Jeszcze wczoraj przeszło nam przez myśl, że oszczędzimy Mateusza Klicha i nie będziemy się znęcać po jego kretyńskim wpisie na Twitterze. To w końcu całkiem powszechne, że ktoś coś tam wrzuci, a już po minucie lekko czerwieni się ze wstydu, później przyjdzie chwila głębszej refleksji i pytanie: po co mi to było? Niestety, Klich ani się nie zaczerwienił, ani żadna refleksja go nie dopadła, nawet wówczas gdy prezes PZPN Zbigniew Boniek powiedział jasno: kibice mają prawo gwizdać. I brnie Mateuszek dalej, lansując własną tezę, że po meczu ze Słowacją należałoby wydać 40 000 zakazów stadionowych.
Nam coraz bliżej do tezy przeciwnej: niech Mateusz omija szerokim łukiem mecze reprezentacji, by z tymi wrednymi fanami nie miał styczności ani z poziomu trybun, ani z poziomu boiska.
Chłopiec na co dzień kopiący piłkę gdzieś na głębokiej holenderskiej prowincji, w marnym klubiku, którego nazwy tak do końca nie zna żaden szanujący się fan futbolu, wydalony z Bundesligi jako ciało ewidentnie obce, nagle poczuł się kimś znaczącym. Miał świetną okazję pomilczeć, lecz niestety koncertowo ją spartolił. Teraz kibice z uwagą przyglądają się nie piątkowym łamagom, ale właśnie Klichowi, który miał szczęście przeciwko Słowacji w ogóle nie wystąpić. Rozegrał to mniej więcej tak jak akcję przeciwko Ukrainie w 65. minucie – kopnął nie w tę stronę i zamiast gola zdobyć, to go stracił.
Zacytujmy go raz jeszcze:
Jak widzicie, pan piłkarz Klich uważa, że na meczach nawet jeść nie można. Z pełnymi ustami nie da się przecież krzyczeć „Do boju wielki Mateuszu!”, a to okrzyk z tych najbardziej pożądanych.
My w sumie popieramy grupowy zakaz stadionowy, ale z innych przyczyn: czterdzieści tysięcy osób powinno dostać zakazy stadionowe, żeby więcej nie przyszło im do głowy fundowanie czegokolwiek takiej zgrai, którą reprezentuje pan Klich. Te wasze pięciogwiazdkowe hotele, klimatyzowane autokary, wyczarterowane samoloty, kasa za sam przyjazd na zgrupowanie, nawet za najpodlejszy mecz towarzyski, piękne kurteczki, buciki, wykwintne posiłki. Klichowi wydaje się, że to wszystko chyba jest opłacane z tej kasy, która rośnie na drzewach. Mało tego, on sam, też na Twitterze, odpisał jednemu z kibiców:
Nie ma żadnych? A w samym 2013 roku nie zarobiłeś 19 tysięcy złotych za przyjazd na pięć zgrupowań? Cztery mecze o punkty, każdy wart 4 tysiące złotych, i jedno towarzyskie: za tróję? Powiesz, że to dla ciebie nic nie znaczy, że to na frytki – jeśli tak, widocznie brak ci poszanowania pieniędzy. Ale nie zmienia to faktu, że dostajesz pieniądze za grę w kadrze. Koniec, kropka. A dostawałbyś większe, bo za awans do MŚ premia wynosiła 8 milionów złotych…
W ogóle, chłopaku, rozejrzyj się wokół siebie. Zobacz w co się ubierasz, zobacz czym jeździsz i gdzie mieszkasz. Pomyśl przez moment – skąd to wszystko się tu wzięło? Dlaczego Tomasz Majewski, czy jakiś inny sportowiec rzucający żelazkiem na odległość nie ma tego wszystkiego, choć włożył w swój sport nie mniej pracy, niż ty? Co odróżnia go od ciebie i dlaczego tobie płaci się setki tysięcy, a jemu daje ochłapy z olimpijskich stypendiów?
Kibice to wasi żywiciele. Są cierpliwi – gwiżdżą, ale nadal się wami interesują. Nadal oglądają kadrę w telewizji, nadal chodzą na stadiony, oglądają reklamy sponsorów kadry. Ale któregoś pięknego dnia, kiedy naprawdę się wkurwią, może ich zabraknąć. Stadiony opustoszeją do reszty, może na czołówki wjedzie koszykówka, albo rzucanie żelazkiem. Gdzie wtedy będzie kasa kibiców, gdzie pójdą sponsorzy, gdzie zawodnicy będą zarabiać więcej? Powiesz za moment – ja zarabiam w klubie! To jest jeden i ten sam piłkarski ekosystem. Naczynia połączone. Zarabiasz z jednego tylko powodu: ludzie kupują bilety na mecze lub oglądają je w telewizji i generują przychód nawet wówczas, gdy są naprawdę zdegustowani (czyli w twoim przypadku: zazwyczaj).
Niczego jeszcze w tej kadrze nie zrobiłeś, nie wygrałeś nawet ani jednego meczu o punkty, za wyjątkiem spotkania z San Marino, a chcesz brać na buty kibiców? Uważaj, bo oni mogą wziąć ciebie. Jeśli ktoś zada pytanie, kogo polski futbol potrzebuje bardziej – tych 40 tysięcy ludzi płacących za bilety czy Mateusza Klicha – to niestety odpowiedź nie będzie dla ciebie wesoła.
Ogarnij się, dopóki jeszcze na stadionach ma kto ciebie i twoich kumpli wygwizdywać.
Fot. FotoPyK

