Od Wengera do Pawlaka. Batrović przed Legią: – Haseł na Twitterze już mi wystarczy…

redakcja

Autor:redakcja

10 listopada 2013, 01:23 • 5 min czytania

Więcej, niż tylko przeglądając polskie media, dowiecie się o nim, wpisując w wyszukiwarce „Batrović Arsenal”. O 15-letnim Serbie, nazywanym „the new Messi”, w walce o którego londyńczycy przepychali się z połową Europy. O menedżerze Milanie Calasanie, który zapewnia, że niezależnie od tego czy chłopak trafi pod skrzydła jego przyjaciela Wengera, to zrobi dużą karierę. O 16-letnim Fabregasie i 17-letnim Anelce, których boss ściągał z równie dużym zapałem… Ponad trzy lata od momentu, kiedy angielska prasa pisała o perełce z FK Bubamara, Veljko Batrović próbuje dyrygować drugą linią Widzewa i jest jednym z najlepszych asystentów w lidze (ma ich na koncie pięć). Twierdzi, że jego podania mają dać koronę króla strzelców Eduardsowi Visnakovsowi.
Ile Batrović naprawdę daje swojej drużynie, ciężko ocenić. Z jednej strony, jak mało kto w Ekstraklasie potrafi zagrać niekonwencjonalnie, zaskoczyć w nieoczekiwanym momencie. Albo zanotować piękną asystę piętką, jak w meczu z Jagiellonią. Z drugiej jednak, jego nieprzewidywalność zbyt często ma negatywne aspekty. Jedno, dwa błyskotliwe wynurzenia ponad wodę w meczu to za mało. Tym bardziej, że wcześniej zdąży kilkanaście razy głupio stracić piłkę. Tata, do którego zawsze dzwoni po końcowym gwizdku, często wytyka ten błąd. – Najgorzej, jeśli straty notujesz od samego początku meczu. To wywiera efekt na twojej psychice, dalszym przebiegu meczu – powtarza za każdym razem.

Od Wengera do Pawlaka. Batrović przed Legią: – Haseł na Twitterze już mi wystarczy…
Reklama

Zoran Batrović był znanym w Jugosławii piłkarzem. Grał m.in. w Deportivo La Coruna czy Partizanie Belgrad. W reprezentacji debiutował ze Szkocją, przegranym przez Jugosłowian 1:6. Był to wtedy jego pierwszy i zarazem ostatni występ w kadrze. W trenerce kariery nie zrobił, choć sam mógłby mieć inne zdanie. Kilka lat temu na początku przygody syna z piłką prowadził go w klubie, wiedząc, że dla tego chłopaka zostaje właśnie trenerem na całe życie. – Tatę znali wszyscy. Od początku byłem więc znany nie jako Veljko, tylko syn Zorana Batrovicia. Nigdy mi się to nie podobało. Często powtarzali, że nie odziedziczyłem po nim talentu, że dobre opinie o mnie są przesadzone. Kiedy przychodziłem do Widzewa, kiedy miałem kontuzje, to też tak mówiono. Ale nie reagowałem, nic by to nie dało – mówi Veljko.

Nazwisko i znajomości taty mogły mu jednak pomóc. Milan Calasan, który grał w tych samych czasach, co ojciec chłopaka, był później menedżerem m.in. Christiana Karembeu. Ten po latach, będąc skautem Arsenalu, przyjeżdżał na mecze młodego Veljko Batrovicia. O każdej wizycie, każdych obserwacjach byłego piłkarza Realu pisała tamtejsza prasa. Chłopak wybierany był wtedy najlepszym zawodnikiem ligi młodzieżowej, biegając jako „dziesiątka” z opaską kapitana i w klubie, i w reprezentacji juniorów. Karembeu wręczył mu swoją koszulkę, złożył na niej autograf i zaprosił na kilka dni do Paryża. Tam Veljko poznał jego ówczesną żonę Adrianę, zobaczył, czym jest sława piłkarza i przede wszystkim przygotowywał się do tygodniowych testów w Arsenalu.

Reklama

Arsenal. Jedyna pozycja w CV, którą Batrović naprawdę może się pochwalić. Kilka dni w wielkim londyńskim ośrodku, treningi w rezerwach z Wilsherem, Oxladem-Chamberlainem i Senderosem pod okiem Wengera. I sama rozmowa z bossem. Rozmowa, która do przyjemnych nie należała. Menedżer Arsenalu młodego chłopaka chciał, on oczywiście też, ale brak obywatelstwa Unii Europejskiej okazał się problemem nie do przeskoczenia. Na testy mógł jechać jeszcze po pewnym czasie, do PSV Eindhoven, ale wtedy zgłosił się Widzew. Bez żadnych sprawdzianów, z konkretną propozycją, pewnym miejscem w pierwszej drużynie, nie w juniorach.

– To idealna liga dla młodych piłkarzy, żeby się rozwijać i pokazać. فatwiej zostać tutaj zauważonym, bo wielu ludzi patrzy w stronę Polski. To chyba dla mnie odpowiedni kierunek, choć początki miałem ciężkie. Trenerzy mnie oszczędzali i byli zdania, że potrzebuję czasu. Myślę, że wciąż jest mi on potrzebny. Dla mnie, ze względu na budowę ciała, liga pełna walki i ostrej gry nie jest najprzyjemniejsza – przyznaje. – Miałem dziwne myśli, żeby zostawić to wszystko w Polsce i wracać do kraju. فapałem kontuzję, leczyłem się, wracałem na boisku, łapałem kontuzję i tak w kółko. To był trudny okres, zwłaszcza od strony psychicznej. Musiałem zacisnąć zęby. A te urazy to chyba też efekt, że dopiero w wieku 17 lat, tutaj w Polsce, miałem pierwsze profesjonalne treningi. W Czarnogórze niby jeździłem na kadrę w swoim roczniku, byłem też w pierwszej drużynie w klubie, ale wyglądało to inaczej, bardziej amatorsko.

W Widzewie zdecydowanie postawił na niego Radosław Mroczkowski. On go chciał w Łodzi, on go wprowadzał do drużyny i wreszcie dał szansę. Ale Mroczkowski trenerem pierwszego zespołu już nie jest. – Myślę, że trochę brakowało tego, by nami wstrząsnął, pociągnął nas do góry. Trener Pawlak to ma – mówi.

Zanim zdążył pokazać się na boisku, pokazał się w mediach. W jednym z wywiadów przyznał, że kontaktował się z nim trener młodzieżowej reprezentacji Polski, a Widzew żąda za niego pięć milionów euro. Dziś przekonuje, że żadnego wywiadu nie udzielał. – Ale rozumiałem oburzenie ludzi. Jeśli bym tak powiedział, mieliby prawo do takich reakcji – zaznacza. I po chwili przyznaje, że… jego życzeniem jest zagrać z Widzewem o Ligę Mistrzów.

Za wyraz totalnej głupoty i hasło na Twitterze „Legia kurwa stara jest,jebac Lodzki KS!!!” (pisownia oryginalna) od klubu dostał karę około 5 tysięcy złotych. – Haseł przed meczem na Twitterze już mi wystarczy. Wszystko, co mam do przekazania, przekażę na boisku. Znałem relacje między kibicami Widzewa a Legii, ale nie podejrzewałem, że odbije się to takim echem. Nie spodziewałem się takiego odbioru. Głupio wyszło – przyznaje. Tak istotnej roli w Widzewie, jak przed dzisiejszym spotkaniem z Legią, jeszcze nie odgrywał. Jeśli tylko na stadion przyjdzie komplet widzów, jest pewien wygranej.

W pierwszej kolejce, kiedy łodzianie grali w Warszawie, nie było go jednak nawet na ławce rezerwowych. Nie miał wtedy ważnego od kilku tygodni kontraktu, dopiero trwały rozmowy w sprawie nowego. Na początku września, tuż przed zamknięciem okienka transferowego w Rosji, zgłosił się z zapytaniem jeden z tamtejszych klubów. Nie dogadali się. Ponoć Widzew, widząc, że rynkowa wartość Batrovicia rośnie (przełomowy wiek, niezłe statystyki, debiut w reprezentacji U21), coraz głośniej myśli o jego sprzedaży. Pomogłoby to w dalszym wychodzeniu na prostą.

PIOTR TOMASIK

Najnowsze

Ekstraklasa

Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”

redakcja
0
Pamiętacie transfery Efforiego? Haditaghi: „Fałszywe faktury”
Ekstraklasa

Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji

redakcja
1
Pogoń Szczecin ma oko na snajpera. Wymiata w Lidze Konferencji
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama