Najbardziej na świecie uwielbiam wczesne wstawanie i długie spacery (wystarczy spojrzeć na zdjęcie). W niedzielę udało mi się połączyć obie te pasje, a do tego wszystkiego dorzuciłem jeszcze chęć zobaczenia meczów łódzkiej Klasy B (8 poziom rozgrywkowy). O takich podróżach to nawet Cejrowskiemu się pewnie nie śniło! – pisze w swoim kolejnym felietonie Radosław Rzeźnikiewicz z Kartofliska.pl.
1. Poszedłem na łatwiznę. Gdybym do Modlnej (140km od Warszawy) dotarł ze stolicy na piechotę to byłby to całkiem niezły wyczyn. A ja kulturalnie: pociąg do Zgierza („Zgierz to hardcore, po Zgierzu już nic nigdy nie będzie takie same”), później tramwaj (druga najdłuższa tramwajowa linia w Europie Łódź-Ozorków, w której spotkałem sekcję sportową nordic walking – sama starszyzna!), a dopiero na końcu 7km na piechotę. Pierwotne założenie były co prawda nieco inne, ale trzeba było dostosować scenariusz eskapady do zastanych warunków. Niezbyt kulturalny kibic mógłby nagłą modyfikację planów podsumować krótko: „Wszystko się zjebało, trza było zapierd…ć z buta”. Niestety w obie strony.
2. Robert Korzeniowski wyrobiłby się pewnie i na pierwszy gwizdek, ja niestety mam jeszcze drobne niedociągnięcia w stylu (chyba za bardzo mną zarzuca), co przekłada się na tempo chodzenia. Mimo romantycznej scenerii drogi nr. 708 i dobrej nawierzchni, do celu docieram o czasie, w którym powinna kończyć się pierwsza połowa.
Powinna. Problem w tym, że na boisku wskazanym przez wujka Googla i dobrych ludzi po drodze, nie było żadnego meczu. Powiem więcej – raczej nie zanosiło się, że zaraz się rozpocznie.
Po drodze mijałem jeszcze jeden pusty obiekt. „Panie trzeciego stadionu to tu na pewno nie ma”. Klops większy nić w Ikei.
3. Chciałem ufundować tabliczkę czekolady i pół litra (nie ma co się bawić w bombonierki) osobie, które powie mi o co z tym meczem widmo chodziło, ale już wiem, że spotkanie odbyło się kilka km. obok w Małachowicach. LKS Modlna przegrała z Iskrą Góra Św. Małgorzaty 3:4 – można więc rzec, że nic ciekawego nie przegapiłem. Mimo wszystko żałuje, że nie udało mi się zobaczyć słynnych „królewskich” w akcji.
4. Co ciekawe – pierwotnie plan uwzględniał właśnie wizytę w Małachowicach, gdzie grają miejscowe Kanarki. To właśnie zaraz po meczu Kanarków odbyło się spotkanie Realu Modlna. Pomieszanie z poplątaniem. Szkoda, że nigdzie nie było stosownej informacji. Pretensji do nikogo mieć nie mogę. Rozumiem, że to zabezpieczenie na wypadek ewentualnego najazdu japońskich turystów (a wiadomo, że za Realem to oni wszędzie).
5. Myślę, że Gosia Andrzejewicz ma dużo lepsze statystyki w rozwiązywaniu łamigłówek niż ja ze swojego niedzielnego „meczingu”. Wyjazd z domu przed 6 rano, powrót po 21, a na koncie obejrzane… 20 minut meczu. Podczas krążenia po Ozorkowie załąpałem się na fragment spotkania rezerw Kotana Ozorków (również klasa B).
Kotan Ozorków? Tak, ta drużyna powstała na cześć Marka Kotańskiego, a w zespole występują absolwenci ośrodka terapeutycznego Monar-Markot. Piłka pomaga wyjść na prostą. Zazdroszczę bo u mnie działa to póki co raczej w drugą stronę.
6. Tyle o 8 lidze łódzkiej. Pora na warszawską. Wcale nie gorszą, chociaż nieco dziwnie to brzmi w przypadku drużyny Passovia II Pass, która w tym sezonie nie zdobyła jeszcze ani jednego punktu. Co tu ukrywać, sobotniemu wypadowi do Passów towarzyszyło hasło „Poszukujemy najgorszego zespołu w Polsce”. A tu zonk. Ni kuta. Na pewno najgorsza nie jest drużyna z Passów. Widziałem w tym sezonie większe słabizny. Czy najgorszy zespół w kraju strzeliłby taką bramkę? No chyba, że Skabie.
7. Jest wiele stadionów, gdzie trybuny są daleko od murawy. Część kibiców je uwielbia bo np. na bieżnię można rzucać pirotechnikę. W Passie niby wszystko w porządku bo trybuny są daleko, ale jakoś tak chyba kiepsko się rzuca race na plac zabaw.
A na płycie to nic tylko strzelać gole bezpośrenio z rożnego. Dla ułatwienie nawet rozbieg jest z górki.
8. Ostatni hit weekendu to największe na świecie Derby Gminy Leszno. W tej gminie swojego pierwszego papierosa mógł wypalić sam Robert Lewandowski. Tu się wychowywał i tu w wieku trampkarskim trenował w miejscowym Partyzancie.
Roberta zabrakło na derbach, które odbywały się zdaje po dwuletniej przerwie. Chyba miał swój mecz gdzie indziej, więc być może kibice mu wybaczą.
9. Jak to się mówi? Zapinamy pasy i jedziemy?
10. Arbiter spotkania Partyzant Leszno-Zaborowianka (1:2) usłyszał z trybun największą obelgę w swoim życiu „Zobaczysz fajansiarzu na kartofliskach!”. To reakcja trybun na odgwizdanie spalonego. Później było już grzeczniej.
– Chuju co gwiżdzesz?
– Kultury troche!
– Panie chuju, co pan gwiżdże.
11. Miałem wrażenie, żę trójka sędziowska to jedyne osoby na murawie, które nie dostały w tym meczu przynajmniej żółtej kartki.
W klasie A nikt nogi raczej nie odstawia.
12. Spodobał mi się ostatnio komentarz ze stronie LigaOkregowa.pl odnośnie zespołu Gladiator Słoszewo:
„Podczas meczu z Troszynem, kiedy zawodnik Słoszewa strzelił bramkę po tym jak liniowy pokazał spalonego, prezes Słoszewa wbiegł na boisko krzycząc, ze jeśli arbiter nie uzna bramki to go zajebią. Po czym „sędzia” uznał bramkę…”
I jeszcze jeden cytat z relacji regiowyniki.pl z meczu Wilga Miastków – Hutnik Huta Czechy.
„W doliczonym czasie pierwszej połowy stoper Hutnika po odgwizdanym karnym dla Wilgii kilkukrotnie uderzył sędziego pięścią i ten odgwizdał walkower”
Dobrze, że mnie tam nie było. Nie znoszę walkowerów.







