Szaleństwo było. A czy była metoda?

redakcja

Autor:redakcja

20 listopada 2013, 15:29 • 4 min czytania

I tak to szybciutko, niepostrzeżenie Adam Nawałka zaliczył dwa z sześciu meczów towarzyskich, jakie ma do rozegrania przed startem eliminacji mistrzostw Europy. Jeszcze podobno jakoś w maju sklepać chcą nas Niemcy, żeby na turniej jechać w szampańskich humorach, a gdzieś tam z prośbą o nadstawienie drugiego policzka zgłaszają się też Hiszpanie. Zagraniczni trenerzy znają różne sztuczki na poprawę atmosfery: zabranie zawodników na paintball, strzelanie do rzutek, wspólne grillowanie, albo mecz z Polską.
W takim dniu jak dzisiaj chcielibyśmy zadać pytanie, które zadają sobie fachowcy ze wszystkich poważnych mediów: jakie wnioski należy wyciągnąć z dwóch sparingów Nawałki? Wszyscy się głowią, ale odpowiedzi nie zna nikt. Tak to bowiem bywa, gdy wniosków po prostu nie ma żadnych, ale trzeba jakieś sztucznie stworzyć na potrzeby gawiedzi, która chciałaby poczuć, że wszystko jest pod kontrolą i że idziemy we właściwym kierunku. Dziennikarze nie napiszą przecież na czołówkach gazet: „Wniosków brak”. Wyszliby na niekompetentnych. Coś tam więc sobie wymyślą. Dorobią teorię, taki zawód.

Reklama

Obiecaliśmy sobie wprawdzie, że damy nowemu selekcjonerowi czas, więc tego się będziemy trzymać. Napiszemy tylko, że odczuwamy lekki niepokój. Z pełną pokorą przyjmujemy, że Nawałka zna się na piłce lepiej od nas, natomiast naszymi głupiutkimi umysłami próbujemy ogarnąć sytuację. Na tę chwilę nie do końca rozumiemy, jak można sprawdzić tylu chłopów równocześnie. To znaczy zdawało nam się, że jak się wstawi do jedenastki trzech nowych zawodników, to wówczas można rozstrzygnąć, który dał ciała, a który mimo wszystko nadążał. Kiedy jednak wymienia się w zasadzie cały zespół, to co wówczas widać, poza chaosem? Nam się wydaje, że nic nie widać, ale oczywiście mamy nadzieję, że fachowiec coś tam dostrzega. W dwóch meczach mieliśmy taki przegląd wojska, że trudno spamiętać wszystkich żołnierzy. Grano w układach personalnych, na które nie wpadłby nawet Wojciech Jagoda. Trudno nawet sądzić, że ci piłkarze znali się chociaż z widzenia. Niektórzy nawet z widzenia się nie znali w ogóle. I teraz co – po kilkudziesięciu minutach bieganiny (albo dreptania) w otoczeniu obcych zawodników, na tle jednego tylko rywala, Nawałka będzie w stanie ocenić, kto podoła wyzwaniom reprezentacji w kolejnych latach, a kto nie? Bardzo chcielibyśmy w to wierzyć, ale jednak pozostajemy trochę sceptyczni. Rozsądek nam podpowiada, że jeśli jakieś wnioski w ogóle zostaną wyciągnięte, to zbyt pochopne. Po prostu nie da się nikogo uczciwie zweryfikować po takich meczach.

Nawałka został selekcjonerem między innymi dlatego, ponieważ doskonale zna polski rynek i polskich piłkarzy. Spodziewaliśmy się więc, że będzie miał wyrobione zdanie na temat potencjału zawodników. Cudzoziemiec mógłby urządzać najbardziej szalone castingi, ale Nawałka miał mieć przecież tę przewagę, że wie, co na boisku oferuje Pazdan, co Mączyński, a co Ä†wielong. Obserwował ligę od lat na tyle uważnie, iż wie, czym się różni Artur Jędrzejczyk od Marcina Kowalczyka. Czyli – miał możliwości, by stawić się do pracy z jakąś personalną koncepcją w głowie. Pierwsze dwa mecze sparingowe pokazały, że ta koncepcja w najlepszych wypadku dopiero się rodzi.

Reklama

Wspomnieliśmy o Jędrzejczyku i Kowalczyku nie bez powodu. Pierwszy zagrał źle przeciwko Słowacji, drugi nieźle przeciwko Irlandii. Ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że w dłuższej perspektywie Jędrzejczyk to lepszy środkowy obrońca niż Kowalczyk. Wystarczyło oglądać ich przez poprzednie lata, by wyrobić sobie jednoznaczną opinię. Jaki jest więc sens wystawiać raz jednego, raz drugiego, zawsze z innym partnerem? Naprawdę ktoś sądzi, że gdyby to Kowalczyk zagrał przeciwko Słowacji, a Jędrzejczyk przeciwko Irlandii, to efekt byłby taki sam: Kowalczyk niezły, a Jędrzejczyk zły? Do rzeczy – jakie odpowiedzi zdobył selekcjoner? Ł»e zawodnik Krasnodaru się nie nadaje, a przynajmniej nadaje się mniej niż zawodnik Wołgi? To właśnie byłby ten wniosek absolutnie pochopny. Nawet troszkę samobójczy.

Trochę nam te zgrupowania przypominały wielkie testowanie w klubach – takie dni, gdy nagle zjeżdża się dwudziestu gości, trener ma wskazać jednego najlepszego, ale na sam koniec ma taki mętlik w głowie, że nie jest w stanie dokonać żadnej selekcji. Dwa z sześciu meczów – tak na nasz nos – stracone. A przecież za moment, by być konsekwentnym, będzie trzeba testować dalej: wziąć chłopaków z młodzieżówki, wziąć Kamila Glika, na bank będą naciski, by sprawdzić Peszkę…

Co selekcjoner, to powtórka z historii: wszystkim trzeba dać szansę. Jeśli jednak Adam Nawałka dalej będzie postępował w myśl tej zasady, to do eliminacji Euro 2016 przystąpimy z całą gromadą przetestowanych zawodników, ale bez przetestowanej drużyny.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze

redakcja
0
Polski wychowanek Arsenalu zagra… w szóstej lidze
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama