A jednak zdążyli! Kiedy nikt już nie dawał wiary, że wyrok w sprawie korupcyjnych przewinień Hermesa zapadnie zanim Brazylijczyk nie tylko spokojnie zakończy karierę, ale jeszcze wychowa prawnuki, Komisja Dyscyplinarna PZPN popisała się pokerowym zagraniem – raz, raz, Hermes jednak ukarany. Czy przykładnie, to już zupełnie inna sprawa, ale rozwikłanie tego pewnie zajęłoby kolejną dekadę. Wprawdzie z trudem odnajdujemy to jeszcze w pamięci, ale świta nam, że już kiedyś „ukarano” go roczną dyskwalifikacją, tymczasem dziś oprócz grzywny orzeczono półroczną i to tylko w zawieszeniu.
Niebywałe, że ta sprawa naprawdę trwała tyle czasu, miała tak wiele zwrotów akcji, a Hermes grał sobie w Ekstraklasie w najlepsze, nawet gdy wydawało się, że już jest ostatecznie udupiony.
Aż musieliśmy chwilę poszperać, żeby sprawdzić, kiedy Brazylijczyk składał pierwsze wyjaśnienia – wychodzi na to, że około listopada 2009. Dość zabawnie z perspektywy czasu brzmią słowa szefa Wydziału Dyscypliny Artura Jędrycha z lutego 2011, który mówił, że Hermes do winy się wprawdzie nie przyznał, ale w świetle zgromadzonych dowodów jego wina jest BEZSPORNA. I że nie chodzi o jakiś jeden meczyk, ale o 18 czynów korupcyjnych w czasach występów w Koronie. Wina, jak widać, ciągle bezsporna, ale sprawa zajęła jeszcze dwa i pół roku i na koniec przyniosła zupełnie inną karę.
Naprawdę, związkowi śledczy zaserwowali nam dziś podwójne zaskoczenie. Byliśmy pewni, że nie zdążą zawiesić Hermesa nim ten skończy karierę, a tu nie dość, że okazało się, że sprawę jednak zdążyli rozstrzygnąć, to… zupełnie od kary dyskwalifikacji odeszli. I spróbuj tu człowieku nadążyć.
Fot. FotoPyk