Mariusz Rumak – o czym piszemy w innym miejscu – ostentacyjnie wyszedł z konferencji prasowej po wygranym 3:1 meczu z Górnikiem Zabrze, zanim jeszcze ktokolwiek zdążył zadać pytanie. Akurat relacje trenera z dziennikarzami są najmniej istotne, ale samo zachowanie trenera Lecha – symptomatyczne. Jose Mourinho jest zwolennikiem teorii, że konferencja to jeszcze część meczu i że ma podczas niej swoją rolę do odegrania. Od tego jak się zaprezentuje i co powie, będzie zależał jego wizerunek w oczach piłkarzy.
Zrozumielibyśmy, gdyby Rumak zaplanował przedstawienie: wchodzę, mówię dwa zdania, wychodzę, a cały teatrzyk ma na celu… No, to mogłoby pozostać tajemnicą trenera. Różne pomysły mają na siebie szkoleniowcy, różnie im pracuje wyobraźnia. W każdym razie – bralibyśmy pod uwagę, że Rumak ułożył sobie w głowie pewien scenariusz i go skrupulatnie realizuje. Zostawia dziennikarzy samych sobie, zdumionych. Niech się martwią, co napisać, ich sprawa. Okazuje się jednak, że trener Lecha najpierw odstawił szopkę, a następnie… dzwonił do niektórych pismaków, by ich za tę szopkę przeprosić. I mówił, że był w takim stanie psychicznym, że na żadne pytanie nie zdołałby odpowiedzieć.
No to w takim razie – niestety – miękka faja, a nie trener. Jeśli facet rozsypał się, bo ktoś z trybun krzyknął, że przydałaby się zmiana trenera, jeśli nie dał rady odpowiedzieć na pięć pytań po wygranym meczu… Przecież konferencje nie odbywają się minutę po końcowym gwizdku. Mógł iść do swojej kanciapy, odsapnąć, opanować nerwy i dopiero spotkać się z dziennikarzami. Okazuje się jednak, że był zbyt roztrzęsiony!
Trzymając się Mourinho – co za przekaz daje drużynie trener, który psychicznie nie wytrzymuje napięcia, jakim jest spotkanie z przedstawicielami „Głosu Wielkopolski”? Jak można wymagać sprawnego prowadzenia drużyny w czasie meczu od człowieka, który trzęsie portkami, gdy ktoś krzyknie o dymisji?
Fot. FotoPyk