiając z Robertem.
Przed kilkoma dniami napisałeś, że Real Madryt kusił go aż do ostatniej chwili. Mimo że od wielu miesięcy był przecież dogadany z Bayernem. Według twojej wiedzy istniała w ogóle szansa, że „Lewy” rzutem na taśmę zmieni zdanie i zerwie obietnicę, jaką dał Bawarczykom?
– Tak, Robert miał możliwość jeszcze na sam koniec zmienić zdanie, ale w tym momencie zdyskredytowałby i siebie, i swoich agentów w całym środowisku. Załatwiłby ich raz a dobrze. Zostałoby to fatalnie odebrane. Zepsułby całą opinię, jaka o nim funkcjonuje. On świetnie wiedział, że mógłby sobie tylko tym zaszkodzić.
(Od red.: Buschmann przed paroma dniami poinformował na łamach Der Spiegel, że jeszcze w grudniu 2013 roku adwokat Colin Pomford, reprezentujący Real Madryt, zaproponował Lewandowskiemu 6-letni kontrakt, który gwarantowałaby mu zarobki na poziomie 9,5 miliona euro rocznie plus 10 milionów euro za sam podpis. Wielomilionową prowizję mieli zarobić również obaj menedżerowie)
Ok, opinia to jedno, a co z pieniędzmi? Naprawdę twierdzisz, że kierował się tym, co pomyślą inni?
– Ale przecież on zarobi w Monachium mniej więcej tyle, ile mógłby dać mu Real. Bayern wygrał Ligę Mistrzów, ma topowego trenera w osobie Guardioli, płaci na poziomie innych najsilniejszych klubów świata – to są poważne argumenty. To fakt, że Lewandowski dał Bayernowi słowo jeszcze zanim strzelił Realowi cztery gole. Jego pozycja w międzyczasie ciągle rosła, ale też właśnie z tego powodu jeszcze w grudniu 2013 Bayern po raz kolejny rozmawiał z agentami Roberta i zaproponował mu podwyżkę.
Co masz na myśli?
– Ł»e jeszcze w grudniu, na sam koniec, Bayern podniósł swoją ofertę. Dał więcej niż wcześniej była mowa.
Wiesz, co mówią o tym przepisy FIFA – agenci Lewandowskiego nie mogli niczego podpisać, z Bayernem wcześniej niż na pół roku przed wygaśnięciem umowy. Z drugiej strony, wierzysz, że to wszystko naprawdę rozegrało się dopiero w styczniu?
– Robert był dogadany z Bayernem od roku. Dał słowo w grudniu 2012 roku. I mógł to zrobić… Z jednego powodu. Kiedy odchodził z Lecha Poznań, Borussia była jeszcze w niezbyt dobrej sytuacji finansowej. Agenci Lewandowskiego zgodzili się wtedy zejść 400 tysięcy euro z prowizji menedżerskiej, ale w zamian za paragraf w kontrakcie, który pozwalałby im w dowolnym czasie kontaktować się z innymi klubami. Był tam jeszcze jeden zapis, o którym nie mogę otwarcie mówić, ale właśnie tym sposobem menedżerowie Roberta cały czas mieli sposobność prowadzenia rozmów. Borussia dała im tę możliwość i nie było to w sprzeczności z regulacjami FIFA.
I naprawdę uważasz, że doszło wyłącznie do słownego porozumienia Roberta z Bayernem?
– Nie mam żadnych dowodów, żebym mógł powiedzieć coś innego. Też mnie to interesuje, próbuję to badać, ale na ten moment nie mam niczego, co pozwoliłoby mi twierdzić, że było coś więcej niż umowa ustna.
Twój wrześniowy tekst o kulisach negocjacji z Bawarczykami wywołał w Niemczech duże poruszenie. Michael Zorc zarzucił agentom Lewandowskiego brak dyskrecji.
– Tak powiedział, ale do dziś nie wiem, co nim kierowało. Nic w moim tekście nie wskazuje na to, że dostałem jakieś informacje od agentów. Każdy, kto ten tekst przeczytał, widział, że są w nim e-maile, SMS-y i rozmowy bardzo wielu osób. Domyślam się, dlaczego Zorc takie rzeczy mówił, tylko że powoli wchodzimy w spekulacje, a ja wolałbym rozmawiać wyłącznie o faktach. Szczególnie, że kulisy rozmów ujawniłem, kiedy było już po wszystkim. Okienko było zamknięte, Robert już nie mógł odejść.
Ciekaw jestem twojej opinii, na ile nagłe odejście Goetze zmieniło sytuację transferową Lewandowskiego? Jak wpłynęło na możliwość jego wcześniejszego przejścia do Bayernu?
– Wszyscy spodziewali się, że Robert dostanie możliwość odejścia latem, ale moim zdaniem dwie różne sprawy sprawiły, że ten transfer w roku 2013 był spalony. Pierwsza to właśnie odejście Goetze, po którym wszyscy w Dortmundzie powiedzieli sobie, że dwóch tak kluczowych zawodników Borussia nie może stracić naraz. Druga sprawa to, według tego, co słyszałem, sądowy proces Uliego Hoenessa, przez który Bayern przez jakieś dwa miesiące funkcjonował jak sparaliżowany. W międzyczasie doszedł do tego jeszcze finał Ligi Mistrzów, który już zupełnie uniemożliwił negocjacje bez dużego szumu w obu klubach. A po finale było już po wszystkim, bo w BVB widzieli, że nie znajdą odpowiedniego zastępstwa za Roberta. W czasie letniej przerwy – tak się słyszy – Rummenigge spotkał się jeszcze z Watzke i zaoferował 31 milionów. Powiedział, że za każdy dzień pozostały do końca kontraktu Roberta z Borussią płaci 85 tysięcy euro. Każdy dzień zwłoki to 85 tysięcy do tyłu, ale Watzke odmówił.
(Od red.: „Der Spiegel” dotarł do maili wymienianych między reprezentującymi Lewandowskiego menedżerami Cezarym Kucharskim i Maikiem Barthelem, szefami Borussii, a prawnikiem Tomem Eilersem obecnym przy negocjacjach. Wynikało z nich, że władze BVB zgodziły się na transfer Polaka do Bayernu w letnim oknie, po czym odwołały swoją zgodę. Bawarczycy mieli otrzymać ustne tylko zapewnienie, że przystaną na odejście „Lewego”, jak tylko monachijczycy potwierdzą transferową kwotę 25 milionów euro. Kiedy jednak kilka dni później okazało się, że do Bayernu przenosi się również Mario Goetze, wycofali się z danego słowa)
Przekalkulował, że bardziej opłaca się nie zarobić na transferze niż stracić i Goetze, i „Lewego”.
– Dokładnie. Na pewno w Dortmundzie dokładnie przeliczyli, że dobrze grając w Bundeslidze i Lidze Mistrzów z Lewandowskim są w stanie zarobić więcej niż na samym jego transferze w letnim oknie.
Uważasz, że podwyżka, którą dostał w końcu od Borussii była kluczem do tego, że jednak sytuację udało się uporządkować i częściowo wygasić też rozczarowanie samego zawodnika?
– Normalna sprawa. Każdy, kto od swojej firmy dostaje większą pensję, ten potrafi sobie lepiej poradzić ze swoją pracą. I ze swoim rozczarowaniem pewnie też. Z drugiej strony, mam przekonanie, że Robert jest takim profesjonalistą, że nawet bez tych pieniędzy dalej by swoje gole strzelał. Nie znam drugiego piłkarza, która wychodząc na boisko potrafiłby aż tak dobrze zostawić za sobą wszystkie inne sprawy. Czy to są kwestie kontraktowe, czy jakieś nieporozumienia w drużynie – on to wszystko zostawia poza boiskiem.
To wszystko też wpływa na jego postrzeganie wśród kibiców. Zupełnie inne niż w przypadku „uciekiniera” Goetze. Odbiór obu transferów jest bardzo różny.
– Oczywiście. Decyzja Goetze została fatalnie w Niemczech odebrana. W przypadku Lewandowskiego chyba wszyscy zdążyli już się trochę przyzwyczaić, skoro minął prawie rok, od kiedy o Bayernie zaczęło się mówić. Nie było tego szoku, choć sam Robert też przez cały czas zachowywał się bardzo dobrze. Grał dla Borussii tak jakby miał w niej grać jeszcze przez następnych sto lat. I przez najbliższe pół roku też tak będzie robił.
Przyznaj, ty sam nie miałeś żadnych wątpliwości co do tego transferu? To zawsze dziwna sytuacja, kiedy przez długi czas wiadomo, że zawodnik jednego topowego klubu za moment odejdzie do drugiego, który rywalizuje z nim w jednej lidze. Rodzi domysły, podteksty.
– Bayern tak działa od lat i pewnie będzie to jeszcze robił przez kolejnych dziesięć. Wykupuje najlepszych zawodników, dla samej ligi nie jest to zbyt dobre, ale takie są właśnie fakty. Moim zdaniem przez najbliższe trzy do pięciu lat Bayern będzie murowanym faworytem do mistrzostwa i w dalszym ciągu będzie wyciągał w ten sposób topowych zawodników z innych klubów.
Co z Mandzukiciem? Zostanie? Odejdzie? Pytam o prywatną opinię.
– Tu niestety znów musiałbym spekulować… Sam zobacz, co było z Mario Gomezem. Długo była mowa o tym, że Bayern go nie sprzeda, po czym jednak odszedł. Wiem jedno – Mandzukić to typ napastnika, który nie zaakceptuje siedzenia na ławce. Jestem pewien, że tego nie wytrzyma. W systemie, w jakim gra Guardiola, stawiałbym Lewandowskiego na pierwszym miejscu i Mandzukić też pewnie bierze to pod uwagę.
Rozmawiał PAWEŁ MUZYKA