Daniel Łukasik zadziwił. Nie na boisku, do czego jesienią zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Zadziwił tłumaczeniem absolutnie bezprecedensowym, bo wykraczającym poza opary absurdu. Wyjątkowo idiotycznym. Zupełnie jak gdyby uczeń uparcie tłumaczył patrzącej z wyrzutem nauczycielce, że nie odrobił pracy domowej, bo brakowało mu chęci, żeby odpalić lampkę i usiąść przy biurku. Niebywałe, naprawdę. Jeżeli, Danielu, ta opinia była szczera – ani trochę nie dziwi nas to, że mamy w Ekstraklasie dokładnie tyle samo goli, co ty. Jeżeli natomiast próbowałeś zażartować, mamy złą wiadomość: jesteś w tych swoich żartach artystą niezrozumiałym. Identycznie zresztą jak jesienią na boisku, w przerwie między leczeniem urazów.
No dobra, do rzeczy. W rozmowie z serwisem Legia.Net, Łukasik opowiada o konsekwencjach spóźnionego wślizgu Dossy Juniora, który z głowy wybił mu kilka miesięcy grania, aż nagle poruszona zostaje kwestia zostawania po treningach i mozolnego katowania rzutów wolnych. Popatrzcie sami.
Może warto by było dorzucić do tego swojego warsztatu dodatkowy atut w postaci rzutów wolnych bezpośrednich? W Legii ten element gry kuleje, ty masz do tego predyspozycje, ale brakuje automatyzmu, ćwiczenia tych wolnych do bólu, zostawania po treningach.
Pewnie, że byłoby warto, ale nie zawsze da się zostać po zajęciach i poćwiczyć. Kiedy mamy mecze co trzy dni, to trener woli byśmy szybko zeszli do szatni i odpoczęli. Oczywiście jest wiele takich dni, że mamy taką możliwość… To może być mój atut, myślałem o tym. Nie każda piłka musi od razu lądować w siatce, ale piłki uderzone przeze mnie mogą stanowić zagrożenie dla przeciwnika.
Dobrze ale czemu w latach 90-tych Leszek Pisz potrafił zostawać po treningach, ustawiać sobie 20 piłek z lewej strony pola karnego, potem na środku, następnie z prawej strony i ćwiczyć te wolne do znudzenia? Teraz czegoś takiego nie ma. Czasy się zmieniły, piłka też, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by pewne wzorce powielać.
Trudno mi powiedzieć… Po części pewnie z tego powodu, o którym wspomniałem, a po części pewnie brakuje nam chęci, by znaleźć bramkarza, zgadać się i razem popracować.
„Brakuje nam chęci, by znaleźć bramkarza, zgadać się i razem popracować”. Tobie po prostu brakuje chęci, by zostać dobrym piłkarzem. Ale za to nie brakuje chęci, by co miesiąc inkasować 50 tysięcy złotych. Z takim podejściem, zawsze będziesz tylko przepłacaną miernotą. Skończ z futbolem. Nie marnuj swojego i naszego czasu. Poszukaj tego bramkarza, zgadajcie się we dwóch i otwórzcie piekarnię. Zróbcie coś dobrego dla świata.
Fot. FotoPyK