PP: Nowe otwarcie. Nawałka znowu wlewa nadzieję

redakcja

Autor:redakcja

15 listopada 2013, 10:24 • 16 min czytania

Szybko zapomnieliśmy o porażkach, mamy tak zresztą odkąd sięgnąć pamięcią. Zapominamy o fornalikowym niewypale, zawodzącym Lewandowskim, braku charakteru i stylu, i eliminacjach przegranych z kretesem. Euro tym bardziej wymazaliśmy z rejestru już dawno. Adam Nawałka daje nowy oddech i znowu rozbudza wielkie nadzieje. Póki co żyje w krainie szczęśliwości, w której wszystkim chce się pracować, każdy liczy na wyniki lepsze niż dotąd i jest pod wrażeniem (a przynajmniej tak mówi) selekcjonerskich metod. To główny wniosek po lekturze dzisiejszej prasy, rozkładającej na czynniki pierwszej reprezentację przed towarzyskim meczem ze Słowacją. Screeny, okładki, komentarze – zapraszamy poniżej.

PP: Nowe otwarcie. Nawałka znowu wlewa nadzieję
Reklama

FAKT

Zanim natrafiliśmy na informacje sportowe, zdążyliśmy się dowiedzieć, że Doda zaklina biustem zimę, Katarzyna W. ma plan jak wyjść z więzienia, a pan Kazimierz z Krakowa znalazł żabę w słoiku ogórków. Czy to oznacza, że do działu sportowego już zajrzeć nie warto? Niekoniecznie. Dziś w końcu pierwszy mecz nowego selekcjonera, więc zaczyna się pompowanie atmosferki. A my, jak to my, jesteśmy mistrzami w zamazywaniu tego, co było i rozbudzaniu nowych nastrojów. Jeszcze wczoraj (i przedwczoraj, trzy dni temu też) był czas przegrywania, ale dziś już nastał czas wygrywania. Wyłącznie. – W XXI wieku jeszcze żadnemu trenerowi kadry nie udało się wygrać w debiucie. Próbowało siedmiu, tylko dwóch zremisowało, reszta odniosła porażki. Nawałka ma więc szansę otworzyć nowy rozdział nie tylko dla siebie, ale także dla całej reprezentacji w tym stuleciu. W meczu teoretycznie nieważnym – czytamy w Fakcie.

Reklama

Jest krótka rozmówka z Błaszczykowskim:

W środę selekcjoner zabrał was na ścianę wspinaczkową. Wróciły wspomnienie z dzieciństwa?
Tak, bo w Truskolasach byłem od zadań specjalnych, czyli wejść na dach dwupiętrowej szkoły, kiedy wpadła tam piłka. Wysyłano mnie jako najmłodszego. Przerwania meczu oczywiście nikt nie brał pod uwagę. Pomagał mi piorunochron. Dopiero tam na górze przekonywałem się, że jest sporo prawdy w tym, co mówią alpiniści, że łatwiej wejść niż zejść. Wspinanie się na ściankę było jeszcze trudniejsze niż na dach. Jestem starszy, taka wysokość (8 metrów) robi wrażenie. Wtedy nie miałem wyobraźni i szedłem na przebój.

Pański wujek Jerzy Brzęczek mówi, że pan tylko wygląda na grzecznego chłopca, bo jak się pan zdenerwuje, to szafki potrafią fruwać w szatni. Kiedy ostatnio fruwały?
A nie pamiętam (długa cisza). Przyglądałem się ostatniej dyskusji o kapitanie, o tym, jaki powinien być. Moja wizja kapitana mówi, żeby był nim w szatni, a nie w mediach. Gadać mogę dużo, ale jakie to ma znaczenie dla drużyny? Dla mnie najważniejsze, to żeby wszystkie nasze sprawy były załatwiane wewnątrz drużyny, a nie na łamach gazet. Tak rozumiem rolę kapitana.

Fakt donosi również, że pracownikiem Widzewa, choć na urlopie, ciągle jest Radosław Mroczkowski. Klub musi płacić mu około 15 tysięcy miesięcznie, więc chciał wykorzystać byłego trenera w roli skauta. Ten się nie zgodził, więc póki co spokojnie ma wolne.

W dzisiejszym wydaniu mamy również rozmówkę z Igorem فasickim, który podpisał ostatnio kontrakt z Napoli. Gdyby tylko wyszedł na boisko, choć na chwilę, medialną karierę ma gwarantowaną, jak niedawno Piotr Zieliński z Udine.

Dwa tygodnie trenowałeś z pierwszą drużyną pod okiem Rafaela Beniteza. Jak wrażenia?
– Fantastyczne przeżycie. On zwraca uwagę na młodych piłkarzy, zatrzymuje grę, tłumaczy co źle zrobiłem. Naprawdę coś wspaniałego.

Jak oceniasz swoje szanse na powołania do kadry na mecze Serie A? We Włoszech na ławce siedzi aż 12 piłkarzy, a w Napoli nie ma zbyt wielu obrońców. A może bardziej realne jest wypożyczenie zimą?
– O miejsce na ławce będzie ciężko. A co do wypożyczenia, to wiem że na razie Napoli tego nie chce, ale zobaczymy jak to się ułoży.

RZECZPOSPOLITA

Sporo treści przed dzisiejszym meczem ze Słowacją. Stefan Szczepłek pisze, że Słowacy to dobry rywal na selekcjonerski debiut, ale cały tekst – niestety – trochę jakby przepisany z Wikipedii. Nazwy, kluby, daty. Nic ciekawego. Oprócz tego mamy dłuższy materiał o Marku Hamsiku, już znacznie bardziej odkrywczy.

Hamsik nie miał wyboru, musiał zostać wielkim sportowcem. Jego ojciec, Richard, był piłkarzem nożnym, a matka, Renata, trenowała piłkę ręczną. Poza tym futbol towarzyszył Markowi już od samego początku. Gdy Renata była w ciąży, jedną z pierwszych rzeczy, które Richard kupił dla swojego potomka, były malutkie buty piłkarskie. Na czwarte urodziny obecny gwiazdor SSC Napoli dostał nietypowy prezent. Ojciec zapisał syna do szkółki w klubie Jupie Podlavice. Mały Marek był najmłodszy w drużynie. Mimo tego, że musiał grać przeciw starszym kolegom, był najlepszy w zespole. Jego talent rozwijał się z każdym rokiem. W 1998 podczas turnieju w Dolnej Strechovie zdobył 16 goli w jednym meczu. To rekord, którego do dziś nikomu nie udało się pobić. Niezwykłe zdolności chłopca nie umknęły uwadze wysłanników Sparty Praga. W wieku czternastu lat Hamsik pojechał na testy do stolicy Czech. Zachwycił trenerów, ale nie związał się z najbardziej utytułowanym czeskim klubem.

Michał Kołodziejczyk nadaje ze zgrupowania, pisząc m.in. o atmosferze, która w ciągu kilku dni pod wodzą Nawałki zmieniła się diametralnie. Wszyscy znów liczą na nowe otwarcie. Póki co wprowadzono zasady:

Nawałka wprowadził swoje rządy już pierwszego dnia. Z jednej strony pojawiły się nieznane wcześniej zasady: piłkarze zaczynają jeść, gdy powie „smacznego”, kończą, gdy powie „dziękuję”. „Władza to ja” – nowy trener równie często dawał o tym znać podczas treningów. Nie bał się zwrócić uwagi Robertowi Lewandowskiemu, innych prosił o koncentrację i cierpliwość podczas ćwiczeń. Zaczął od ustawienia obrony – ma swój autorski pomysł na formację, która w ostatnich meczach zawodziła najbardziej. Zasada jest jedna: nieważne, kto gra, ma wiedzieć, co robi. Dla nowego trenera liczy się przede wszystkim taktyka, nie lubi niczego zostawiać przypadkowi. Gdy prowadził Górnika Zabrze, potrafił dokonać zmiany jeszcze przed przerwą, kiedy tylko się zorientował, że któryś z zawodników gra inaczej, niż zakładane było przed meczem. W reprezentacji na pierwszej konferencji przedstawił swój sztab, nie było czekania, jak za Franciszka Smudy. Może nazwiska asystentów kilku zawodnikom nie były znane, ale to trenerowi ma się z nimi dobrze współpracować – piłkarze są od grania.

GAZETA WYBORCZA

GW zadaje zasadne pytanie: Ile przetrwa ogień Nawałki? Jak długo będzie działać ta „magia” związana z jego debiutem. Tekst, jak zwykle u Pawła Wilkowicza, na poziomie. Zapowiedź meczu ze Słowacją będąca jednocześnie zbiorem stopklatek ze zgrupowania. Póki co Nawałka robi na mediach wrażenie.

Już pierwszym treningiem, otwartym dla kibiców i kamer, pokazał, czego oczekuje. Ł»e nie zniesie, jeśli ktoś jego czas będzie marnował ociąganiem się, gadulstwem, marudzeniem albo brakiem koncentracji. Krzyczał na tych, którzy dowcipkowali, kiedy on zabierał głos, tłumaczył piłkarzom, że to, co robią, to nie trening, to wycinek meczu. I mają się do ćwiczeń przykładać tak, jakby grali o stawkę. Ta kadra codziennie ma grać mecz. Tak Nawałka aranżuje treningi. Jeśli jest strzelanie karnych, to cała drużyna ma się ustawić jak podczas spotkania. Jeśli ćwiczone są rzuty rożne, to ten, który dośrodkowuje, nie może potem zostać w narożniku. Ma biec tam, gdzie byłby potrzebny w prawdziwej walce z rywalem. Drużyna ma się zachowywać – jak pisał Graham Hunter o Barcelonie z ostatnich lat – jak przegłodzony pies: rzucać się na rywala po stracie piłki, zanim ten zdąży się z nią poczuć wygodnie. Gdy się spotkaliśmy po jednym z treningów, Nawałka tłumaczył, że chce reprezentacji będącej jak bokser w ringu – takiej, która na jedną komendę ruszy na rywala i na jedną komendę się zasłoni. Jak u Papy Stamma w najkrótszym sloganie polskiej szkoły boksu: Doskocz, przyp…, odskocz.

Jest też wywiad z Jerzym Dudkiem, w którym zaczyna się ta sama śpiewka, którą już gdzieś chyba słyszeliśmy: „trener ma komfort, więcej czasu niż poprzednik, eliminacje dopiero za X miesięcy”. Czy nie tak samo mówiło się o reprezentacji Smudy? Poza tym, cała rozmowa to powtarzanie przez Dudka dość oczywistych frazesów. Zacytujemy tylko jeden fragmencik:

Mecz ze Słowacją ma zacząć trzech obrońców z ligi. Na bokach Paweł Olkowski i Rafał Kosznik z Górnika. Dlatego, że z Zabrza znają się z Nawałką i wiedzą, czego wymaga?
– Po tym, co wyprawiali obrońcy w ostatnich meczach, nie będę zaskoczony żadnym eksperymentem. Zmiennicy mogą popełnić najwyżej tyle samo błędów, co ci grający wcześniej. Czasem miałem wrażenie, że nie wiedzieli, jak się zachowywać w najprostszych sytuacjach, jak pilnować przy stałych fragmentach. A przecież to nie byli anonimowi zawodnicy, wydawało mi się, że gwarantują komfort. Chcę wierzyć, że nowi się sprawdzą i w większości dotrwają do meczów o punkty. Ale pewności nie mam. Może Nawałka jest wizjonerem, który dostrzegł w nich to, czego nie widzieli inni? Przypomina mi to trochę obraz naszej ligi. Niby nie jest najgorsza, zdarzają się emocjonujące mecze. Jest ładnie opakowana, właściwie wszędzie są nowe stadiony. Ale kiedy przychodzi do zderzenia ze światem, okazuje się, ile nam brakuje. Zobaczymy, czy ligowcy osiągną międzynarodowy poziom, czy za kilka miesięcy selekcjoner wróci do koncepcji poprzedników. Trudno mi jednak uwierzyć, że dla wszystkich ten przeskok nie okaże się za duży.

SPORT

Dzisiejsza okładka katowickiego dziennika:

A w środku – Robert Lewandowski deklaruje, że bardzo wiele od siebie wymaga, ale na jego bramki TRZEBA POCZEKAĆ. Wow, to akurat zdążyliśmy zauważyć. I to dobrą chwilę temu.

– Wymieniliśmy swoje poglądy. Wiadomo, że wszyscy chcieliby, żebym strzelał więcej bramek. Ale proszę wierzyć, że ja także bardzo dużo od siebie wymagam. Trzeba tylko poczekać. Na treningach można wiele sobie zakładać, może wszystko pięknie wychodzić, a potem w meczu już niekoniecznie – mówi Lewandowski. Reszta wywiadu jest tak oczywista, że najlepiej po sekundzie wrzucić do śmieci.

Na kolejnych stronach mamy przypomnienie „debiutanckiej klątwy selekcjonerów”, czyli serii bez zwycięstwa notowanej na starcie przez Engela, Bońka, Janasa, Beenhakkera, Majewskiego, Smudę i Fornalika. Generalnie, kilka stron „Sportu” jest dziś tak porywających, że można by w nie pakować wczorajsze śledzie. Radzilibyśmy się zatrzymać tylko w dwóch miejscach. Pio pierwsze, przy wywiadzie z Janem Kocianem, pytanym niestety wyłącznie o mecz Polski ze Słowacją. Oto fragment:

Słowacja pojawiła się w Polsce bez trzech bardzo dobrych zawodników.
– Dodałbym: podstawowych zawodników. Kontuzja wyeliminowała bramkarza Jana Muchę, którego w kadrze zastąpił Tomasz Koszicki. Od dłuższego czasu problemy zdrowotne ma Vladimir Weiss z Olympiakosu Pireus. Nie zagra również nasza dziewiątka, Martin Jakubko, występujący w Rosji. To na pewno odłabienie naszej drużyny, niemniej mamy w kadrze kilku innych, równie dobrych zawodników. Chociażby Martina Skrtela z Liverpoolu.

No i przede wszystkim najbardziej rozpoznawalnego w Polsce Marka Hamszika. Kto jest większą gwiazdą – czołowy piłkarz Napoli, czy najsilniejszy punkt Borussii Dortmund, Robert Lewandowski”?
– NIe podejmuję się takiej oceny. Jeden gra w Italii, drugi w Niemczech. Hamszik jest pomocnikiem, Lewy łowcą bramek. Ale to są autentyczne, niekwestionowane gwiazdy. Obaj są bezcenni dla swoich klubów. Jednak, jeszcze raz powtórzę, że dla mnie, nie tylko z racji pozycji, świetnym zawodnikiem jest Skrtel z Liverpoolu.

Drugi tekst zasługujący na wyróżnienie to wspomnienie trenerskiej drogi Adama Nawałki, bardzo obszerne, od Świtu Krzeszowice przez Górnik, aż po reprezentację kraju.

Początki miał skromne. Został szkoleniowcem występującego wówczas w IV lidze Świtu Krzeszowice. – Znałego jeszcze z czasów, gdy grał w Wiśle Kraków, ponadto pochodził z naszych okolich – wspomina ówczesny prezes klubu Alfred Lipniak, obecnie emerytowany porucznik milicji. – Sytuacja mojego klubu była dramatyczna, byliśmy świeżo po degradacji i wydawało się, że kryzys będzie się pogłębiał. Adam postawił mi twarde warunki: miałem mu sprowadzić dobrych – oczywiście jak na czwartoligowe warunki – zawodników. Ponadto chciał mieć zapewnienie, że może odejść natychmiast, gdy tylko znajdzie się dla niego lepsza propozycja. Po cichu liczył nawet na jakiś angaż za granicą. Przystałem na to. To był trener z nazwiskiem.

DZIENNIK POLSKI

Za nieco ponad dwa miesiące 18 lat skończy wiślak Paweł Stolarski. Wiadomo, że będzie mógł wreszcie podpisać zawodowy kontrakt. Nie wiadomo jednak czy w Wiśle.

Ponoć Stolarskim zainteresowane są poważnie przynajmniej dwa kluby – Legia Warszawa i Juventus Turyn. Włosi byliby skłonni już teraz zagwarantować Wiśle wypłatę kilkuset tysięcy euro, żeby „zaklepać” sobie młodego piłkarza. Sam zainteresowany nie chce bawić się jednak w spekulacje (…) – Gdyby oferta z Turynu była konkretna, Stolarski miałby nad czym myśleć. Z jednej strony miałby możliwość przeniesienia się do naprawdę wielkiego klubu. Problem w tym, że na grę w Serie A na razie liczyć raczej nie mógłby. Pozostałyby występy w drużynie Primavery, czyli we włoskiej Młodej Ekstraklasie. Dlatego dla prawidłowego rozwoju piłkarza lepiej byłoby chyba, gdyby został jeszcze jakiś czas w Polsce. Tym bardziej że nawet w Wiśle „Stolar” nie ma w tej chwili pewnego miejsca w składzie. Choć sezon zaczynał w wyjściowej jedenastce, to dość szybko przegrał rywalizację o miejsce na prawej obronie z Łukaszem Burligą. Do tej pory na 18 oficjalnych meczów Wisły (ekstraklasa i Puchar Polski) Stolarski zagrał w dziewięciu. W dwóch przypadkach były to jednak tylko minutowe epizody. Do tego trzeba dodać sześć spotkań w reprezentacji Polski U-19. Jak na 17-latka liczba piętnastu meczów w rundzie nie jest mała, ale zapewne Stolarski apetyt na grę ma większy. Wypowiada się jednak w tym względzie dyplomatycznie. – Raz jestem w podstawowej jedenastce, a innym razem nie gram w ogóle. Nie ma co się jednak obrażać, tylko trzeba ciężko pracować na treningach.

SUPER EXPRESS

W „Superaku” mniej więcej ten sam przedreprezentacyjny klimat, co w pozostałych dziennikach – optymizm. Wystarczy spojrzeć na nagłówki: „Nawałka zaraża nas optymizmem”, „Chcemy wreszcie zapomniec o porażkach”. Artur Boruc ma ponoć zemścić się na Słowakach… za mecz z października 2008 roku, choć jest więcej niż pewne, że kto jak kto, ale on takich rzeczy rozpamiętywać nie ma w zwyczaju.

– A my graliśmy w ogóle ze Słowacją? – puszcza oko Artur. – Dlaczego myśli o tym meczu miałyby kołatać mi po głowie? Każdy mecz jest zupełnie inny, a historia nie ma tu żadnego znaczenia. Boruc jest zadowolony z początków współpracy z trenerem Adamem Nawałką. Jak twierdzi, przekonuje go ekspresyjny styl prowadzenia treningów przez selekcjonera. – Podoba mi się jego styl. To człowiek, który potrafi nas natchnąć. Na pierwszym spotkaniu trener przekazał nam swoje zasady i zabrzmiało to naprawdę bardzo fajnie. Ja lubię takie rzeczy, oby tak dalej. Pamiętam, jak był asystentem Leo Beenhakkera. Wtedy zachowywał się inaczej, ale to normalne, bo miał wówczas zupełnie inną rolę. Jako pierwszy trener może pokazać cały swój charakter – podkreśla.

Artur chwali sobie również współpracę z Jarosławem Tkoczem.

– Zajęcia są bardzo ciekawe, widzę, że trener Tkocz ma całkiem ciekawy warsztat. Nic, tylko podnosić swoje umiejętności. A jeśli chodzi o mnie, to nic się nie zmieni, ja zawsze staram się wrzeszczeć na kolegów i im podpowiadać. Każdy z nas czuje potrzebę pokazania się nowemu trenerowi na pierwszym zgrupowaniu. Chcemy udowodnić, że jesteśmy potrzebni i mamy umiejętności na miarę reprezentacji Polski – zaznacza.

W kolejnym tytule bryluje też Igor فasicki…

– Na pierwszy trening seniorów szedłem stremowany, ale trener od razu wziął mnie pod opiekę. Dużo ze mną rozmawia, a gdy w trakcie gierki zagram nie po jego myśli, to przerywa zajęcia i wszystko mi wyjaśnia. Benitez to superczłowiek. Jest bardzo kontaktowy – podkreśla فasicki, który dwa lata temu, z reprezentacją do lat 17, zajął trzecie miejsce w mistrzostwach Europy. Młody Polak chwali nie tylko trenera, lecz także gwiazdy Napoli. – Nikt się nie wywyższa. Najbardziej pomagają mi Paolo Cannavaro, Goran Pandev i Marek Hamsik. Ten ostatni to największy żartowniś w zespole – zdradza فasicki, który już gra w Lidze Mistrzów, tyle że młodzieżowej. Te rozgrywki to nowy pomysł UEFA, wprowadzony od tego sezonu. – Gram we wszystkich spotkaniach młodej Champions League, w meczu z Marsylią byłem nawet kapitanem. Przed pojedynkami z Arsenalem i Marsylią odegrano nam nawet hymn Ligi Mistrzów. W Neapolu tego nie ma, ale za to na trybunach pojawia się kilka tysięcy ludzi – opowiada فasicki, którego śladami chce iść kolejna fala Polaków.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Również okładka Przeglądu odwołuje się dziś do czarnej serii selekcjonerskich debiutów:

„Pierwszy test drużyny z zasadami – zaangażowanie, gra w obronie całą drużyną, wsparcie Lewandowskiego. Taka ma być kadra Nawałki” – czytamy na wstępie. Dalej rozmówka z Błaszczykowskim, którą cytowaliśmy w Fakcie, tekst o 16-letniej klątwie Wójcika i artykuł o asystencie Bogdanie Zającu.

Podczas pracy w Zabrzu Zając doskonale orientował się na co wyczulony jest szef, więc pomagał piłkarzom uniknąć karcącego spojrzenia Nawałki. – Zabierzcie torby ze środka szatni. Inspekcja będzie! – mówił do zawodników. Innym razem podpowiadał, ile par butów musi posiadać piłkarz Górnika, aby uniknąć kary finansowej. Od Grzegorza Patera, który grał w Wiśle razem z Zającem, dowiadujemy się, że obecny asystent selekcjonera wyróżniał się stanowczym zachowaniem. Potwierdzają to piłkarze z Zabrza, ale było to zauważalne również podczas pierwszych treningów kadry. Zając głośno, podobnie jak selekcjoner, kierował uwagi pod adresem ćwiczących reprezentantów. Najbardziej dostało się Grzegorzowi Krychowiakowi, który co chwila słyszał: „Grzegorz, popraw to!”. Tak jak Nawałka jest też pasjonatem piłki. Wyrażało się to nie tylko znajomością rezultatów niemal wszystkich spotkań od pierwszej do czwartej ligi jak wspomina Jop. – Bogdan aż do przesady żyje sprawami klubu. Zapomina o innych obowiązkach. Kiedy widziałem się z jego żoną, to prawie zawsze z tego powodu często na niego narzekała. Mówiła: „Cały czas praca, praca, tylko praca” – śmieje się Pater. Piłkarze Górnika żartowali, że Zając posiadł sposób na wydłużania doby. – Dziwiliśmy się, że w tak krótkim czasie potrafi zrobić tak wiele. Bardzo szybko po badaniach przynosił różne wyliczenia. Wszystko było skrupulatnie zapisane w odpowiednich rubrykach przypomina jeden z byłych graczy Górnika.

Przegląd prognozuje jak będzie wyglądać jedenastka na spotkanie ze Słowacją: Artur Boruc – Paweł Olkowski, Artur Jędrzejczyk, Marcin Kamiński, Rafał Kosznik – Grzegorz Krychowiak, Tomasz Jodłowiec – Jakub Błaszczykowski, Adrian Mierzejewski, Waldemar Sobota – Robert Lewandowski.

W dzisiejszym numerze objawia się również ekspert Ulatowski, opowiadając o swoich doświadczeniach z Islandii. – Pamiętam taki mecz: bramkarz wybijał piłkę z piątego metra. Wyleciała za pole karne, ale momentalnie wróciła i wyszła na róg. Na Islandii golkiperzy wiedzą, że ze względu na silny wiatr nie mogą wykopywać piłki przed siebie, tylko w boczne rejony boiska, bo dzięki temu nie grozi gol samobójczy, tylko w najgorszym wypadku korner. Bywały takie spotkania, że w jednej połowie mój zespół może z raz przeszedł linię środkową, tak wiało. Kiedyś w pierwszych 45 minutach grając z wiatrem strzeliliśmy gola na 1:0 i po zmianie stron przyszło nam bronić tej zaliczki. Na szczęście dowieźliśmy wynik do końca – dodaje.

Poza tym:
– Górnik walczy o Olkowskiego, któremu wygasa umowa
– Trałka złamał rękę na treningu
– Rafał Pawlak może stracić posadę w Widzewie.

Na koniec kilka okładek z zagranicznej prasy, która mogła zostać zdominowana tylko w jeden możliwy sposób: pojedynkiem Cristiano Ronaldo i Zlatana Ibrahimovicia. Ł»yją tym Hiszpanie (sami grają jutro, i to z Gwineą Równikową), żyją Szwedzi, no i Portugalczycy. Kreatywnością bije dziś wszystkich na głowę portugalska „A Bola”. Guerra das Estrelas, czyli Star Wars.

Image and video hosting by TinyPic

Mniej efektownie wypada „O Jogo”. Na okładkę wędruje CR7, największa dziś nadzieja Portugalczyków. Paulo Bento przyznaje: „Mamy w składzie najlepszego piłkarza na świecie, reszta idzie ze wsparciem”.

Image and video hosting by TinyPic

Hiszpańska „Marca” i jej okładka przesadnie nie różnią się od tych, które występują u ich sąsiadów. Gazeta pisze o 180-minutowym wyzwaniu CR7. Towarzyski mecz ekipy Del Bosque schodzi na drugi plan.

Image and video hosting by TinyPic

„Mundo Deportivo” prezentuje wywiad z Xavim, spychając dzisiejsze danie dnia na bok („Pojedynek gigantów”). Pomocnik Barcelony przekonuje, że żadna drużyna na świecie nie gra lepiej od Blaugrana. W obszernej rozmowie opowiada m.in. o częstych problemach Messiego z kontuzjami, spadającej na barki Neymara odpowiedzialności i zaletach nowego trenera.

Image and video hosting by TinyPic

Francuzi już mocno przeżywają barażowe starcie z Ukrainą, mimo że Didier Deschamps podkreśla na każdym kroku, że nie ma złych myśli, że wszystko będzie dobrze. To, co jemu i jego piłkarzom towarzyszy, to nie strach, a ekscytacja. Oczy całego kraju są dziś zwrócone na „Les Bleus”.

Image and video hosting by TinyPic

„La Gazzetta dello Sport”, podobnie jak wczoraj, gra tematem nowego inwestora Interu, Ericka Thohira. Zachodzące w klubie zmiany nazywa „nową erą”. Włoska prasa zapowiada tez nadchodzący mecz z Niemcami i choć to tylko sparing, to wzbudza duże emocje. Tym bardziej, że Cesare Prandelli, selekcjoner reprezentacji, już się odgraża, że jego piłkarze rozegrają świetny mecz, bo są w niesamowitej formie fizycznej. W ataku ma postawić na duet Balotelli-Osvaldo.

Image and video hosting by TinyPic

W niemieckiej prasie nie ma żadnych przełomowych tematów, żadnych hitów. Wciąż wałkowany jest temat zapłakanego i będącego w niezłych tarapatach Hoenessa. Jest też o kadrze, bo w meczu z Włochami Joachim Loew chce nieco poeksperymentować – na boku obrony z Jansenem i najbardziej wysuniętym piłkarzem w postaci Goetze.

Image and video hosting by TinyPic

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama