Im strzelać nie kazano. Jedenastka z zerkiem (lub jedyneczką) z przodu

redakcja

Autor:redakcja

31 października 2013, 17:53 • 7 min czytania

Zgodnie trzymają równy poziom. Cechuje ich żelazna wręcz konsekwencja i nie zbaczanie z wcześniej obranej ścieżki. Tyle różnych przeżyć za nimi, tyle meczów, a oni ani razu nie zdradzili swoich ideałów. No, może najwyżej z raz, ale przecież komu się nie zdarzyło? Po do bólu precyzyjnej selekcji, wybraliśmy – co następuje – wyborną jedenastkę. Mieszankę rutyny i młodości, blondynów i brunetów, większych piłkarskich wad z mniejszymi. فączy ich nie tylko piłka – przede wszystkim wspólnym mianownikiem scalającym grupę jest skrajne nie narzucanie się bramkarzom ligowych rywali. Ł»aden piłkarz z pola nie strzelił więcej goli niż bramkarz, wiadomo – ten najlepszy.

Im strzelać nie kazano. Jedenastka z zerkiem (lub jedyneczką) z przodu
Reklama

Marian KELEMEN (91/1!)

W zasadzie moglibyśmy o nim napisać: najlepszy. I na tym poprzestać, co zresztą na potrzeby tego rankingu w zupełności wystarczy. Kelemen, teraz bez nawet najmniejszego cienia hejtu, rzeczywiście na swojej pozycji w Ekstraklasie nie ma sobie równych. Może już nigdy nie zagrać tak dobrze, jak w pierwszych miesiącach pobytu w Polsce, teraz to nieistotne. Strzelił gola, będąc bramkarzem. Z karnego, jasne, ale jednak. Dokonał czegoś, czego nie dane było przebić jego dziesięciu partnerom ze składu naszych wybrańców. Do każdego z nich ma prawo podejść i z dumnie podniesioną głową zapytać: a ty, synku, strzelisz coś czasem? W ogóle coś strzelisz?

Reklama

Marek SZYNDROWSKI (144/1)

Dzieciaki z Chorzowa i okolic nie mają szczęścia. Czasy Warzychy, Gęsiora, a nawet Śrutwy to dla nich zbyt odległa przeszłość. Współczujemy. Wychować się bowiem na drużynie, której ważnym ogniwem w defensywie jest Szyndrowski, świadczy o niezłomności, sile i prawdziwym, niebieskim sercu. Niestety, ani krzty w tym wszystkim przyjemności. Blondwłosy obrońca swój mezalians z Ekstraklasą rozpoczął jeszcze w ubiegłym wieku. W bramce Wierzchowski, w pomocy dwudziestotrzyletni Surma, gdzieś tam po drodze Masternak, Dżikija, Paluch czy Wleciałowski. Od tamtego czasu, na czternaście sezonów, tylko cztery spędził w niższej lidze. Pomyślcie sami: jaka jest największa zaleta Szyndrowskiego? Raczej nie żadna związana z piłką nożną…

Maciej SADLOK (110/1)

We all meak a mistake – oto życiowe motto byłego reprezentanta kraju, które jest dla niego tak ważne, że zdecydował się nosić je na t-shircie (i to z błędem!). W sumie, choć po części pośrednio, wyraża w ten sposób siebie i swoją obecną sytuację. Bo Sadlok, mimo ledwie 24 lat na karku, nosi już za sobą bagaż nie tylko wielu ligowych doświadczeń, ale również z dziesięciu zupełnie zbędnych kilogramów. Dopiero wraca po ciężkich kontuzjach – powiecie. Dobrze, mówmy więc o tym, co było. Za nim 110 występów w Ekstraklasie i jeden gol. To prawda, że prawie nigdy nie wchodził na stałe fragmenty, lecz przyznajcie sami: gdybyście ponad sto razy przechadzali po trawniku, w końcu jakaś piłka by w was trafiła, prawda?

Mariusz PAWELEC (194/1)

Mimo że nie najstarszy, to jeśli chodzi o liczbę meczów w Ekstraklasie, spośród dokładnie wyselekcjonowanych przez nas zawodników, nie ma sobie równych. W piłkarskim CV występów prawie dwie stówki, z czego takich godnych odnotowanie – góra trzy, i pewnie na dodatek wszystkie z tej rundy. Pawelec przez lata był najznamienitszym bobsleistą wśród ligowców. Ślizgał się szeroko uśmiechnięty przez lata, a trenerzy – często nie mając innej alternatywy – musieli na niego stawiać. Poza wślizgiem (popularne „sanie”), żadnej innej umiejętności nie wykształcił przynajmniej na poziomie przeciętnym. Gdyby wysłać go do dzieciaków na orlika i powiedzieć im: patrzcie i podpatrujcie, to jest profesjonalny sportowiec, który żyje godnie… Cóż, młodzi myśleliby, że chodzi o karatekę.

Seweryn GANCARCZYK (77/1)

Długo się zastanawialiśmy między nim a Rymaniakiem. Dlaczego więc padło na Gancarczyka? Bo przez tyle lat gry na Ukrainie jedyne, co na jego temat pojawiało się w polskich mediach, to informacje o świetnie ułożonej lewej stopie. Rzuty wolne – nie tylko dośrodkowania, ale też strzały. O, albo centrostrzały, czyli tak hołubione przez trenerów dośrodkowania w światło bramki… Ile z tego pada bramek! No właśnie, ile? W przypadku Gancarczyka statystyki są bezlitosne – ani jednej. To znaczy jednego gola strzelił, miesiąc temu, tyle że w podbramkowym zamieszaniu po rzucie rożnym.

Tadeusz SOCHA (106/0)

Kiedy pięć lat temu debiutował na najwyższym szczeblu, ilekroć tylko podreptał prawym korytarzem pod bramkę przeciwnika, zbierał pochwały. Ł»e Tadek miał dobry pomysł. Ł»e Tadek jest młody, poza tym niech asekurują go stoperzy. Ł»e z Tadka będą ludzie, bo czuje grę. Wiecie jak działa retrospekcja, prawda? I teraz wahadło czasu odkręcamy. Zaraz będzie listopad 2013, a pan Tadeusz wiosen liczy sobie już 25. Wciąż lubuje się w ofensywnych przebieżkach, z tym, że coraz częściej łapią go skurcze (jak choćby z Sevillą). Dlattego my mu te powroty wspaniałomyślnie odpuszczamy, przesuwając do drugiej linii. Dotychczas na poziomie Ekstraklasy wystąpił 105 razy i po drodze zapisał na swoje konto pięć asyst, a także jednego gola. Samobójczego…

Daniel فUKASIK (31/0)

Spore zaskoczenie, co? Oczywiście, zwolennicy Daniela mniej lub bardziej zgrabnie wywiną go z naszej jedenastki, upierając się, że zdobywanie bramek nie należy do jego obowiązków. I pewnie będą mieli część racji. Musimy jednak pamiętać, że mowa o chłopaku, który ma za sobą występy wpierwszej reprezentacji, o którym mówiło się (bo chyba już się nie mówi) w kontekście zagranicznego wyjazdu, i – przede wszystkim – który coraz częściej zabiera się za wykonywanie rzutów wolnych. Nie oczekujemy od legionisty kilku goli w skali całego sezonu, jesteśmy świadomi jego „ofensywnego ograniczenia”, że tak to ujmiemy. Po prostu jedno trafienie to minimum przyzwoitości, nawet dla defensywnego pomocnika. Obsadzając tę pozycję, poważnie braliśmy również pod uwagę Linettyego, ale ostatecznie podążyliśmy za starą, dobrą myślą szkoleniową znad Wisły – zadecydował wiek.

Jiri BILEK (53/1)

Piłkarski nihilista, leń, przy okazji równie nudny i – o zgrozo – widywany równie często, co reklamy na Polsacie. Dziwnym zrządzeniem losu, wyłączywszy na moment trenera Buczka, podstawowy piłkarz według kolejnych szkoleniowców Zagłębia, w związku z czym – synonim wszystkich najgorszych cech, kojarzonych z lubińską drużyną. Nie strzela, niechętnie odbiera, wstydzi się pobiec do przodu, żeby spróbować zaskoczyć rywala nagłym włączeniem się w drugie tempo. Nie jest przesadnie wysoki ani nie skacze wysoko, więc w powietrznych pojedynkach panują inni. W zasadzie, choć po prawdzie wygląda to na niezbyt kreatywne uogólnienie, musimy Bilkowi przyznać dwie rzeczy: jak żaden inny ligowiec z ulgą oddaje piłkę do najbliższego, a w zabawie w chowanego też nie ma sobie równych. Taki zgrywus, któremu jeszcze za to płacą…

Dariusz فATKA (113/0)

Bez choćby minimalnego zawahania wręczamy mu kapitańską opaskę. Godny zaufania, po prostu. 112 to do wczoraj był nie tylko numer alarmowy. To przede wszystkim pełna lista ekstraklasowych występów فatki. Jak przystało na boiskową pozycję, pan reżyser 112 razy serwował nam „Śmierć w Wenecji”. Piękna passa, której nigdy nie splamił bramkową zdobyczą. Tyle że, mimo wszystko, mając do wyboru albo stworzenie „The best of Dariusz فatka” i oglądać oddzielnie każdy jego mecz, albo napisanie pracy magisterskiej, dotyczącej analizy sił potrzebnych do wleczenia owcy po różnych podłożach, bez wahania wybieramy opcję numer dwa. Na Łatkę jeszcze dla nas za wcześnie, nie dorośliśmy do tego rodzajmu sztuki. Swoją drogą, podobno pomocnik z Bielska często zagląda do teatru. Do warszawskiego teatru „6. piętro” potrafiłby nawet dokopać…

فukasz SIERPINA (31/0)

Lekkoatleta, bo piłkarz przecież niekoniecznie. Kiwa, ale co najwyżej głową, z niedowierzaniem, że znów się nie udało. Skrzydłowy, który nabił w Ekstraklasie 31 spotkań, w których popisał się niecodziennym osiągnięciem – ani nie strzelił gola, ani nawet nie dał asysty. Gdyby szefowie Coca-Cola Co. potrzebowali twarzy do nowej kampanii reklamowej Coli Zero, żaden inny piłkarz nie pasowałby równie idealnie. Tamci ani nie słodzą, ani nie bajerują. Ten ani nie strzela, ani nie podaje. No pięknie! A gdyby akurat Sierpina nie miał czasu na zdjęcia, śmiało możemy wskazać niezłego dublera, który co prawda jeszcze aż tyle razy nie potwierdził swojej klasy, ale jest ku temu na najlepszej drodze. Stąporski, meczów 22, liczby, wiek i pozycja – te same.

Piotr MALINOWSKI (87/rykoszet)

My na swój sposób mamy do niego słabość. To taki klasę słabszy Buzała, czyli gość, który nigdy się nie zatrzymuje, bardzo szybko biega i… tyle. Zawsze wyjątkowo chce mu się chcieć i – co tragikomiczne – poza jednym przypadkiem niestety brakuje happy endu. Kiedyś, w czasach Juranda ze Spychowa, udało mu się strzelić, od kogoś się odbiło i wpadło. Oprócz tego jednego razu, nic a nic. Ł»eby było śmieszniej, w ciągu miesiąca pod względem liczby występów w Ekstraklasie przegoni wygrzewającego ławkę Śląska Kelemena. Ma do niego cztery mecze straty. Jeżeli przez ten czas postara się nie trafić do siatki ani razu, będziemy świadkami wydarzenia szokującego – otóż zawodnik, który ostatnio ustawiany jest w pierwszej linii Podbeskidzia, wykręci gorszy stosunek rozegranych spotkań i goli. Trzymamy kciuki, odliczamy!

PS
Cała jedenastka waży dokładnie 1037 meczów i pięć goli + celny karny Kelemena + rykoszet Malinowskiego.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama