Helio Pinto: – Nie chcę szukać wymówek. Grałem źle

redakcja

Autor:redakcja

13 listopada 2013, 23:57 • 13 min czytania

Jeden z najgłośniejszych transferów letniego okienka Ekstraklasy i… No właśnie? Strzał w dziesiątkę? A może jednak niewypał? Chyba ani jedno, ani drugie. Przydatność Helio Pinto po prostu ciężko na razie ocenić. Portugalczyk raz wyróżnia się doskonałym wolnym, by za moment zniknąć z radaru na kilkadziesiąt minut. Jedni twierdzą, że świetnie czuje się pod napastnikiem, drudzy, że Urban albo Ekstraklasa zgasiły jego kreatywność. Co o tym wszystkim sądzi sam zainteresowany? Opowiedział o tym w obszernym wywiadzie dla Weszło. – Gdy tu przychodziłem, stworzono mi wizerunek nieadekwatny do rzeczywistości. Ludzie myśleli, że jestem Ronaldo lub Messim – twierdzi Pinto.
Jesteś w Polsce już szósty miesiąc i do tej pory nie wiemy, jak cię oceniać. Czy przez pryzmat ostatnich bramek, czy raczej tego, że oczekiwania wobec ciebie były chyba zawyżone.
Szczerze? Czuję się tu świetnie. Podoba mi się w zasadzie wszystko.

Helio Pinto: – Nie chcę szukać wymówek. Grałem źle
Reklama

Gdybyś jeszcze raz dostał ofertę z Legii, to przyjąłbyś bez wahania?
Oczywiście, że tak. Legia od początku była świetnym wyborem.

Ale czasem jak się na ciebie patrzy na boisku, odnoszę wrażenie, że czujesz się tu tak, jakbyś grał za karę.
Zupełnie nie o to chodzi. Nie jestem smutny. Po prostu mocno obrywam w prawie każdym meczu i to boli. Na nic jednak nie zamierzam narzekać.

Reklama

Narzekałeś, że za dużo się biega.
Bo biega się bardzo dużo, zdecydowanie więcej niż na Cyprze, ale po to tu przyjechałem – żeby biegać i walczyć. Potrzebowałem takiej zmiany.

Ale spodziewałeś się, że będzie ci łatwiej.
Spodziewałem się fizycznej ligi pełnej walki i biegania. Ale to przecież nie wyklucza jakości. Poza rozpychaniem się i ściganiem widzę tu bardzo wielu jakościowych zawodników. Weźmy taką Pogoń… Bardzo, bardzo podoba mi się ich styl. Mimo że wygraliśmy z nimi 3:0, widać było, że to poważna drużyna, która chce grać piłką i zależy jej na atrakcyjnych akcjach. Zapewniam cię, że Ekstraklasa prezentuje naprawdę wysoki poziom.

Każdy Portugalczyk tak mówi. Marco Paixao, dyplomata, twierdzi nawet, że za kilka lat wskoczymy na poziom zbliżony do Bundesligi.
I ma rację, w pełni się zgadzam. Macie wszystko, by stać się czołową ligą w Europie. Cudowne, nowoczesne stadiony, dobre murawy, fanatycznych kibiców na prawie wszystkich meczach… Gra się tu zdecydowanie trudniej niż na Cyprze. Każdy może ograć każdego. Teraz pojechaliśmy do Widzewa, ostatniej drużyn, i było nam bardzo ciężko. Dzięki Bogu, udało się wygrać, ale nawet w takiej drużynie widać było dużo jakości. To ważne, bo właśnie dzięki temu, że liga jest wyrównana, wasz futbol będzie coraz lepszy. Nie chcę niczego ujmować niektórym drużynom z Cypru ani ich krytykować, bo jest tam wielu zaawansowanych technicznie zawodników, ale uwierz – pod względem intensywności, ta liga nie ma porównania z polską. I kolejna rzecz… Gramy z ostatnią drużyną w tabeli, a stadion jest pełny.

Po pierwsze to klasyk, po drugie – w Polsce chodzi się „na przeciwnika“.
Bez znaczenia. Gra pierwsza drużyna z ostatnią, a atmosfera jak podczas święta. Na Cyprze to niemożliwe. Kiedy lider podejmuje spadkowicza, stadion jest pusty. 1000-1200 osób. Takie rzeczy w dalszej perspektywie wpływają na rozwój, przekonasz się.

Strasznie zasiedziałeś się na tym Cyprze. Siedem lat…
Tak, a z tego sześć w APOEL-u… Pięć mistrzostw, puchar, inne trofea, gra w Lidze Mistrzów… Choćbyś był najlepszym profesjonalistą, musisz stracić trochę motywacji. Wygrywasz prawie wszystko, więc siłą rzeczy tracisz kolejne cele. Z APOEL-em doszliśmy do ćwierćfinału Champions League! Mistrzostwa, puchary… Co więcej mogłem zrobić? Na czym opierać dalszą ambicję? Masz wszystko!

To dlaczego nie wyjechałeś po trzech latach?
Bóg tak chciał. Sam nie dostałem żadnej oferty, która satysfakcjonowałaby i mnie, i APOEL. Nigdy! W Nikozji byłem jednak szczęśliwy i niczego nie żałuję.

Ł»ałować za to możesz okresu gry w rezerwach Sevilli, bo wtedy byłeś chyba najbliżej wielkiej piłki.
Mogłem osiągnąć tam zdecydowanie więcej, ale raz jeszcze powtarzam: Bóg chciał inaczej. Przyjechałem tam jako 20-letnie dziecko pełne marzeń, które przed momentem wzięło ślub. Podchodziłem do wszystkiego na luzie. Nie biegałem, nie stosowałem pressingu i grałem tylko wtedy, kiedy miałem piłkę przy nodze. Trener Manolo Jimenez pokazał mi, że życie nie jest takim, jakie sobie wymarzysz. Dzięki niemu jestem dziś agresywniejszym piłkarzem i nie patrzę na wszystko przez różowe okulary. Spędziłem rok w rezerwach Sevilli, nie miałem żadnej szansy na awans do pierwszej drużyny i dalsza gra na takim poziomie była bez sensu. Miałem wyższe ambicje, dlatego wolałem wyjechać na wypożyczenie do Apollonu. To była świetna decyzja. A po Sevilli została mi przede wszystkim dojrzałość.

No i żona – agent.
(śmiech) Zawsze powtarzam, że ja daję rodzinie mięśnie, a ona mózg. Kiedy na początku to ja podejmowałem najważniejsze decyzje, nie wszystko układało się tak, jak powinno, dlatego wolę wszystko konsultować z Leilą.

Jak zareagowała na Legię?
Z entuzjazmem. Dłużej nosiliśmy się z zamiarem wyprowadzki i na Cyprze już trochę gasła nasza motywacja. Chcieliśmy poznać nowy kraj i nową ligę. Laila dała mi stuprocentowe wsparcie.

W pewnym momencie wyszło na jaw – o czym sam na początku nie mówiłeś – że na twoją kiepską formę z początku sezonu wpływ miały problemy rodzinne. To znaczy – komplikacje przy porodzie córki.
Nie, nie chcę tak do tego podchodzić ani szukać wymówek.

Tu nie chodzi o szukanie wymówek, bo taka sytuacja wpłynęłaby na każdego, niezależnie od zawodu.
OK, podświadomie mogło to na mnie wpływać, ale sam tego tak nie traktowałem. Przed porodem nie wiedziałem, że córka będzie miała problemy. Dopiero potem się dowiedzieliśmy, że jej przełyk nie zrósł się tak, jak powinien. Dziwna sprawa. Ł»ebyś zrozumiał, musiałbyś pogrzebać w Google. W skrócie polega to na tym, że przełyk dzieli się na dwie części, ale i to ma kilka różnych form… Naprawdę, musiałbyś odpalić Google, bo to skomplikowane. Fachowo nazywa się to atrezją przełyku. Na szczęście polscy lekarze uratowali mi dziecko i wierzę, że Bóg ściągnął mnie do Warszawy właśnie po to, by pozwolić przeżyć mojej córce. Na Cyprze nie mają takich specjalistów i gdybyśmy zostali, to po porodzie musielibyśmy łapać pierwszy samolot i lecieć do jakiejś kliniki w Grecji czy Anglii. Dlatego zawsze będę wdzięczny wspaniałym lekarzom ze szpitala Matki Polki. Nie wiem, jak im dziękować. Ale – powtarzam – to nie był powód mojej złej formy. Grałem źle, bo… grałem źle. Tyle. Nie zawsze będę dobrze grał.

Jakiś powód musi być.
Po pierwsze – miałem półtora miesiąca wakacji, kiedy nie robiłem zupełnie nic i nie czułem się dobrze fizycznie. Po drugie – trafiłem do nowego kraju i nowej drużyny o innym stylu grania. Koledzy mnie nie znali i często nie wiedziałem, jak im podawać, bo nie potrafiłem przewidzieć ich zachowań i vice versa. Potrzebowałem dwóch miesięcy na aklimatyzację, ale dzięki Bogu już czuję się dobrze i wiem, co robić na boisku.

A może po prostu nie pasujesz do tej drużyny albo w ogóle do tej ligi? Gdy zaproponowałem na Twitterze kibicom, by zadali ci jakieś pytanie, bardzo wielu poruszało temat Urbana, który – coraz częściej pojawia się taka opinia – zabił w tobie kreatywność, wymagając najprostszych rozwiązań.
Tak, słyszałem o tej opinii, ale nie zgadzam się z nią. Urban to pięciogwiazdkowy trener. Wobec mnie zawsze był w porządku i zwracał uwagę, jak grać. To znaczy – szybciej oddawać piłkę, bo wiedział, że jestem typem zawodnika, który szybko myśli, ale potrzebuje czasu na reakcję. A w Polsce musisz myśleć tak samo szybko, ale jeszcze szybciej reagować. Dlatego czasem trudniej jest zaryzykować i nie chodzi tu o większe wykorzystywanie mojej kreatywności. Po prostu mam grać tak, by drużyna czerpała z tego korzyść. Nie mogę myśleć tylko o sobie. Kiedy będziemy wygrywać po 4:0, to będę mógł sobie pozwalać na większe ryzyko i stosować bardziej wymyślne zagrania. Ale na razie potrzebujemy zwycięstw i punktów.

Na Cyprze – takie mam wrażenie – pozwalałeś sobie na te bardziej kreatywne zagrania, a drużyna jakoś wygrywała.
Dalej mogę sobie na nie pozwalać, ale zrozum, że muszę się rozwijać jako piłkarz. Liga jest dla mnie bardziej wymagająca i muszę się do niej dostosować.

Ile czasu potrzebujesz?
Zobaczymy, jak będzie przebiegał ten rozwój. Nie stawiam sobie żadnego terminu i nie wychodzę na boisko z myślą: „dziś dam takie nietypowe podanie albo zaliczę asystę”. Liczy się wyłącznie drużyna.

To nie jest liga dla nieszablonowych i inteligentnych zawodników? Rację bytu ma w niej fighter فukasik, a nie kreatywny, ale wolniejszy Pinto?
Nie, do tej ligi pasuje każdy piłkarz. Moją pracą nie jest wymyślanie sztuczek, tylko pomaganie zespołowi, wygrywanie i sięganie po mistrzostwa. Jeśli trener będzie ode mnie wymagał większej kreatywności, w porządku. Ale tu liczy się najprostsze możliwe podanie, które dojdzie do celu.

Cały czas do tego zmierzam – nie sądzisz, że ściągając akurat ciebie, z góry liczyli na zawodnika o większej kreatywności niż tylko takiego, który da proste podanie?
Liczyli na kreatywnego pomocnika, który gra do przodu. I to właśnie robię. Nie chodzi o efektowne przerzuty na 40 metrów, tylko o szybkie uruchomienie napastnika, który stanie twarzą w twarz z bramkarzem.

O ile się nie mylę, z Podbeskidziem zagrałeś za napastnikiem i tam chyba wyglądałeś najlepiej. Nie jako „ósemka”, ale bardziej „mediapunta”.
Z kim?

Z Podbeskidziem. Potencjalny spadkowicz.
W ostatniej kolejce?

Nie, w ostatniej był Widzew. Mówię o Podbeskidziu.
Po pierwsze – szanuję wasze zdanie. Każdy ma prawo do własnej opinii, ale gram tam, gdzie wystawia mnie trener. Jeśli mam grać za napastnikiem, to będę grał.

Helio, ty też masz prawo do własnej opinii.
Kiedy gram za napastnikiem, mogę mieć lepsze statystyki. Bramki i asysty. Jeśli mam grać bliżej środka, stawia mi się inne wymagania – przyspieszanie gry i stwarzanie takich okazji, by to kolega zaliczył asystę albo gola. Tak do tego podchodzę i nie wiem, co więcej powiedzieć.

Czujesz, że masz już taki wpływ na Legię, jaki oczekiwałeś?
Mam taki wpływ, jak wszyscy.

Jaką notę sobie wystawiasz?
Takie rzeczy zostawiam wam. Nie liczy się Pinto, tylko Legia, która za ten sezon zasługuje na „dziewiątkę“.

Jeśli już, to za ligę.
Tak, przede wszystkim za ligę. Ale nawet w Lidze Europy – potwierdzi to każdy, kto oglądał te mecze – pokazywaliśmy się z bardzo dobrej strony. Nigdy nie byliśmy gorsi od przeciwników, a wiele razy po prostu lepsi. Brakowało tylko wyników, ale właśnie za brak logiki ludzie kochają futbol.

O tym jeszcze porozmawiamy, ale w międzyczasie kolejny zarzut do Legii – brak stylu. Wspomniałeś o Pogoni, która jest w pozytywny sposób przewidywalna. Wiadomo też, jak gra Górnik czy „hiszpańska“ Cracovia, a Legia? Nie uważasz, że za bardzo bazujecie na indywidualnych umiejętnościach? Jeśli Radović jest w formie, Legia wygrywa. Jeśli Kosecki się urwie, tak samo. Ale nie ma takiego mechanizmu, jak w tamtych drużynach.
Nie zgadzam się. Jeśli Pinto jest w formie, to nie wygrywa meczów sam. Ktoś musiał mu najpierw podać piłkę.

W poprzednim sezonie Kosecki wygrywał sam. Nie działo się nic, nagle się urwał, minął obrońcę i strzelił gola.
No i w tym sezonie – takie moje zdanie – nie ma już czegoś takiego.

Bo Radović jest kontuzjowany, a po świetnej formie Koseckiego nie ma śladu.
Nie o to chodzi. Widzę świetne akcje między kilkoma kolegami, wymiany podań… Asysty Ł»yry, rajdy Koseckiego. Jeśli włączysz wszystkie nasze bramki, bardzo wiele z nich to akcje dużej części zespołu. Albo ze środka, albo ze skrzydła, ale wypracowane, a nie przypadkowe. Dlatego się z tobą nie zgadzam.

No to proste pytanie – jak gra Legia? Jaki ma styl?
Jaki ma styl? Atakować, stosować jak najwyższy pressing i szybko dostać się pod bramkę rywala.

Nie uważasz, że ten sezon można w pewnym sensie spisać na straty? Mistrzostwa nikt od was nie wymaga, bo to wręcz obowiązek przy takiej konkurencji, ale puchary…
Nic w lidze jeszcze nie jest pewne. Ci, którzy rozdają tytuły przed sezonem, nie wiedzą, jak jest na samym boisku. Każdą wygraną trzeba tu wypracować, nawet z ostatnią drużyną. Mieliśmy nawet krótką serię dwóch przegranych z rzędu – z Ruchem, a potem z Lechią, gdzie zagrałem jeden ze swoich najgorszych meczów. I nikt nie zagwarantuje, że taka sytuacja się nie powtórzy. Musicie zrozumieć, że wiele drużyn ma tu wystarczającą jakość, by urwać nam punkty.

Nie czujesz, że przy takim potencjale kadrowym i organizacyjnym, powinniście całą tę ligę przejechać bez wysiłku?
Oczywiście, że nie. Wiele razy wygrywamy po 1:0, a nawet jeśli zdarza się 4:1, to zaczyna się wcześniej od 1:1 albo 0:1. Pamiętasz mecz z Górnikiem? Przegrywaliśmy 0:1, a wynik odwróciliśmy dopiero w końcówce. Liczy się praca, bo nie jesteśmy polską Barceloną, żeby po 25 minutach na luzie prowadzić 3:0.

Nie uważasz, że tak powinno być? Ściągacie najbardziej uznanych piłkarzy, choćby z Cypru…
… a Marco Paixao gdzie gra?

Ale Śląsk długo go nie utrzyma. Mają duże problemy finansowe, które Legii są obce.
OK, ale najlepsze drużyny nie zawsze są tworzone przez najdroższych zawodników.

Dobra, ale jak na polskie realia, to Legii brakuje w tym momencie jedynie – poza stylem, o którym rozmawialiśmy – poważniejszych wyników w Europie.
Legia jest klubem fantastycznie zorganizowanym, a o innych nie chcę nic mówić, bo znam je tylko z boiska, gdzie wyglądają tak samo na dobrze zorganizowane. Dlatego nie sądzę, żeby między Legią a innymi drużynami była taka przepaść, o jakiej mówisz. Bez wątpienia powinniśmy wymagać więcej w europejskich pucharach, ale szczególnie jeśli chodzi o wyniki, a nie występy, bo graliśmy na naprawdę dobrym poziomie.

Z Apollonem u siebie?
Ale wtedy też to my kontrolowaliśmy cały mecz! Na miłość Boską, oni oddali przez 90 minut cztery strzały na nasza bramkę! Z Lazio może nie graliśmy jak równy z równym, ale było wiele momentów, gdzie wyglądaliśmy, jak oni i normalnie atakowaliśmy. Z Trabzonsporem też byliśmy lepsi.

Tego akurat nie kwestionuję.
Dlatego powtarzam: w futbolu nie ma logiki. Gdyby była, Barcelona i Real wygrywałyby sto procent meczów. Jedna ważna rzecz – APOEL, gdy awansowaliśmy do Ligi Mistrzów, opierał się na piłkarzach doświadczonych. W wieku 26, 27, 28, 29 lat, gdy byli w swojej szczytowej formie. Tutaj zawodnicy dopiero się rozwijają i przed nimi jeszcze wiele lat grania.

Ale Legia żyje ze sprzedaży takich piłkarzy. Zaraz stracicie Furmana czy Bereszyńskiego i znowu wskoczy ktoś młody. Wtedy też będziecie mówić o braku doświadczenia?
Nie, tutaj tworzy się pewien fundament, który dopiero poznaje Europę. Trzeba to podtrzymać i wykorzystać w kolejnych latach. Jeśli Furman odejdzie, to dobrze dla niego. Ale nie ma w tym klubie ani jednego zawodnika, po którego odejściu, będziesz mógł powiedzieć: „no, to teraz Legia jest bez szans“. Nie ma Pinto, to ktoś inny gra równie dobrze.

Nie zapominaj o bramkarzu.
Bardzo cenię Kuciaka, ale Wojtek też miał świetne mecze.

Dobra, i tak nie skrytykujesz kolegi. Rozumiem to. Ale tak ogólnie, to naprawdę nie widzisz tu zbyt wielu problemów.
Bo wyniki w Polsce pokazują, że mamy dobry zespół na pierwsze miejsce, a w Europie – bądźmy realistami – też pokazaliśmy się z dobrej strony. Wyniki, przy większej ilości szczęścia, jeszcze przyjdą. Z Molde los był dla nas łaskawy, bo nie strzelili nam gola mimo 50 okazji. Mogli wygrać 6:1, a zremisowaliśmy. W Europie było tak samo – my byliśmy lepsi z Trabzonsporem, a przegraliśmy. Jeśli potrafiliśmy tak zdominować pierwszą drużynę w grupie, to nie znaczy, że pokazujemy europejski poziom? Ściągają tam wielkie nazwiska, płacą grube miliony i co? Możemy to porównać – o czym wcześniej mówiłeś – do polskiej ligi. Poprzeczka dla Legii wisi wysoko, ale to nie oznacza samych zwycięstw. Wiesz, co po rewanżu z Trabzonsporem powiedział mi Bosingwa? Ł»e to niewiarygodne, jak – stwarzając tyle okazji – nie strzeliliśmy w Lidze Europy ani jednego gola! Dlatego mówię: za rok będziemy bogatsi o te doświadczenia i liczę, że wypadniemy jeszcze lepiej.

Skoro doświadczenie odgrywa twoim zdaniem aż tak gigantyczną rolę, to ciekawi mnie, czy rozumiesz punkt widzenia Urbana, który na najważniejszy mecz sezonu, ze Steauą, odstawił i ciebie, i Dwaliszwiliego? Jakkolwiek by patrzeć – zawodników z doświadczeniem z Ligi Mistrzów.
Było mi przykro, ale rozumiem trenera, bo nie miałem formy. Zaliczyłem ten słaby mecz z Lechią i Urban stwierdził, że nie przydam się drużynie ze Steauą.

Ty byś siebie wystawił?
Pewnie nie. Liczy się interes drużyny, a ja wtedy tylko przeszkadzałem.

Niewielu byłoby stać na takie wyznanie – to ci trzeba oddać.
Jestem realistą. A jak ktoś, kto spędził siedem lat na Cyprze, w lidze, którą wielu uważa za gorszą od polskiej, ma być uznawany za jeden z najważniejszych transferów w Ekstraklasie? Mecze w Lidze Mistrzów nie dodają mi do CV gry w Anglii, Hiszpanii czy we Włoszech. Dziękuję za uznanie i wysokie wymagania, ale właśnie dlatego spotkała mnie taka krytyka. Bo przyszedł ktoś, kto nie spełniał oczekiwań i grał naprawdę słabo. Tylko prawie żadna z osób, które oceniały mój transfer, nie widział mnie w akcji na Cyprze. Tylko dwa razy – z Wisłą. Spójrzmy prawdzie w oczy – jestem Pinto, a nie Messi.

Rozmawiał TOMASZ ĆWIÄ„KAفA


Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama