Zapraszamy na czwartkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.
FAKT
Kasperczak na selekcjonera.
– Należy się zastanowić kogo widzimy w roli nowego selekcjonera. W Polsce na przykład Jerzy Engel i Henryk Kasperczak mają już doświadczenie w pracy szkoleniowca zespołu narodowego. Jeśli szukamy poza granicami, to mnie podobałyby się kandydatura Juppa Heynckesa, odnoszącego wielkie sukcesy z Bayernem Monachium. Ale zastrzegam, że to moja opinia, nie wiem co na to szef PZPN – powiedział w rozmowie z PAP wiceprezes Kosecki. Co do Kasperczaka, to nie dawno jego osoba pojawiła się w związku z pracą z kadrą… Arabii Saudyjskiej. – Kontaktowano się ze mną w tej sprawie. Proszono o przesłanie moich danych. Widać jeszcze w futbolowym świecie pamiętają o mnie – mówił Faktowi trener Kasperczak, który obecnie aktywnie działa jako prezes Stowarzyszenia Trenerów Piłki Nożnej, a wcześniej z powodzeniem prowadził aż pięć afrykańskich reprezentacji: Tunezję, Wybrzeże Kości Słoniowej, Mali, Maroko i Senegal. Z tymi pierwszymi zdobył wicemistrzostwo kontynentu i zagrał na mundialu w 1998 roku we Francji.
Tomaszewski: Deyna strzelał mi jak frajerowi.
Podczas swojej kariery grałem z wieloma piłkarzami. Niektórzy byli słabi, niektórzy bardzo dobrzy, ale tylko dwóch było wybitnych – Kazimierz Deyna i Włodek Lubański. Oni potrafili zrobić z piłką dosłownie wszystko. Włodek miał w życiu łatwiej, bo nie dość, że grał w uwielbianym Górniku, to jeszcze był od Kazia po prostu inteligentniejszy. Potrafił mądrze mówić, odpowiednio się zachować itd. Deyna, pod tym względem był jego przeciwieństwem. Cichy, trzymający się gdzieś na uboczu. Jednym słowem – biały żagiel. Zresztą Kazik nie był dobrym mówcą. Nikt go nawet nie dopuszczał do mediów, bo to skończyłoby się jego kompromitacją. Ale piłkarz nie jest od tego, żeby pięknie mówić, tylko od tego, żeby pięknie grać. A piłkę Deyna kopał perfekcyjnie. Tak sobie teraz myślę, że gdyby przełożyć jego boiskową inteligencję, na tę życiową, to miałby przynajmniej tytuł doktora. Przynajmniej, bo do profesury też miałby blisko. Bramkarz jest jedynym człowiekiem, który widzi wszystko w czasie gry. Kiedy Kaka miał piłkę przy nodze, nie patrzył na nikogo, nie oczekiwał podpowiedzi, a i tak zagrywał idealnie. Nie mam pojęcia, jak to robił. Tego nie da się wyuczyć, z tym trzeba się urodzić. Robił te swoje kółeczka, które wielu dziennikarzy wtedy wyśmiewało, ale to był przejaw boiskowej doskonałości. On wiedział, że nie może przez 90 minut biegać na pełnych obrotach, więc regulował tempo gry.
Robert Lewandowski: Ta drużyna ma przyszłość
Mecz z Anglią był taki jak całe eliminacje?
Robert Lewandowski: – Zgadza się. Staraliśmy się, stwarzaliśmy sytuacje, ale znowu nam się niewiele udawało. Tak jak w meczu z Anglią tak przez całe eliminacje były dobre momenty. Przy odrobinie szczęścia piłka mogła wylądować w siatce, ale tak się nie stało. Szczegóły i detale decydowały o tym, że nie zdobywaliśmy punktów. Wielokrotnie przeżywaliśmy to w tych eliminacjach.
Wembley nie jest dla pana najszczęśliwszym miejscem. Najpierw przegrany finał Ligi Mistrzów z Borussią, a z reprezentacją mecz z Anglikami. Teraz było jednak znacznie dalej od sukcesu…
– Teoretycznie tak, ale z drugiej strony gdybyśmy strzelili pierwsi bramkę, to mogłoby nam się grać znacznie łatwiej. Potoczyło się to wszystko zupełnie inaczej, Anglia strzeliła gola na 1:0, cofnęła się i starała się kontrować nasze akcje. Czekała na drugą bramkę i to im się udało. Było już po meczu, choć przy stanie ich jednobramkowym prowadzeniu jeszcze mieliśmy swoje okazje, mogliśmy wyrównać, ale się nie udało. Taka jest piłka, znowu czegoś zabrakło.
Irytująca będzie powtórka sprzed Euro 2012, kiedy reprezentacja długo grała mecze o nic? Teraz czeka was rok bez gry o punkty…
– Miejmy nadzieję, że nie będzie to stracony rok.
RZECZPOSPOLITA
Wiem, ale nie powiem.
Umowa Fornalika z PZPN obowiązuje do końca 2013 roku, gdyby udało się awansować na mundial, zostałaby automatycznie przedłużona o pół roku. Ponieważ trener został zwolniony ponad dwa miesiące przed zakończeniem kontraktu, PZPN będzie musiał wypłacić z kasy dwie należne pensje, czyli około 300 tysięcy złotych. Boniek nie widział przyszłości przed drużyną prowadzoną przez Fornalika, miał prawo podjąć błyskawiczną decyzję, chociaż trudno uwierzyć w to, że dopiero teraz zaczyna poszukiwania następcy. – Do wtorku trenerem był Fornalik i nieeleganckie byłoby prowadzenie rozmów z kim innym. Oczywiście, nie mieliśmy już szans na awans, ale to, że rozmawiałem z kimś przez telefon, nie ma przecież żadnego znaczenia. Nowego trenera poznacie za dwa tygodnie. Wiem, kto nim będzie, ale trzeba poczekać – tłumaczył prezes. Boniek wydawał się mieć swoją wypowiedź porządnie przemyślaną. Zanim zorganizował konferencję, na oficjalnej stronie internetowej związku pojawiła się informacja, że Fornalik został zwolniony. Prezes nie chciał robić tego w błysku fleszy i pod okiem kamer, bo – jak powiedział – „piłka nożna to nie cyrk”. Na konferencji trochę cyrku jednak było – najpierw dowiedzieliśmy się, że Boniek zna już nazwisko nowego selekcjonera, a dopiero później prezes powiedział o cechach, jakich będzie szukał u potencjalnych kandydatów.
GAZETA WYBORCZA
Najlepsze przed Waldemarem Fornalikiem.
Na polskie warunki to wybitny fachowiec. Jego kolejne sukcesy w lidze to kwestia czasu. Czy mógłby zastąpić choćby… Adama Nawałkę, gdyby ten został nowym selekcjonerem? Przykład Waldemara Fornalika potwierdza, że nie każdy wybitny trener to wybitny selekcjoner. Podkreślałem wielokrotnie, że oddaję głos jedynie na szkoleniowca, który jest w stanie wyprowadzić reprezentację Polski z grupy na wielkiej imprezie mistrzowskiej. Wychodzę z założenia, że sam awans do niej to za mało. Jeśli selekcjoner zalicza z wybrańcami wyjście z grupy na poważnym turnieju – pracuje aż do końca eliminacji następnej wielkiej imprezy mistrzowskiej (ewentualnie jeszcze dłużej). W tym kontekście Waldemar Fornalik ewidentnie wszedł na minę. Jego poprzednik Franciszek Smuda twierdził wprawdzie, że nie zostawia po sobie spalonej ziemi, ale nie wydaje mi się, żeby była jakoś mniej spalona, niż kiedy odchodził Leo Beenhakker. Moim zdaniem awans z tak trudnej grupy był marzeniem ściętej głowy. Waldemar Fornalik to człowiek niezwykle ambitny, wiadomo było, że nie odmówi, choć znał skład grupy. Taka propozycja z PZPN mogłaby się nie powtórzyć, tylko wariat by odmówił. Fornalik nie awansował, nie miał na to żadnych szans, więc odchodzi. To jednak warsztatowiec, który potrafi tyle, że polskiej piłki nie stać, aby nie wykorzystać takiego trenera.
Jak prezydent Rafał Dutkiewicz transfer piłkarza Śląska zatwierdzał.
To było zdarzenie bezprecedensowe. Pod koniec lipca rzecznik prasowy prezydenta Wrocławia dzwonił do miejscowych dziennikarzy sportowych. Dzwonił i przekazywał informację: – Dziś pan prezydent Dutkiewicz zezwolił na dokonanie transferu piłkarza Odeda Gavisha do Śląska Wrocław – komunikował. Telefon rzecznika spowodował spore zaskoczenie. Nawet lekki szok. Nigdy wcześniej w historii Śląska i władz Wrocławia nic podobnego się nie zdarzyło. Od kiedy miasto zostało współwłaścicielem klubu, prezydent miasta nigdy w ten sposób nie opiniował transferu żadnego piłkarza. Nawet tych najbardziej spektakularnych graczy, jak choćby Sebastiana Mili. Futbol, cały sport jest nieprzewidywalny. Nie zawsze się wygrywa, zdobywa mistrzostwo Polski, a sukcesy wykorzystuje promocyjnie. Tym razem prezydent Dutkiewicz miał ogromnego pecha. W tak dziwny sposób zaakceptował transfer piłkarza, który okazał się totalnym niewypałem. Gavish praktycznie nie gra w Śląsku. Większość czasu we Wrocławiu spędza na ławce rezerwowych, na trybunach bądź grając w III-ligowej drużynie rezerw. Taki niefart. Ł»eby było weselej, teraz sprowadzenie Gavisha oficjalnie skrytykował Włodzimierz Patalas, sekretarz miasta i członek rady nadzorczej Śląska. W wypowiedzi udzielonej miejskiemu portalowi wroclaw.pl Patalas zaatakował: „Dzisiaj nie ma winnych, choćby zakontraktowania Odeda Gavisha, a chyba wszyscy widzą, że było to nieporozumienie”.
DZIENNIK POLSKI
Szukamy w Polsce młodego, zdolnego. I to z dobrym CV.
Słowa Zbigniewa Bońka o tym, że Kazimierz Górski obejmował kadrę „nie mając żadnego CV” to nieporozumienie. W ten sam sposób można by spostponować ubiegłoroczną nominację Waldemara Fornalika i coraz bardziej prawdopodobną Adama Nawałki. Górski obejmował kadrę, gdy miał 49 lat. – W tamtym okresie reprezentacja juniorów czy młodzieżówka grały tym samym systemem co pierwsza drużyna, a stamtąd do kadry trafiali nie tylko zawodnicy, ale też trenerzy – opowiada Stanisław Terlecki, reprezentant Polski z lat 70. Górski przepracował kilka lat z reprezentacjami juniorskimi oraz z kadrą do lat 23, i m.in. z piłkarzami z tych drużyn odnosił później sukcesy na igrzyskach i w MŚ. W 1966 roku Górski był także w tzw. komisji selekcyjnej, która poprowadziła kadrę seniorów w trzech meczach. Samodzielne objęcie reprezentacji cztery lata później było logiczną konsekwencją jego doświadczeń. Także tych wyniesionych z pracy w ekstraklasie, gdyż m.in. jako trener Legii Warszawa zdobył wicemistrzostwo Polski i brązowy medal.
Jak to się ma do CV ustępującego selekcjonera oraz najpoważniejszego kandydata na jego następcę? Waldemar Fornalik został rzucony na głęboką wodę w chwili, gdy jego największym osiągnięciem było drugie miejsce w ekstraklasie i występ w finale Pucharu Polski z Ruchem Chorzów. Adam Nawałka z kolei ma na koncie mistrzostwo i wicemistrzostwo Polski z Wisłą Kraków, ale od 10 lat, jako trener Zagłębia Lubin, Jagiellonii Białystok i Górnika Zabrze, ani razu nie wywalczył miejsca na podium. Zbierał natomiast doświadczenia w kadrze jako asystent Leo Beenhakkera.
DZIENNIK ZACHODNI
Piechniczek: To ja zatrudniłem Fornalika i wcale tego nie żałuję.
– To ja byłem głównym sprawcą zatrudnienia w lipcu 2012 roku Waldemara Fornalika w roli szkoleniowca kadry i wcale tego nie żałuję – powiedział Antoni Piechniczek. – Co więcej mam ogromną satysfakcję z tej decyzji, bo trener Fornalik wniósł wiele dobrego do gry drużyny narodowej. Co prawda pod jego wodzą reprezentacja Polski nie odniosła sukcesu w eliminacjach mistrzostw świata i nie zakwalifikowała się na mundial w Brazylii, ale widać było, że gra kadry zmienia się na lepsze. Wystarczy porównać pierwszy mecz za kadencji Waldka z Estonią i ostatni z Anglią. Co prawda obydwa były przegrane, ale gra biało-czerwonych w nich różniła się diametralnie. Śmiem twierdzić, że tylu szans bramkowych na Wembley w meczu z Anglikami nie miała ani kadra Kazimierza Górskiego, ani prowadzona przeze mnie reprezentacja. Gdyby Robert Lewandowski wykorzystał swoje sytuacje sam na sam z bramkarzem, to odbiór tego spotkania byłby zupełnie inny. Przegralibyśmy 2:3, może 2:4, ale nikt by nie narzekał. Fornalik właśnie rozstał się z reprezentacją Polski, ale nie przekreślałbym jego umiejętności trenerskich. To jeszcze stosunkowo młody szkoleniowiec i jestem pewien, że jeszcze wiele w piłce osiągnie – stwierdził były selekcjoner kadry.
SUPER EXPRESS
Szpakowsk po przegranych eliminacjach: Winni są wszyscy. I trener, i piłkarze.
– Też mam już dość takich meczów. Niby człowiek siada za mikrofonem i za każdym razem ma nadzieję, że coś się naszym piłkarzom uda, ale tak naprawdę ta moja wiara umarła po meczu w Kiszynowie, gdzie nie potrafiliśmy pokonać Mołdawii. No bo jak nie Mołdawię, to kogo?! Winni niepowodzenia są wszyscy, począwszy od Waldemara Fornalika przez największe gwiazdy, aż po te mniejsze gwiazdy. Fornalik nie miał ani wizji, ani wykrystalizowanego składu, nie miał nic. Nie zazębiało się to wszystko, daleko mu było do drużyny prowadzonej przez Jurka Engela. Tam to było poukładane, każdy wiedział, co ma robić. U Fornalika nie było niczego, żadnego meczu, który stworzyłby ten zespół. Mecz na Wembley był „ukoronowaniem” całych eliminacji. Czasem można było mieć wrażenie, że piłkarze myślą już o kolejnym meczu, choćby o starciu Arsenalu z Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów, który czeka nas w najbliższy wtorek…
Kto za Fornalika? Piotr Koźmiński: Wielkie ryzyko Bońka.
Zbigniew Boniek bierze na siebie wielkie ryzyko, największe od czasów objęcia prezesury w PZPN. Z jego słów (dość) jasno wynika, że nowym selekcjonerem będzie Polak. Co więcej, wszelkie „tropy” prowadzą do Adama Nawałki. I to jest właśnie to wielkie ryzyko Bońka. Bo to, że ktoś wygrał kilka(naście) meczów z Górnikiem Zabrze, nie daje gwarancji, że to samo powtórzy z kadrą. To, że Nawałka potrafi krzyczeć na swoich podopiecznych w Zabrzu, nie znaczy, że te wrzaski pomogą mu w prowadzeniu kadry, bo piłkarze w tym zespole są jednak „ciut” innego pokroju.
Szkoda, że Boniek, na co wszystko wskazuje, zrezygnował choćby z sondowania rynku zagranicznego, że tak się pospieszył. Moim zdaniem to nie było konieczne, do najbliższego meczu eliminacji mamy ponad rok. Spokojnie można by było na przykład sprawdzić, kto jest lub kto będzie do wzięcia po zakończeniu baraży o mundial. Nie przekonuje mnie zasada, że „obcokrajowiec nie, bo nie”. Ł»e nasz krajowy lepszy, bo zna piłkarzy, środowisko…
PRZEGLĄD SPORTOWY
Nawałka: Punktem zwrotnym była praca z kadrą narodową.
Kto powinien prowadzić kadrę? Polak czy obcokrajowiec? Michał Probierz uważa, że idealizujemy zagranicznych trenerów, przez co krzywdzimy Polaków.
Adam Nawałka: Coś w tym jest. Selekcjoner powinien być z kraju, z którego reprezentacją pracuje. Powinien być to ktoś, kto zna piłkę danego kraju, mentalność ludzi, czyli to, czego poznanie zajmuje obcokrajowcowi więcej czasu. Ale podchodzę do tego liberalnie. Liczą się przede wszystkim kompetencje.
Pan jest poważnym kandydatem.
Adam Nawałka: Widziałem się na okładce waszej gazety, ale na razie nie ma dla mnie tematu.
Mówimy o panu jako kandydacie, a przecież jakieś 5 lat temu był pan zaledwie przyzwoitym ligowym trenerem. Nagle objął pan GKS Katowice, potem Górnika Zabrze i wskoczył do ścisłej czołówki. Pojawiają się opinie, że jest pan dziś najlepszy w kraju. Co takiego się stało?
Adam Nawałka: Doszedłem do tego przede wszystkim ciężką pracą. Ale punktem zwrotnym była praca z kadrą narodową. Wtedy spojrzałem na piłkę inaczej. Praca z Leo Beenhakkerem, ale też z Bobo Kaczmarkiem, Darkiem Dziekanowskim, Fransem Hoekiem i Andrzejem Dawidziukiem pozwoliła mi dostrzec umiejętność funkcjonowania w sztabie szkoleniowym. Wcześniej wiele rzeczy wydawało mi się oczywiste.Teraz obraz stał się szerszy, zacząłem wychwytywać więcej szczegółów.
CSKA kontra Lech: Bułgarzy wycofują zarzuty.
CSKA Sofia wycofuje się z zarzutów, stawianych działaczom Lecha Poznań, że należne Bułgarom pieniądze za transfer Aleksandyra Tonewa do Aston Villi przesłali na złe konto. Kolejorz dostał się w sam środek wojenki między byłymi a obecnymi właścicielami CSKA Sofia. Chodzi o 10 procent wartości transferu Aleksandyra Tonewa do Aston Villi Birmingham, która należała się bułgarskiemu klubowi. To ok. 400 tys. euro, które według szefostwa CSKA zostały przez Lecha przelana na złe konto. Przy Bułgarskiej upierają się, że nie popełnili błędu. – Ta sprawa jest dla nas wręcz kuriozalna – mówi reprezentujący Lecha mecenas Jacek Masiota, który wysłał wyjaśnienia do PZPN oraz UEFA. – Przedstawiliśmy swoje stanowisko na wypadek, gdyby miały pojawić się jakieś problemy w procesie licencyjnym. Chcieliśmy, żeby obie federacje miały wiedzę na temat sytuacji – tłumaczy poznański prawnik. Lech ma mocny dowód w ręku. Jest nim faktura, która została przesłana z Sofii i dzięki niej jest pewny swoich racji. – Na podstawie czego, jak nie wystawionej i przesłanej przez CSKA rachunku mieliśmy dokonać transakcji? Wyraźnie podmiotem wystawiającym był bułgarski klub, a nie inna spółka. Jeśli pracownik CSKA celowo oszukał własny klub lub wprowadził kogokolwiek w błąd, niech to wyjaśni sofijski klub lub prokuratura w Bułgarii. Nie możemy odpowiadać za bałagan panujący w CSKA – tak w ostrych słowach wypowiada się prezes Lecha Karol Klimczak.
Jan Urban: Szlag mnie trafia.
Po dwóch kolejnych porażkach mówił pan, że musicie się zresetować. Udało się to w czasie przerwy na mecze reprezentacji?
Jan Urban: Przerwa nie jest dobra, jeśli poprzedzają ją niekorzystne wyniki. W takim wypadku żyje się z tym, że coś się przegrało, myśli o tym, a nie ma możliwości rozegrania meczu i zrehabilitowania się. Trzeba sobie jednak radzić, bo innego wyjścia nie ma.
Obserwując piłkarzy widzi pan, że przegrane z Apollonem i Wisłą ciągle w nich siedzą?
Jan Urban: Nie, jest w porządku. Naprawdę, nie ma podstaw do szukania problemów czy siania paniki. Przynajmniej ja takich nie widzę. Tak, przegraliśmy trzy mecze w lidze, ale osiem wygraliśmy i jesteśmy na pierwszym miejscu. Jak sobie przypomnieć te porażki, to każde z tych spotkań mogliśmy wygrać. Dlatego nie ma podstaw do twierdzenia, że jest źle. Tylko wszystko, za przeproszeniem, wyp…o się z Apollonem. Ten mecz trzeba było wygrać, ale tego nie zrobiliśmy. Inaczej byśmy jechali na te kolejne i sytuacja się zmieniła. Szlag mnie trafia, bo pracując wcześniej w Legii długo grałem bez kibiców, a w tym kluczowym momencie dla rywalizacji w grupie, po porażce z Lazio, znowu mi ich zabrakło. Nie chcę aby ktokolwiek odebrał te słowa jako szukanie wytłumaczenia, bo niezależnie od okoliczności, powinniśmy zwyciężyć, ale wiem jedno. Ze wsparciem z trybun zagralibyśmy lepiej, a Apollon na pewno nie.
Wyniki jednak idą w świat. Reprezentacja przegrywa, kluby też.
Jan Urban: Tak, ale z drugiej strony zastanówmy się, na co Legię stać w Lidze Europy. Na wyjście z grupy i drobne do budżetu?