Time to say goodbye – puścili swego czasu na Wiśle, żegnając w derbowym meczu lokalnego rywala spadającego ligę niżej. Ostatnio doszliśmy do wniosku, że podobny utwór powinien się pojawiać niemal na każdym meczu Ekstraklasy – dedykowany może nie całym klubom, czy całym zespołom, ale wybitnie parodystycznym zawodnikom, którzy są obecni w prawie każdej ekstraklasowej drużynie. To goście, którzy tutaj nie pasują. Których się tutaj nie chce, z różnych powodów, od bufoniastego zachowania po pudłowanie z odległości trzydziestu ośmiu centymetrów. Wypisaliśmy gromadę osób, bez których Ekstraklasa będzie uboższa w akcenty humorystyczne.
Bez których będzie nieco poważniejsza (mniej śmieszna), może nawet mniej interesująca (bo casus takiego Boguskiego to interesująca sprawa nie tylko dla skautów trzeciej ligi, ale też dla ufologów), ale z pewnością strawniejsza. Lżejsza w odbiorze. Lepsza.
Time to say goodbye, panowie.
JIRI BILEK – piłkarz ściągnięty do Lubinie po znajomości (jego ojciec grał z Pavlem Hapalem w reprezentacji Czechosłowacji), bo innego powodu takiego transferu nie znajdujemy. To znaczy może i ten Bilek coś kiedyś potrafił – byle kogo do Kaiserslautern nie biorą – ale dziś to cień piłkarza czwartoligowego. Nie angażuje się ani w defensywę, ani w atak… W nic. On po prostu kradnie komuś miejsce w jedenastce. I to komuś, kto na to miejsce zwyczajnie zasługuje, bo gorzej i bardziej apatycznie od Bilka grać się po prostu nie da.
RAFAŁ BOGUSKI – z „Dzikiego“ (pamiętacie taką ksywę?), który strzelał, asystował i rozrywał obrony przed pięcioma laty, nie zostało już nic. Prywatnie skromny, wycofany, momentami sprawia wrażenie zagubionego, ale na boisku – po tym, jak rozjechały go kontuzje – nie ma z niego już żadnego pożytku. Nawet nie wiemy, na jakiej gra tak naprawdę pozycji… Generalnie po boisku się miota, czasem wyjdzie mu jakieś zagranie, ale raczej źle przyjmie piłkę/źle odegra/odbije się od obrońcy. Wisła to dla Boguskiego zdecydowanie za wysokie progi. Czas chyba pomyśleć o zmianie klimatu. Miedź Legnica, Nieciecza, może nawet dolna połówka Ekstraklasy?
RADEK DEJMEK – dżemik ligowy. Naprawdę w całym województwie świętokrzyskim nie ma jednego w miarę poważnego stopera? Naprawdę trzeba ściągać jakichś Dejmków?
DONALD DJOUSSE – po pierwsze: to imię w tym kraju naprawdę porządnie brzmi tylko u Guerriera. Po drugie: jego najbardziej spektakularną akcją – choć jest tutaj nie od wczoraj – jest wciąż pogłoska o jego niedożywieniu. Po trzecie: Robak. Djousse w tej chwili potrzebny jest tylko po to, by raz na jakiś czas pisać o jego niedożywieniu.
SZYMON DREWNIAK – kiedyś rzuciliśmy klątwę – niech ten dzieciak już zawsze będzie pamiętany tylko z tego, że pokazał gołą dupę do kamery. Od tej pory trwa nierówna walka Drewniak kontra przeznaczenie. Los nagrodził go wyjątkowo piłkarskim nazwiskiem, ale nasz ukochany Szymon nadal bardziej kojarzy się z nieprzyzwoitymi, wesołymi pląsami na obozie sportowym, niż przyzwoitą grą. Tylko wysokie standardy moralne naszej redakcji powstrzymują nas od bardziej finezyjnych żartów z wykorzystaniem pewnych cech wspólnych jego nazwiska i gry.
SEBASTIAN DUDEK – facet, który zabłądził. Ludzie jego pokroju od kilku sezonów budują potęgę Niecieczy, w kluczowym momencie dostają po dupie i rok później ponownie starają się wprowadzić wieś do Ekstraklasy. Dudek nie przewidział, że korzystniej dla niego będzie pograć na pierwszoligowych boiskach i rozstawiać po kątach młodziaków przyuczających się tam do poważnej piłki. Zamiast tego przeszedłdo Zawiszy i – co gorsze – uznał, że w Ekstraklasie też sobie jeszcze pokopie. No i jest, jak jest. Sugerujemy zbieranie doświadczeń ligę niżej.
MICHAŁ GLIWA – naczelny parodysta ligi. Godny zastępca Mariusza Pawełka i Marcina Cabaja, choć zaczynamy się zastanawiać, czy stawiania ich w jednym rzędzie z Gliwą, nie potraktują jako obelgę. Patologiczny wręcz symbol lubińskiej polityki transferowej. Płacenie 50 tysięcy miesięcznie takiemu przebierańcowi to jak palenie kasy w piekarniku.
KASPER HAMALAINEN – chyba można to już napisać wprost: wtopa transferowa Lecha. Jak już nawet sam Rumak mówi publicznie, że Hamalainen wcześniej więcej dawał zespołowi, to przekaz jest jasny – Fin nadaje się do kręcenia karuzelą. Zalety tego zawodnika? Szybkość. Coś jeszcze? Szybkość. A może jednak? Przyspieszenie, niech mu będzie. Co z tego jednak, skoro Hamalainen z tych walorów nie korzysta, na boisku głównie się snuje i właśnie przez to, że rzadko biega, wygląda na wolnego. Jeden gol, jedna asysta, zero kluczowych podań. Wpływ na grę Lecha? Zerowy. Na jakiej pozycji on w ogóle powinien grać?
HERMES – kolejny reprezentant bydgoskiego Zawiszy na naszej krótkiej liście zalecanych i sugerowanych transferów gdziekolwiek, byle poza rodzimą Ekstraklasę. Dlaczego życzymy Hermesowi wszystkiego dobrego, powrotu do ojczyzny i długiej oraz owocnej gry w ciepłych krajach? Powodów jest osiemnaście – to pełna lista jego „czynów korupcyjnych”. Wobec niemożności wytransferowania go efektownym zakazem wykonywania zawodu z uwagi na korupcję, proponujemy po prostu zapakować, wsadzić w paczkę i od razu do Brazylii. Gdyby uporczywie powracał, dołączyć jakiegoś straszaka z sądu.
ROBERT JEŁ» – kiedyś uznaliśmy, że Jeż to symbol Zagłębia Lubin. Facet, który skupia w sobie wszystkie najgorsze cechy kojarzone z pomarańczowym królestwem. Bierze dużo, daje mało, gra tylko pod batem i to ciągle nowym, bo stary daje efekt wyłącznie przy pierwszych uderzeniach. Jest mało kreatywny, lubi pograć na alibi, a czasem w ogóle nie grać, snując się po boisku, tkwiąc w rozmyślaniach na co pójdą w tym miesiącu pieniądze KGHM. Podania w cały świat, waleczność na poziomie Papkina z „Zemsty”. Determinacja w okolicach Churchilla walczącego o wolną Polskę w Jałcie. Generalnie bieda, nędza, rozpacz. Z zasady nie znosimy pasożytów i jesteśmy zwolennikami wysyłania ich gdzieś poza granice kraju. W kosmos to jednak trochę niehumanitarnie…
MARIAN KELEMEN – co tu dużo pisać, zwyczajnie nie zasługujemy na oglądanie bramkarza tej klasy. Zdajemy sobie sprawę, że piłkarscy bogowie przysłali go nam, by dumnie niósł kaganek bramkarskiego kunsztu, ale jednocześnie jesteśmy świadomi, że nie zasłużyliśmy na to wyróżnienie. Liczymy na to, że prawnicy Mariana nie doczytają do tego momentu, zatrzymując się na „kaganku bramkarskiego kunsztu”, możemy więc pozwolić sobie na chwilę szczerości. Chłop działa nam na nerwy prawie tak samo jak Stevanović. Ekstradycja do ojczyzny. 300 tysięcy euro rocznie można wydawać w inny sposób.
ARTUR LENARTOWSKI – kto to w ogóle jest? Z czego go kojarzycie? Jakieś zalety? Pamiętacie dobry mecz? Mamy dziwne przeczucie, że gdyby wpakować go do jakiejś Olimpii Zambrów, to i tam by się nie wyróżniał.
PIOTR MALINOWSKI – niech za przykład posłuży jego rozmowa z jednym z trenerów.
– Malina, chłopie, ty masz 30 lat i jedną bramkę w lidze.
– 29!
– Jakie 29?
– Mam 29 lat!
ADAM PAZIO – pisaliśmy to już kiedyś, napiszemy i dziś: poważna drużyna nie ma prawa wystawiać w jedenastce Adama Pazio. Po prostu nie i tyle. Naprawdę, niewielu zawodników kojarzy nam się z aż taką nieporadnością jak – WTF?! – młodzieżowy reprezentant Polski. Początkowo, na prawej obronie, jeszcze jako tako się zapowiadał, ale po przeskoczeniu na lewą i rozegraniu jednej rundy wyrżnął o dno. Nieporadny w obronie, nieporadny w ataku…
JAN POLAK – ktokolwiek mógłby grać na stoperze w Gliwicach. Ktokolwiek, byle nie Polak! Jedyny pracownik Piasta, który może być zadowolony z takiego stanu rzeczy, to bramkarz Trela, którego Polak notorycznie promuje i pozwala się wykazywać. Tykająca bomba zegarowa. I jeden z najbardziej elektrycznych stoperów Ekstraklasy, który w duecie z Csabą Horvathem stanowi dla Treli jeszcze większy postrach niż Paixao, Brożek, Vasconcelos i Radović razem wzięci.
DALIBOR STEVANOVIĆ – nie zmieniamy zdania – pozorant i amator. Najgorszy typ piłkarza, najgorszy typ sportowca. Współczujemy kibicom Śląska, że muszą oglądać takich ludzi.
WOJCIECH SKABA – na jego temat powiedziano już wszystko i tylko czekamy na kompilacje w stylu „the best“, a raczej „the worst of“. Dopóki nie grał, uchodził za solidnego ligowca, którego przekleństwem jest Kuciak. Od kiedy wskoczył do składu, wiadomo, że z kimkolwiek by rywalizował, i tak tę rywalizację by przegrał. Fatalny timing, złe wyjścia do dośrodkowań, strach w oczach… Wady można wyliczać i wyliczać. Największy problem Skaby to fakt, że nie ratuje swojego klubu. Nigdy. Co ma puścić, to puści, co ma wybronić, też raczej puści. W pierwszej lidze znajdziecie przynajmniej z pięciu lepszych, w drugiej i trzeciej pewnie też.
IVICA VRDOLJAK – jeśli to my bylibyśmy dzieciakami trenującymi w akademii Legii Warszawa, zdjęcie tego faceta pełniłoby funkcję tarczy do rzutek. Nieprzerwanie zajmuje miejsce w składzie przynajmniej jednemu, niewiele słabszemu, za to sporo młodszemu Polakowi. Nieprzerwanie irytuje, niezmiennie denerwuje, zaskakuje pewnością siebie i wciąż olbrzymim zaufaniem, którym darzy go cała Legia. Kiedy odzywają się lamenty – polska piłka wygląda, tak jak wygląda, bo młodzi nie dostają szans – od razu przywołujcie Vrdoljaka. Nie gloryfikujemy naturalnie Łukasika i Furmana, ale umówmy się, że przebicie pod kątem przydatności, wartości i perspektyw 30-letniego, apatycznego Chorwata nie jest wcale trudne.
PAWEŁ WIDANOW – ktoś, kto ściągnął do Ekstraklasy tego parodystę, powinien publicznie odpowiedzieć za zdefraudowanie pieniędzy i niegospodarność. Wiecie, z czym nam się kojarzy Widanow? Z bestialskim, brutalnym faulem na piłkarzu Cracovii (wybaczcie, ale uciekło nam, kogo tak połamał), perfidnym sprezentowaniem karnego Legii, gdy zdjął piłkę ręką z drugiego piętra oraz z balowaniem w Pradze po tejże porażce. Natychmiastowe rozwiązanie kontraktu z czyjejkolwiek winy. Tak będzie lepiej dla wszystkich.
Fot. FotoPyK