Odchodzi wesoły i nieco pulchny wyrzut sumienia rodzimych ligowców

redakcja

Autor:redakcja

15 listopada 2013, 11:00 • 3 min czytania

Mamy wrażenie, że zwyczajnie było im głupio. To musiał być wstyd gimnazjalisty w dresie, który dostaje fangę w nos od studenciaka w okularkach. To musiało być zaskoczenie przemieszane ze wściekłością godne kierowcy BMW-u, którego wyprzedza babeczka w Corsie. Młode, jurne, pewne siebie chłopy z polskiej ligi, przyszłość narodu, rozpieszczana od najmłodszych roczników wyjeżdżała bez kompleksów na boiska Ekstraklasy, a tam karcił ich… prawie czterdziestoletni facet z brzuszkiem, który na pierwszy rzut oka mógłby zostać wzięty za sprzedawcę dywanów z Rio de Janeiro, a na drugi za kucharza na statku Legii Cudzoziemskiej.
Za każdym razem, gdy Ediemu Andradinie udawały się boiskowe zwody, za każdym razem, gdy rozdawał dokładne podania, za każdym razem, gdy odnajdował się w szesnastce współczuliśmy rywalom. Jak zdemolowane musi być ego 23-latka, który właśnie został wyniesiony na tarczy z pojedynku z facetem, który nawet w najlepszych swoich latach nie wyglądał na chudzielca. Jasne, oranie rywali zdarzało się coraz rzadziej, ale wciąż się zdarzało, a z każdą kolejną wiosną robiło się coraz bardziej uciążliwe dla ofiar. Oczywiście, ostatnie miesiące to już kompletny piach i patrząc na końcowy etap jego kariery – nawet zastrzeżenie numeru 5 może się wydawać dość kontrowersyjne. Nigdy też nie był wielką gwiazdą ligi, o którą zabijaliby się faworyci do mistrzostwa. Ot, solidny ligowiec z nędznym końcem, ale jednak nieco inny, nieco barwniejszy, wnoszący do piłki trochę brazylijskiego kolorytu.

Odchodzi wesoły i nieco pulchny wyrzut sumienia rodzimych ligowców
Reklama

W dodatku Edi przez całe sezony był delikatnym wyrzutem sumienia, może też trochę wyznacznikiem poziomu całej ligi. Facet z brzuszkiem, ale z bajeczną techniką. Wystarczało, by otworzyć ubiegły sezon Ekstraklasy, by wcześniej całkiem solidnie grać w barwach Korony Kielce, by nahukać w sumie 181 występów w najwyższej polskiej lidze, dokładając do tego 45 goli. Ł»aden fenomenalny wyczyn, ale biorąc pod uwagę, że Edi przyjeżdżając do Polski miał już lat trzydzieści jeden, musi robić wrażenie. Owe niemal dwieście meczów zanotował w wieku, gdy część piłkarzy odcina już kupony w co bogatszych drugoligowcach.

Z czego zapamiętamy Ediego?

Reklama

– historia, której nie wypada nie przypomnieć, podsumowując dorobek Ediego w Polsce. Poza 181 meczami i 45 golami – jedna zapłodniona sekretarka.

– brazylijska Pogoń Szczecin, która w pewnym momencie wyglądała tak:

…legitymując się poniższym bilansem:

– Turbokozak. Wyjątkowo trafne określenie w wypadku Brazylijczyka.

– wszystkie występy w TV, łącznie z Ligą+ Extra.

– pierwszy gol w ubiegłym sezonie. Nie byle jaki gol.

Edi to naprawdę fajny chłopak i cieszymy się, że pozostanie w ten czy inny sposób przy rodzimym futbolu. Byle już nikogo nie zapładniał i jako skaut szczecińskiego klubu na Brazylię, nie zrobił z Pogoni drugiej… Pogoni, tej budowanej przez Antoniego Ptaka.

Fot.FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama