Wola, dawna robotnicza dzielnica Warszawy. Gdzieniegdzie atakująca jeszcze szarym krajobrazem budynków zakładów przemysłowych. W takiej scenerii, ledwo wiążąc koniec z końcem, funkcjonuje walcząca o lepszą przyszłość dzieciaków z dzielnicy Olimpia Warszawa. Pozostawiona sama sobie i zupełnie zapomniana przez władze w siedmiu grupach młodzieżowych i trzech naborowych szkoli ponad 300 dzieci z okolicy. Do tego dochodzą jeszcze grający w lidze okręgowej seniorzy, w których najstarszy zawodnik ma dopiero 20 lat. Zdani tylko na siebie pracują z miesiąca na miesiąc, nie mając żadnego budżetu i zabezpieczenia na przyszłość. W praktyce wygląda to więc tak, że dziś są, a jutro może ich już nie być.
Młodsze roczniki funkcjonują dzięki symbolicznym, trzykrotnie niższym niż w konkurencyjnych akademiach, składkom rodziców, a klub żyje z… niedzielnego bazarku, który od lat organizuje na stadionie. – Z tego powodu w niedzielę nie gramy meczów. Nie ma co się oszukiwać, bez tego bazaru nie moglibyśmy w żaden sposób funkcjonować. Niestety, nie otrzymujemy nawet najmniejszego wsparcia od dzielnicy. Ł»adnego. Jakby się pan zapytał burmistrza albo naczelnika sportu o Olimpię, to wątpię czy w ogóle wiedzą gdzie taki klub jest. Nie jest żadną tajemnicą, że wszystko rozbija się o politykę i Olimpia postrzegana jest – lub kompletnie pomijana – w zależności od rządzącej akurat opcji politycznej – mówi bez ogródek Mariusz Blim, trener najstarszego rocznika juniorskiego Olimpii.
Infrastruktura? Najprościej mówiąc: nie istnieje. Klub nie ma nawet formalnie swojego obiektu i tereny stadionu musi wynajmować z rąk warszawskiej firmy Insbud, która w dość niejasnych okolicznościach przejęła je w latach 90. Gdy Olimpia grała jeszcze w III lidze, a w składzie miała takich piłkarzy, jak choćby Jacek Cyzio, Insbud zainwestował w trybuny i pensje dla zawodników. Po pewnym czasie, chcąc najprawdopodobniej odzyskać w ten sposób wyłożone wcześniej pieniądze, przejęła tereny klubu, na których chciała nawet wybudować osiedle mieszkaniowe (została już nawet wydana zgoda na zabudowę), ale w odpowiednim momencie weto postawili mieszkańcy Woli. Klubowy budynek z lat 60. aż kłuje w oczy. Na zewnątrz i w środku. Flaga „Solidarności” przy portierni i przeciekające szatnie, przypominające bardziej pokój w Tworkach niż część sportowej infrastruktury. Boisko główne z trybunami… za bramkami i jedno treningowe, rodem z kartofliska.pl, na połowie którego trenerzy… sami zamontowali sobie oświetlenie, żeby nie wynajmować boisk i móc prowadzić zajęcia nawet wieczorami.
Kolejną paranoją są dwie hale OSiRu na ulicy Redutowej i Obozowej, z których – przy odrobinie dobrych chęci władz dzielnicy – Olimpia mogłaby korzystać w okresie jesienno-zimowym po preferencyjnych cenach, ale wbrew zdrowemu rozsądkowi takiej możliwości nie ma, a na rezerwacje po cenach komercyjnych po prostu jej nie stać. Miejsca do trenowania organizują więc sobie sami, wynajmując obiekty w szkołach. Ł»eby było bardziej groteskowo, opłaty za treningi na takich salach wędrują do kasy… Dzielnicowego Biura Oświaty.
– Nie mamy żadnych ulg na korzystanie z hal, co jest o tyle dziwne, że to przecież nie o nas tu chodzi, tylko o te dzieci, u których zaszczepiamy zdrowe sportowe nawyki. W ogóle z moich obserwacji wynika, że zdecydowanie łatwiej żyje się klubom w małych miastach wokół Warszawy. Tam sport nie jest ignorowany i gminy pomagają klubom jak mogą. Przecież my tego nie robimy dla własnych korzyści! Jesteśmy pasjonatami, którzy wychowali się tu, na Woli. Przesiąkliśmy tym miejscem i staramy się pomóc dzieciakom, żeby odciągnąć ich od podwórek. Myślę, że robimy dla nich wiele dobrego i naprawdę szkoda, że jesteśmy w tym wszystkim zupełnie osamotnieni. Ale trudno. Jak wiadomo, ryba zawsze psuje się od głowy – mówi wyraźnie rozżalony Blim.
Jak wobec całej tej nienormalności funkcjonuje klub? Wbrew pozorom, względnie… normalnie. Drużyny spokojnie podróżują na mecze wyjazdowe po całym Mazowszu, jeżdżą też regularnie na letnie i zimowe obozy, a wszyscy piłkarze wyposażeni są w takie same komplety dresów, ortalionów i czapek, które wspólnymi siłami jakimś cudem udało się dla wszystkich zakupić. Mało tego, zdolni chłopacy z najbiedniejszych rodzin mogą liczyć na częściowe, a czasami nawet całkowite dofinansowanie do butów czy obozów. Nawet trenerzy swoje wypłaty otrzymują na czas. Cóż, uderzający profesjonalizm w piłkarskiej czarnej dziurze.
– Mimo naprawdę wielu problemów rzeczywiście działamy bardzo prężnie. I odnosimy małe sukcesy. Kilka miesięcy temu drużyna z rocznika 2004 zajęła wysokie szóste miejsce w ogólnopolskim turnieju Deichmann, wygrywając wcześniej eliminacje na Mazowszu. Jeździmy nawet na turnieje zagraniczne, bo zaproszeń nie brakuje. Dzięki pomocy rodziców byłem ze swoim rocznikiem w Paryżu, Jabloncu i Dreźnie. Nie mieszkamy wtedy z hotelach, śpimy na materacach w szkołach, ale zabawa jest najważniejsza – podkreśla trener zespołu U-19.
W ponad 60-letniej historii Olimpia dochowała się kilku bardziej znanych wychowanków, z Wojtkiem Kowalczykiem na czele. Przed nim w Ekstraklasie zdążył zadebiutować Krzysztof Iwanicki, a w sezonie 1987/88 prawdopodobnie najmłodszy duet stoperów w Ekstraklasie stworzył w Widzewie, wraz z Tomaszem Łapińskim, Krzysztof Cuch. W kolejnych latach na szersze wody wypłynęli bracia Misztal (Piotr gra obecnie w GKS-ie Tychy, a Rafał w Chojniczance), a także Wojciech Małecki (Korona). Od tego sezonu w Dolcanie gra Marcin Figiel, który swoje pierwsze kroki stawiał właśnie na boiskach warszawskiej Woli. Ostatnio głośno zrobiło się o innym wychowanku Olimpii, broniącym w Ząbkach Rafale Leszczyńskim, który został sensacyjne powołany do kadry Adama Nawałki.
Co ciekawe, w blokach czai się już kolejny z rodu Leszczyńskich, 16-letni Marcin, który po sukcesie brata ze zdwojoną energią wziął się do pracy. Jak podkreślają trenerzy talentu ma może nieco mniej, ale lepsze warunki fizyczne i ogromna motywacja mogą zaprowadzić go bardzo wysoko. Jak widać sukcesów szkoleniowych, mimo braku choćby przyzwoitych możliwości treningu, nie brakuje. Kolejnym ptaszkiem, który w niedalekiej przyszłości powinien wyfrunąć z Olimpii, będzie najprawdopodobniej bramkarz z rocznika 1996, Łukasz Świdnicki, mający już za sobą treningi z Legią i Zniczem Pruszków. Podobno spore zainteresowanie utalentowanym golkiperem przejawia Wisła Płock. Narybek jest więc spory, choć nie zawsze łatwy do prowadzenia, czego nie ukrywa zresztą trener Blim.
– Czasami trafiają do nas chłopcy z tzw. dobrych domów, ale przychodzą też charaktery wyjątkowo ciężkie, nierzadko z rodzin patologicznych, które pod wpływem rygoru treningów potrafią się jednak zmienić. Cóż, zbieramy tych wszystkich „podwórkowców” i odciągamy ich od kłopotów. Jasne, że mamy w tym wszystkim cel, żeby dostarczać utalentowanych zawodników do wyższych lig, ale chodzi przede wszystkim o to, żeby zapewnić naszym dzieciakom z Woli możliwość spędzenia czasu w ciekawy sposób. To jest stara dzielnica, w której zdecydowanie brakuje rozrywek, więc nie ma co ukrywać, że w ten sposób odciągamy je od patologii.
Takich klubów w Polsce jest zapewne zdecydowanie więcej i w każdym województwie bez trudu znaleźlibyśmy odpowiednią Olimpię – napędzany pracą fanatyków klub, który z jednej strony dba o kulturę fizyczną dzieci, a z drugiej jest pozostawiony na pastwę losu przez władze gminy/miasta/dzielnicy. Warszawska Olimpia to tylko przykład, ale wyjątkowo mocno uderzający do głowy. Jak widać, sprzedając na bazarze mydła i powidła można z powodzeniem trenować ponad 300 (!!!) dzieciaków i dorobić się przy tym nawet kilku przedstawicieli w Ekstraklasie czy I lidze. Być może Olimpia nie wychowa nowego Lewandowskiego, być może żaden następca Boruca się tam nie objawi, ale jeśli piłka choć kilku z tych chłopaków uratuje od patologicznej przyszłości, to zdecydowanie warto to robić. A co za tym idzie, warto pomóc, bo dziś Olimpia żyje z dnia na dzień. Ze strachem w oczach, bez żadnego budżetu, planu na przyszłość i jakichkolwiek perspektyw rozwoju.
– Jasne, że się boimy. Z mapy zniknęły już przecież praktycznie Gwardia i Hutnik, Okęcie ledwo dyszy, a o Marymoncie mało kto jeszcze pamięta. Powstają nastawione na czysty zysk akademie, w których składki rozpoczynają się od 150 złotych miesięcznie. Nam potrzeba przede wszystkim regulacji sprawy gruntów, żebyśmy wreszcie mieli pewność, że nikt nas stąd nagle nie wyrzuci. Wsparcie od burmistrza i rady dzielnicy też byłoby nieocenione, ale na to raczej nie liczymy. Oni przypomną sobie o nas dopiero przed wyborami, częstując nas po raz kolejny „polityczną kiełbaską” – mówi Mariusz Blim.
Jeśli ktoś chciałby w jakikolwiek sposób Olimpii pomóc, może skontaktować się z klubem poprzez adres mailowy: [email protected]
SEBASTIAN KUŚPIK


