Niby jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale z drugiej strony… No właśnie. Zawisza wypuścił tych jaskółek o wiele więcej, niż tylko efektowne 3:1 z Legią Warszawa. Po fatalnym początku i wtopach z takimi ligowymi potęgami jak Widzew (1:2) czy Podbeskidzie (2:2), przyszły lepsze mecze, ale przede wszystkim – lepsi piłkarze. Sukcesy Zawiszy, który nie tylko ogrywa teoretycznie silniejszych i bogatszych to nie przypadek, ale efekt fenomenalnej polityki transferowej. Polityki, która pokazała Legii, Wiśle, Śląskowi i (prawie) Lechowi jak grać dobrą piłkę za śmieszne pieniądze.
Przed pierwszym gwizdkiem sezonu w Bydgoszczy dało się odczuć spory niepokój. Abbott w przodzie, para stoperów solidna w warunkach pierwszoligowych, ale dość parodystyczna, gdy naprzeciw ustawia się napad silniejszy, niż ten z Termaliki lub Olimpii Grudziądz. Wzmocnienia? Nieśmiałe. Efekty? Jeden punkt w trzech meczach, porażka z Widzewem, a chwilę później remis z Podbeskidziem na własnym terenie. Osuchowie jednak byli dziwnie spokojni. Jak później przekonywali – był to element taktyki, która zakładała odpalenie transferowych bomb w końcówce okienka, już po rozpoczęciu sezonu.
Postawili na zaciąg, który już wkrótce miał rywalizować jak równy z równym z najlepszymi klubami ligi, a po zwycięstwie nad liderem wprowadził Zawiszę do grupy mistrzowskiej. Vasconcelos, Micael, Carlos, Goulon. Oto Panowie Piłkarze z Bydgoszczy.
Do całej czwórki, gdy zwożono ich do Polski, podchodziliśmy ze sporym dystansem. Patrzyliśmy na CV i powątpiewaliśmy. Wielki Francuz z dwuletnią przerwą od piłki, portugalski emeryt z Cypru – to nie miało prawa się udać. Micael i Carlos jeszcze jako tako wyglądali, ale w myśl zasady, że każdy obcokrajowiec trafiający do Polski musi mieć jakiś defekt, prędzej spodziewaliśmy się Voskampów niż Meliksonów. Wiecie, skoro nie chcą gości w lidze portugalskiej, to może ukrywają jakąś kontuzję? Albo mają toksyczny charakter i rozwalają szatnię? Albo po treningach grzeją do upadłego? Albo po prostu grają na poziomie Slobody? Nieistotne. Skoro wolą polskiego beniaminka od okna wystawowego na świat, to coś musiało być nie tak. Po prostu musiało.
Minęły dwa miesiące i już wątpliwości nie mamy. Każdy z nich okazał się hitem. Jeden większy, drugi mniejszym, ale jednak.
Goulon ze swoją szybkością pewnie nie miałby racji bytu w żadnej lidze ani nawet w pucharach, ale w Zawiszy jest – nie bójmy się użyć tego słowa – genialny. Wszystko robi dobrze. Vasco, póki się nie rozsypał, ładował, ile się dało, Micael – mimo nerwowego początku – zatrzymuje najpierw Paixao, potem Dwaliszwiliego, a Carlos… Carlos to inna bajka. Kawał piłkarza, dla którego – jak tak dalej pójdzie – właściciel będzie musiał wkrótce zrobić wyjątek i sprawić komin płacowy. Bo zawodnik o takim potencjale, dryblingu, szybkości, strzale i nawet grze bez piłki wręcz nie ma racji bytu w Zawiszy.
I teraz pytanie – dlaczego tacy gracze trafili do beniaminka, który docelowo miał się bronić przed spadkiem, a nie do któregoś z pucharowiczów? Dlaczego – strzelamy – Legia nie załatała obrony Micaelem, a skrzydła Carlosem? Dlaczego Lech straszący Trałką nie pomyślał o Goulonie? A w ilu klubach przydałaby się skuteczność Vasco, którego nikt już nie pyta o wiek? Dlaczego w dobie kryzysu, gdy Cypr ledwo zipie, a na Portugalię nikt nie chce patrzeć, prawie żadna polska drużyna nie wykorzystała takiej stagnacji? Pytania można mnożyć, ale jedno jest pewne: na całą czwórkę stać WSZYSTKIE kluby Ekstraklasy (nie licząc oczywiście tych ograniczonych przez Komisję Licencyjną).
Dla porównania – Chavez ciągnie w Wiśle gigantyczny hajs na poziomie 60-80 tysięcy miesięcznie, Trałka w Lechu pewnie niewiele gorzej, że o legendarnym już Sulerze nie wspomnimy. Cetnarski? 70-80 kafli na miesiąc, nie żartujemy. Brutalnie przepłacanych znajdziecie wszędzie. A Micael i Carlos? Siedem tysięcy euro. Niecałe trzy dyszki złotych. Prawie dwa razy mniej od Łukasika czy Furmana. Można? Tak działa duet Osuch i syn.
– Wiem, że Transfermarkt przesadza i niektóre kwoty wrzucają z kosmosu, ale akurat w zachodnich ligach proporcje są zachowane. Najdroższy piłkarz, jaki trafił do Polski? Carlos – milion trzysta euro. Micael – milion. Goulon – 500 tysięcy, tylko dlatego, że nie grał ostatnio w piłkę. I do tego Vasconcelos, który jest jedynym królem strzelców silniejszej ligi od polskiej, który trafił do ekstraklasy. Osiemnaście bramek w tym roku! – emocjonował się Osuch, z którym spotkaliśmy się w sierpniu, i czas w stu procentach przyznał mu rację. Nie dość, że ściągnął tanich jak barszcz piłkarzy, to prawdopodobnie na wszystkich, poza Vasco, jeszcze zarobi.
– Ile było strachu, że Zawisza się rozlatuje, jak się żegnaliśmy z kolejnymi zawodnikami, ile plotek o konfliktach… Ł»adnych kłótni nie było – z wszystkimi rozstałem się w pokoju, a nowych zawodników ściągałem za swoje. Teraz z tymi dwoma, Micaelem i Carlosem, zrobiłem akcję „przyczajony tygrys, cwany lis” i od razu mówiłem „Tarasiowi”, że wzmocnienia będą w sierpniu, bo w lipcu żądania obcokrajowców, których wytypowanych miałem czternastu, są zbyt wygórowane. Zjechaliśmy z 15 koła euro miesięcznie, do siedmiu. Tyle zapłacić już mogę, a przecież do tego dochodzą przeloty piłkarzy, ich rodziny…
Siedem koła dla solidnych ligowców z Portugalii i Goulona. To tak, jakbyście pojechali do Saturna po 60-calowy telewizor, który przez nieuwagę wyceniono na 600 złotych.
– Ale jaki z tego Carlosa jest piłkarz, to szok! Takiego w lidze nie było, sami zobaczycie. Mamy tak mocną czwórkę importowanych, że jak oni wypalą i do tego dojdą jeszcze Masłowski, Wójcicki, Kaczmarek, to skład będziemy mieli bardzo mocny – pamiętacie te słowa? Skauci, menedżerowie i dyrektorzy sportowi pamiętają. I gryzą pazury z zazdrości.
Król letniego okienka został już wybrany.
Fot. FotoPyK
TUTAJ przeczytasz wywiad z Radosławem Osuchem>>
TUTAJ przeczytasz wywiad z Heroldem Goulonem>>
Vasco, Micael i Carlos w luźnej pogadance z Weszło>>