Dzisiejszy wieczór miał tylko jednego bohatera. Najlepszy piłkarz tego roku przypieczętował wyśmienite jedenaście miesięcy dominacji, jedenaście miesięcy goli, asyst i kreowania gry, tak w klubie, jak i w reprezentacji. Zlatan Ibrahimović, ten sam który kilka dni temu tytułował się w wywiadach bogiem, dziś mógł jedynie stanąć bezradnie i bić brawo genialnemu Portugalczykowi. Cristiano Ronaldo strzelił w dwumeczu cztery gole, na wyjeździe ukłuł trzykrotnie, niemal w pojedynkę wprowadzając swój kraj do piłkarskiego raju, jakim będą przyszłoroczne mistrzostwa świata w Brazylii. Bezbłędny? Fenomenalny? Idealny, wzorowy? Trudno nazwać dzisiejszy występ magika z Realu Madryt, bo ciężko znaleźć jakikolwiek punkt odniesienia. Ibrahimović ustrzelił dwa sztychy, momentami dośrodkowywał ze skrzydła i biegł z wiarą, że będzie w stanie samodzielnie wykończyć własną centrę, ale to Ronaldo będzie jutro na okładkach gazet z całego świata.
Pierwsza połowa nie zapowiadała tak olbrzymich emocji w drugiej części gry. Szwedzi atakowali, ale cały czas pilnując tyłów, jakby świadomi, że CR7 potrzebuje kilkunastu, może nawet kilku sekund nieuwagi, by boleśnie skarcić rywala. Z drugiej strony też nie było odkrywania – mimo dość ofensywnego ustawienia, Portugalia wyczekiwała jaki rodzaj boju zaproponują gospodarze, będący przecież pod murem i stojący przed koniecznością atakowania. Efektem tego wybadywania była dość kiepska pierwsza połowa, która okazała się ciszą nie tyle przed burzą, co przed starciem wszystkich możliwych żywiołów.
Zaczęło się już w pierwszych sekundach, wymianą ciosów pod obiema bramkami. Potem do głosu doszedł Moutinho, zagrywając piłkę-marzenie. Długie podanie do Ronaldo minęło – na nasze oko – piętnastu Szwedów, zanim dotarło do celu. Czysty snooker, delikatne muśnięcie bili, która przelatuje przez cały stół trafiając wprost do łuzy. CR7 nie marnuje takich podań. Portugalia prowadzi w dwumeczu 2:0, Szwedzi potrzebują w tym momencie trzech goli, niektórzy desperaci przełączają na mecz Polaków, inni rzucają okiem na Ukraińców. Tymczasem druga odsłona spektaklu Ibra kontra CR7 dopiero się rozkręcała. Dwa gole Zlatana, drugi po świetnie uderzonym rzucie wolnym i migracja widzów w drugą stronę, z publicznej z powrotem na ten epicki baraż.
Moment po drugiej bramce kamera namierza Ronaldo. Kuca, wiąże mocniej buta, rusza z powrotem do gry. W tym momencie zaczyna się koncert, który prawdopodobnie przekona tych wciąż nieświadomych, że przyznanie Złotej Piłki komukolwiek innemu będzie ośmieszeniem idei konkursu. Dwie fenomenalne bramki, 47 gol w reprezentacji, brawa odebrane od samego Ibrahimovicia i świadomość nadchodzącego wyzwania. Zlatan mundial obejrzy w telewizji, Cristiano, jeśli utrzyma tę formę, będzie wówczas walczył o najwyższe cele. El Comandante poprowadził dziś swoją armię do spektakularnego zwycięstwa, a na mundialu oczekiwania od przywódcy, kapitana i największej gwiazdy będą jeszcze większe.
Mistrzostwa Świata bez Zlatana będą mniej barwne, ale bez Cristiano Ronaldo byłyby… Właściwie nie potrafimy sobie tego wyobrazić. I dobrze, że nie będzie takiej potrzeby.