Carlos Quintana. Był sobie niegdyś taki portorykański bokser, mistrz świata organizacji WBO, zabójczo groźny, zabójczo leworęczny. Chyba jednak jeszcze nie czas wysłać prywatny samolot do Portoryko po nieoficjalnego patrona spotkania, pozostaje skupić się na tym, co mamy, czyli pojedynku Carlosa z Quintaną. Szczególnie, że obaj mogą skutecznie zadawać ciosy z lewej flanki.

Zarówno Hiszpan jak i Portugalczyk zdają się być piłkarzami przerastającymi naczą ligą. Albo inaczej – od czasu do czasu takimi bywają, są bowiem piłkarzami mimo wszystko chimerycznymi, świetnymi od czasu do czasu, znikającymi też dość regularnie. Prawdopodobnie właśnie dzięki tej przypadłości grają u nas, a nie w jakiejś naprawdę poważnej lidze. Oby dziś mieli swój dzień, wtedy czeka nas starcie jednych z najbardziej kreatywnych, nieszablonowych, a przede wszystkim technicznie zaawansowanych zawodników ligi. To jednak w ich kierunku spoglądalibyśmy w oczekiwaniu fajerwerków, a nie na Dudka czy Dźwigałę. Natomiast wolelibyśmy uniknąć podziwiania zawodów, w których obdarzeni największym boiskowym potencjałem gracze będą ścigać się w tym, kto bardziej zniknie.
Faworytem Zawisza. To, że zatrzymał ją czarodziej ze Słowacji, alchemik Kocian, nic w tej materii nie zmienia. Szczególnie, że niektórzy zaraz dodadzą, iż swoją rolę w owym powstrzymaniu mieli też sędziowie. Wyniki Zawiszy przed wizytą w Chorzowie musiały budzić szacunek, to była regularnie (w sensie: trzykrotnie) okazywana piłkarska jakość. Na rozkładzie Wisła, Śląsk, Legia, a przecież i zwycięstwo z GKS-em Katowice, wiceliderem pierwszej ligi, ma swoją rangę. Jagiellonia też wydaje się mieć zwyżkę formy, ograła Lecha, z Piastem też nie zaprezentowała się źle, a również może mieć uzasadniony żal do sędziów za to spotkanie. Miejmy nadzieję, iż ci zejdą ze sceny, przestaną odgrywać pierwszoplanowe role, bo zdarza im się to ostatnio za często.
Niech oddadzą inicjatywę zawodnikom, szczególnie, że przynajmniej w tym meczu jest ją komu oddawać.
Fot. FotoPyk