Zła wiadomość – mecze ekstraklasy już się skończyły. Dobra – to był dopiero piątek, więc trzeba tylko trzymać kciuki, byśmy w kolejnych dniach mieli tyle samo emocji. Mecz Górnika z Wisłą mógłby trwać i trwać, gdyby sędzia poinformował, że zawodnicy będą grać do 12 grudnia, to po prostu zabezpieczylibyśmy prowiant, wyłączyli telefon, zamknęli drzwi na klucz i usiedli wygodnie przed telewizorem.
Takie widowiska aż chce się oglądać, nawet jeśli bohaterami zostali nie ci, po których tego oczekiwano. Największym bohaterem Wisły okazał się bramkarz Górnika, Steinbors, natomiast bohaterem zabrzan – sędzia liniowy, który nie zauważył oczywistego spalonego Nakoulmy przy golu kontaktowym. Był to więc – jak to się mówi – mecz błędów, ale na szczęście nie tylko błędów. Było też świetne tempo i przede wszystkim pasja z obu stron.
Każdy widział, że piłkarze obu drużyn po prostu mieli olbrzymią ochotę wygrać, że rozpierała ich energia, że nie było odpuszczania nawet przez minutę. Górnik wydawał się pogrążony, ale nie zwątpił i tak jak odwrócił losy meczu ze Śląskiem, tak odkręcił też spotkanie z Wisłą. Dokonali tego przede wszystkim dwaj zawodnicy, którzy nakręcają ofensywę zabrzan co mecz – Nakoulma oraz rewelacyjny w tym sezonie Zachara. Na koniec wynik byłby nawet wyższy, gdyby nie genialne interwencja w obronie Piotra Brożka. – Potrafiliśmy dzisiaj przenosić góry – mówił podekscytowany Bogdan Zając, dla którego było to pożegnanie z Górnikiem. Od wtorku ten zespół będzie miał nowego trenera – Ryszarda Wieczorka – natomiast Zając dołączy do Adama Nawałki i wzmocni sztab reprezentacji. – Kiedyś to ja wygrywałem takie mecze – westchnął Franciszek Smuda. – Dziś karta się odwróciła.
Sympatyczna wypowiedź, bo rzeczywiście przez lata za horrory w tej lidze odpowiadał osobiście „Franz”. Wisła pod jego wodzą przegrała dopiero drugi mecz w tym sezonie, co jest fantastycznym wynikiem, ale warto też zauważyć, że jest to zdecydowanie drużyna własnego boiska. O ile w Krakowie Wisła gra znakomicie (6 zwycięstw, 2 remisy, 0 porażek), o tyle na wyjazdach radzi sobie przeciętnie, do tej pory wygrała tylko jedno z ośmiu spotkań, i to w sposób niezwykle fartowny – kto oglądał spotkanie w Kielcach, ten wie, o czym mowa.
Mecz Jagiellonii z Zawiszą nie był aż tak ciekawy, ale nie przesadzajmy – też nie było na co narzekać, też były emocje, też trudno było pójść do kuchni i zrobić sobie kanapkę. Plizga strzelił już piątego gola w tym sezonie, co jak na zawodnika o tej charakterystyce jest świetnym wynikiem (inna sprawa, że drugie tyle okazji zmarnował). Odpowiedział w mgnieniu oka Geworgian, który ostatnio wyspecjalizował się w zdobywaniu łatwych bramek. Albo podaje mu piłkę obrońca drużyny przeciwnej, albo bramkarz, albo – jak dzisiaj – chłop po prostu dostawia stopę i kieruje piłkę do pustej bramki. Ale Wahan zawsze jest na posterunku i wie, co ma robić. Ostro wspiera go Luis Carlos, chłopak, z którego zatrzymaniem problemy mają wszyscy defensorzy w lidze.
„Jaga” natomiast do tej pory nie punktowała za dobrze na własnym boisku, ale jednak wciąż trudno zatrzeć wspomnienia z poprzednich sezonów, gdy ta drużyna zdecydowanie lepsza była u siebie niż na wyjazdach. Dlatego łatwo o przypuszczenie, że teraz mogą nadchodzić dobre tygodnie dla tego zespołu – w najbliższych pięciu kolejkach, zespół Piotra Stokowca aż cztery razy zagra w Białymstoku (ze Śląskiem, Lechią, Wisłą i Widzewem).


Fot. FotoPyK