Ojamaa jednak nie taki świadomy, jak się wydawało

redakcja

Autor:redakcja

06 listopada 2013, 10:30 • 2 min czytania

Henrik Ojamaa udzielił wywiadu „Przeglądowi Sportowemu”, który przeciętny kibic Legii w zasadzie mógłby określić jednym słowem – rozczarowujący. Sami na początku mieliśmy o Estończyku trochę inne zdanie (czego dowód m.in. tutaj), bo nie dość, że były podstawy, by uważać, że ma papiery na granie, to jeszcze przy pierwszym kontakcie sprawiał wrażenie po prostu inteligentnego, twardo stąpającego po ziemi gościa. Świadomego – jak gra, ile potrafi i czego się od niego w Warszawie oczekuje.
No i co… Właśnie zaprzeczył temu koncertowo.

Ojamaa jednak nie taki świadomy, jak się wydawało
Reklama

Nie będziemy za bardzo się rozdrabniać, bo swoją opinię już wyraziliśmy w linkowanym wyżej tekście. Sprawa jest bardzo prosta. Legia miała zanotować efektowny przechwyt. Leśnodorski mówił wprost: „zaufaliśmy skautingowi Lecha, który oglądał go o rok dłużej”, ale Ojamaa zwyczajnie się nie sprawdza. Rozczarowuje, nie daje spodziewanej jakości. Miał być technicznym, nieprzewidywalnym, trudnym do upilnowania skrzydłowym, ale jak dotąd jest niezwykle przewidywalny – w swojej może nie słabości, ale przeciętności. Można było mieć nadzieje, że chociaż to dostrzega. Wie że brakuje tego „czegoś”. Widzi ile jeszcze do poprawy. Ale gdzie tam. Cały wywiad w „PS” można by streścić w dwóch krótkich zdaniach:

„Gram jak gram i zamierzam tak robić dalej” oraz „póki co jestem z siebie bardzo zadowolony”. – Siadam, oglądam spotkanie jeszcze raz i patrzę na kolejne zagrania, jedno po drugim. Te trzy mecze, których nie wygraliśmy, też już przeanalizowałem i z każdego z nich jestem zadowolony. Myślę, że gdybym porozmawiał o tym z kimś w klubie, usłyszałbym to samo – mówi.

Reklama

A więc taki Ojamaa to jednak standard. Trzyma poziom. Niczego więcej od siebie nie wymaga. Zadowolony jak Zahorski w najlepszych czasach.

PS Estończyk pośrednio potwierdza jeszcze jedną rzecz, o której już pisaliśmy – że ewidentnie nie czuje się dobrze w ataku pozycyjnym (Legia w dotychczasowych meczach tylko raz – w Poznaniu – nie kończyła z przewagą posiadania piłki), znacznie lepiej w chaotycznej kontrze, kiedy ma przed sobą więcej miejsca i może po prostu ruszyć naprzód. Motherwell tak właśnie grało.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama