Jeśli najlepszą drogą do reprezentacji są występy ligowe – właśnie minął czas dla ostatnich gapowiczów walczących o bilety do Rosji. Kto błysnął na ostatniej prostej, kto wywalczył sobie miejsce w pociągu na mundial tuż przed końcem rozgrywek, kto może z optymizmem czekać na ogłoszenie powołań? Sprawdźcie naszą Piątkę z Vervą, w której zaglądamy do tych kadrowiczów, którzy w ostatni weekend mogli zaimponować swoim selekcjonerom.
Jeśli spiszemy listę cech, których potrzebuje trzeci polski napastnik na Mistrzostwach Świata, na jej szczycie będzie efektywność. Przy Robercie Lewandowskim oraz powracającym do wielkiej formy Arkadiuszu Miliku, sukcesem ich zmiennika w tej układance będzie każda rozegrana minuta. Nie potrzebujemy napastnika, który wykorzysta dwie z trzech okazji, wcześniej zaś wymęczy obrońców rywala. Potrzebujemy egzekutora, który wejdzie na kilkaset sekund i zdąży w tak krótkim okresie stworzyć może i jedną, ale za to skuteczną akcję. Kto pasuje do tego opisu lepiej niż Dawid Kownacki? Swego czasu ścisły top Serie A w klasyfikacji ujmującej co ile minut zdobywa bramkę – a to dlatego, że grywając absolutne końcówki, po kilka, maksymalnie kilkanaście minut w meczu, potrafił i tak zapisać się na liście strzelców.
W tamtych chwilach padał jednak zarzut – no dobrze, ale jednak potrzebuje ogrania. Potrzebuje pełnych meczów, potrzebuje półtoragodzinnych przepychanek z obrońcami, by na mundialu być w pełni formy. I jak na życzenie – finisz sezonu to dla “Kownasia” cztery niemal pełne występy – do kompletu minut zabrakło trzech, gdy zszedł na samą końcówkę spotkania z Napoli. Tak, Sampdoria przegrała trzy z tych czterech meczów, jednak Kownacki trafił dwa razy (cała drużyna strzeliła w tym okresie pięć goli), udowadniając, że potrafi grać też przez pełne 90 minut. Ze SPAL pokazał również kawał solidnego piłkarskiego rzemiosła – uderzenie z powietrza, z półobrotu, w sporym tłoku w polu karnym. Jedynym argumentem przeciw Kownackiemu w kadrze jest to, że w równie morderczej formie są Wilczek czy Teodorczyk.
MATIAS VECINO
Zostajemy na włoskich boiskach, gdzie bez wątpienia najważniejszym meczem było rzymskie starcie miejscowego Lazio z Interem Mediolan. To prawdziwy finał sezonu dla obu ekip – bezpośredni sąsiedzi w ligowej tabeli grali bowiem o możliwość udziału w Lidze Mistrzów. Sytuacja była jasna – Lazio remisuje bądź wygrywa, i może szykować się do meczów w elicie. Ponosi porażkę? Do Ligi Mistrzów powraca jej wcale nie tak dawny triumfator z Mediolanu.
Jaka była prawdziwa stawka meczu, trudno zresztą przewidzieć. W Interze mówiło się bowiem o bardzo drastycznych cięciach budżetowych oraz odpływie gwiazd w przypadku, gdyby upragnionej Champions League osiągnąć się nie udało. Ultimatum dotyczące kwalifikacji postawili między innymi możni sponsorzy klubu, ale włoskie media huczały również od deklaracji, że Mauro Icardi, najważniejszy piłkarz i najlepszy strzelec Interu, w przypadku kolejnego fiaska “Misji Europa” odejdzie do mocniejszego zespołu. Niemal do 80. minuty wszystko układało się po myśli Lazio, które jeszcze na kwadrans przed końcem prowadziło 2:1. Potem jednak Senad Lulić otrzymał czerwoną kartkę, a rzut karny na bramkę zamienił właśnie Icardi, walczący o – być może – możliwość kontynuowania kariery w klubie, w którym wytrwale buduje status legendy. Zostało trochę ponad dziesięć minut i jeden gol do zdobycia.
I wtedy pojawił się on. Matias Vecino, który od końca lutego dopiero po raz trzeci zagrał w pierwszym składzie. Ba, to ten sam gagatek, który z Juventusem wyłapał czerwo już w 18. minucie, poważnie nadszarpując zaufanie trenera i kibiców. Nabiegł na piłkę dośrodkowaną przez Brozovicia i strzałem głową na długi słupek dał Interowi upragnioną Ligę Mistrzów. To ważne o tyle, ze Vecino odbudował się tym samym po dość średnim okresie w piłce klubowej. O ile w kadrze Urugwaju wyszedł od pierwszej minuty w ostatnich 15 meczach, o tyle jako zawodnik Interu coraz częściej oglądał grę kolegów z ławki czy z trybun. Sporo mówi fakt, że w okresie od początku marca niewiele mniej minut zagrał w reprezentacji (158 w dwóch meczach) niż w lidze (204 minuty w 5 meczach).
Taki mocny akcent na koniec sezonu z pewnością poprawia jego pozycję w Urugwaju. A przecież każdy wie, że Suarez, Cavani i ich ekipa nie jedzie do Rosji na wycieczkę.
DJIBRIL SIDIBE
To był dość szalony sezon w wykonaniu AS Monaco, ale trzeba napisać wprost – zakończył się happy endem. Można spekulować, czy półfinalista Ligi Mistrzów oraz mistrz Francji powinien się cieszyć po wymęczonym wicemistrzostwie ledwie 12 miesięcy później, ale biorąc pod uwagę, w jakich realiach rodził się ten sukces – bez wątpienia Kamil Glik i spółka mają pełne prawo do odkorkowania szampanów. Po wyprzedaniu niemal połowy pierwszego składu, przy jednoczesnym wzmocnieniu młodymi piłkarzami nieogranymi na najwyższym poziomie, drugie miejsce w lidze to wynik ponad stan. Miejsce w tabeli przed odradzającą się Marsylią, finalistą Ligi Europy, oraz Lyonem, który atakował m.in. Depayem czy Fekirem, to żaden powód do wstydu.
Bez wątpienia sporą rolę odegrał w tym wszystkim Djibril Sidibe, który również w ostatniej kolejce pokazał swój kunszt. Wystarczy spojrzeć na szybkość, z jaką Sidibe, do spółki z Ronym Lopesem, napędził kontrę przy drugim golu dla AS Monaco. Ale Francuz dobrze grał już wcześniej – sezon rozpoczął od gola przeciw PSG w Superpucharze, wypracował bramkę w półfinale Pucharu Ligi, odegrał ogromną rolę szczególnie od grudnia do połowy marca, gdy jego siedem asyst wydatnie pomogło przy passie 17 meczów bez porażki (12 zwycięstw!). 4 razy uzyskał również tytuł “man of the match” na whoscored.com, potwierdzając, że pod względem statystyk to jeden z najlepszych obrońców Ligue 1.
Sidibe we Francji? Jeśli jest zdrowy, gra po 90 minut. Sidibe mistrzem świata? Nie jest to scenariusz, po którym bylibyśmy zaskoczeni. A już zupełnie na marginesie – w półfinale ostatniego mundialu wygranego przez Tricolores dwie bramki zdobył właśnie prawy obrońca, Lilian Thuram. Poprzeczka dla piłkarza Monaco wisi naprawdę wysoko.
MARTIN BRAITHWAITE
Zostajemy w Ligue 1, gdzie po fantastycznym rajdzie i czterech kolejnych zwycięstwach Bordeaux wyprzedziło Saint-Etienne w ligowej tabeli, ugrywając awans do europejskich pucharach. W ostatnim meczu dopięli formalności w fantastycznym stylu – wygrywając na wyjeździe aż 4:0. Jaką rolę odegrał w tym wyciągnięty zimą z Championship Martin Braithwaite? Gol otwierający spotkanie plus asysta na kilkadziesiąt sekund przed końcem pierwszej połowy. Wcześniej dwa gole i asysta w meczu z Tuluzą i dobry mecz przeciw Saint-Etienne w punkcie zwrotnym sezonu, gdy Bordeaux uwierzyło w możliwość przeskoczenia swoich przeciwników.
Tym samym Braithwaite dość niespodziewanie znów uzyskał nadzieje na powołanie do kadry Danii na mundial. Połówkę dostał już w sparingowym meczu z Chile w marcu, ale od tej pory sporo się pozmieniało – przede wszystkim poważnej kontuzji doznał Kasper Dolberg. W tym wypadku wszystko wyjaśni najbliższe zgrupowanie Duńczyków – Braithwaite jest w szerokiej kadrze pośród ośmiu napastników. Pierwszym wyborem pewnie nie będzie, ale bilet do Rosji wydaje się w zasięgu.
MARCELO
Na koniec już totalny główny nurt, pewniak do gry od deski do deski oraz jeden z najlepszych lewych obrońców świata. Dlaczego wspominamy o Marcelo właśnie teraz? Nie tylko z uwagi na kolejne świetne występy w barwach Realu – gol i asystę w dwóch półfinałowych meczów Ligi Mistrzów oraz asystę przeciw Villarreal. Nie tylko z uwagi na to magiczne przyjęcie…
… ale również ze względu na listę powołanych, a właściwie na listę niepowołanych do reprezentacji Brazylii. Do 23-osobowego składu nie załapali się m.in. Alex Sandro, Jorge czy Ismaily, natomiast Filipe Luis będzie prawdopodobnie musiał pogodzić się z rangą rezerwowego. Doszło do tego, że Marcelo był rozpatrywany pod kątem przesunięcia do środka pola.
Ciekawostka. Tite, selekcjoner , mówi w brazylijskiej TV, że zastanawiał się, czy nie zrobić z Marcelo rozgrywającego w kadrze – taką ma konkurencję na lewej obronie (Filipe Luis, Alex Sandro). Ostatecznie jednak uznał, że nie będzie go odzwyczajał od naturalnej pozycji.
— Tomasz Cwiakala (@cwiakala) May 16, 2018
Człowiek z Vervą, bez wątpienia.