Lech nie chciał Dudki, stylista ocenia kadrowiczów, Okoński znów jedzie po Rumaku

redakcja

Autor:redakcja

08 października 2013, 07:26 • 15 min czytania

Zapraszamy na wtorkowy przegląd siedmiu tytułów prasowych.

Lech nie chciał Dudki, stylista ocenia kadrowiczów, Okoński znów jedzie po Rumaku
Reklama

FAKT

Fornalik wsadził brata na minę.

Reklama

Namaścił go na swojego następcę w Ruchu, a także poparł jego kandydaturę w GKS Tychy. Waldemar Fornalik (50 l.) pomógł młodszemu bratu Tomaszowi Fornalikowi (40 l.) rozpocząć karierę w roli pierwszego trenera. Jak na razie nic z tego nie wyszło. Przez wiele lat Tomasz pełnił funkcję asystenta, współpracując z wieloma trenerami i zbierając dobre recenzje. – Pracowałem z Tomkiem w Górniku i złego słowa na niego nie powiem. To profesjonalista w każdym calu, który posiada ogromną wiedzę – chwali trener Marek Motyka (55 l.). Gdy Waldemar Fornalik został selekcjonerem reprezentacji, młodszy brat otrzymał szanse samodzielnej pracy z Ruchem. Przygoda zakończył się szybo i boleśnie. Klęska z Viktorią Pilzno, trzy porażki w lidze i trener Tomasz Fornalik został zwolniony. – Wydawało się, że oddanie zespołu z w ręce Tomka, było najbardziej logicznym posunięciem. Czasem jednak jest tak, że ktoś świetnie sobie radzi jako asystent, ale w roli pierwszego trenera idzie mu gorzej. Tomek to dobry i ciepły człowiek, a szef musi czasem być bezwzględny wobec piłkarzy – tłumaczy Motyka.

Frankowski: Wisła i Brożek potrzebowali się nawzajem.

Historia Pawła Brożka zaczyna trochę przypominać moje losy. On również wrócił do ekstraklasy po niezbyt udanych wojażach zagranicznych i widać teraz, jak jest zdeterminowany i głodny gry, by pokazać i udowodnić niedowiarkom, że jeszcze potrafi strzelać gole. Nie zawsze jednak powroty znanych i dobrych piłkarzy do Polski były udane. Bardzo dużo zależy od podejścia zawodnika, bo mimo iż ekstraklasa jest nisko notowana, to jednak należy być odpowiednio przygotowanym w codziennym treningu, a kilku starszym piłkarzom, których znałem, nie do końca chciało się solidnie trenować. Paweł ma umiejętności i doskonale odnalazł się pod Wawelem. Znalazł wspólny język z trenerem i służą mu ciężkie treningi pod okiem Smudy. Pamiętam, że Paweł nie był wielkim ulubieńcem Franza. Przed mistrzostwami Europy odbyła się długa dyskusja w sztabie szkoleniowym na temat powołań. Pojawiały się wątpliwości, ale ostateczną decyzję podjął selekcjoner i zabrał Pawła na EURO. W niektórych meczach poprzedzających mistrzostwa, jak chociażby z Niemcami w Gdańsku, prezentował się bardzo dobrze. Być może teraz, kiedy pojawiła się opcja zatrudnienia Brożka w Wiśle, trener Smuda o tym pamiętał i podjął pewne ryzyko, które na razie spłaca się z nawiązką.

Paweł Golański: lubię nutellę i nic na to nie poradzę.

Co jadłeś dziś na śniadanie?
– nutellę (śmiech).

Wy z tego żartujecie, a Michał Adamczewski, przedstawił was jako nieprofesjonalistów, którzy źle się odżywiają.
– To chyba o mnie chodziło. Mam taki zwyczaj, że jadam na śniadanie naleśnika z odrobiną nutelli.

Codziennie?!
– Nie. Tylko przed meczami. Na zgrupowaniu przed spotkaniem z Piastem Gliwice poprosiłem o nutellę, o której tak jest teraz głośno i zabawnie, bo jej nie było. Nie jesteśmy dziećmi, żeby przed nami chować jedzenie. To jest śmieszne i niedorzeczne. Jesteśmy profesjonalistami. Poza tym nakładam jej odrobinę, a nie cały słoik.

Trener Adamczewski mówił o tobie, że masz 11 procent tkanki tłuszczowej i domagasz się nutelli?
– Moja tkanka tłuszczowa waha się w granicach 9-10 procent. Ten człowiek, który niby ma 11 procent, grał w Lidze Mistrzów i w reprezentacji Polski. Kiedy podpisywałem kontrakt ze Steauą, miałem nawet większą tkankę. Nigdy mi to nie przeszkadzało.

RZECZPOSPOLITA

Wierzą, bo muszą.

Przed hotelem Hyatt w Warszawie litania do świętego Dudy, tego od spraw beznadziejnych. Odmawiają piłkarze. „Nie ma rzeczy niemożliwych”, „to też tylko ludzie”, „skoro oni wygrali w Warszawie, to dlaczego my nie możemy w Charkowie” i na koniec, niczym amen – „Dopóki piłka w grze”. Jest napięcie. Dyrektor hotelu prosi, by dziennikarze odblokowali drogę przeciwpożarową, która do tej pory blokowana była regularnie i nikomu to nie przeszkadzało. Marcin Wasilewski drogę z taksówki do drzwi wejściowych pokonuje sprintem, zapomina odpowiedzieć „dzień dobry”; Robert Lewandowski idzie się przebrać, ale widocznie zagubił mu się dres, bo przed hotelem już się nie pojawia. Trener Waldemar Fornalik odmawia wywiadu ważnej gazecie, bo za coś się ponoć pogniewał. Trener ma pretensje, że skóra na niedźwiedziu została już podzielona. W rozmowie z TVP pyta retorycznie, czy jest jeszcze jakiś kraj na świecie, w którym drużyna otrzymałaby tak mało wsparcia w momencie, kiedy nie wszystkie szanse zostały jeszcze stracone. Wbrew logice wątpi, jakby nie pamiętał, co działo się choćby w Anglii, gdy drużyna grała poniżej oczekiwań. – Reprezentacja nie ma wsparcia. A czy po mnie to spływa? No wie pan, dostaję sygnały, dyskutuje się o tym, kto będzie moim następcą – mówi. Zbigniew Boniek milczy, od kilku tygodni powtarza, triumfując, że wszyscy dziennikarze mogą się bawić i robić swoje giełdy kandydatów, a i tak liczy się tylko jego zdanie. Na początku myślał o zagranicy, ostatnio patrzy na Polskę. Zapewne nie tylko po to, by zaoszczędzić. Wystarczy przeanalizować, na jak wiele pozwoliłaby sobie osoba z zewnątrz. Przykładów nie trzeba szukać za daleko – czy Leo Beenhakker dopuściłby do linczu na Ludovicu Obraniaku?

GAZETA WYBORCZA

Janusz Basałaj: Byłem przekonany, że Smudzie się nie uda.

Zaskakuje pana Wisła?
– Nie ukrywam, że nie byłem zwolennikiem sprowadzenia do Wisły trenera Smudy. Czytałem gdzieś, że Andrzej Iwan już odszczekał to, co mówił na temat tej drużyny przed sezonem. Muszę się przyłączyć, bo nie da się ukryć, że Smuda skonsolidował zespół, zwiększył dyscyplinę i Wisła złapała rytm. Do tego dochodzi zwyżka formy Arkadiusza Głowackiego, udany powrót Pawła Brożka, niezła gra trochę niedocenianego Michała Chrapka. Ale warto zwrócić uwagę przede wszystkim na występy Michała Miśkiewicza. To chyba najbardziej niedoceniany bramkarz ekstraklasy.

I jeden ze skuteczniejszych. Wisła straciła tylko pięć goli, a on broni w trudnych sytuacjach…
– Brakuje mi tego, by ktoś w końcu bardziej dostrzegł jego rolę w sukcesie Wisły. Może nie fruwa tak pięknie jak niektórzy jego koledzy i nie ma sylwetki Wojciecha Skaby, ale jest skuteczny. Widać, że trener Tomasz Muchiński [pracuje w Wiśle z bramkarzami – przyp. red.] odrabia zadanie domowe i potrafi wydobyć z Michała maksimum. Podoba mi się jego styl. Robi chłop, co tylko może. Brawo!

A do tego pomaga mu Arkadiusz Głowacki, który jest w reprezentacyjnej formie.
– Mężczyznę poznaje się po tym jak kończy, bo – nie czarujmy się – Arkowi wiele grania nie zostało (śmiech ). Jest pewnym punktem obrony Wisły i zapewne najlepszym stoperem w lidze. Co nie znaczy, że ma od razu grać w reprezentacji Polski. On sam tego nie chce i na siłę go tam pchać nie można.

Na Widzewie trybuny zamknięte po raz czwarty?

Delegat PZPN jest przekonany, że klub zostanie surowo ukarany. – Napisałem w raporcie to, co wszyscy widzieli – mówi „Gazecie” Andrzej Bińkowski. – Nie wiem, jakie będą konsekwencje dla klubu, ale Widzew z pewnością poniesie straty. Ludzie, którzy do tego doprowadzili, mienią się jego kibicami. Oni powinni pomóc klubowi, nie szkodzić. A to co zrobili, jest szkodzeniem. Po tak długim czasie Widzew odniósł efektowne zwycięstwo i zamiast móc się tylko z tego cieszyć, górę wzięła głupota i chuliganeria. Ze strony Ekstraklasy SA Widzew może spodziewać się kary finansowej, która może wynieść od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych. To w złej sytuacji finansowej klubu bardzo zła informacja. Ale nie jedyna… Poważniejszych konsekwencji trzeba oczekiwać ze strony wojewody łódzkiej. Jolanta Chełmińska bardzo surowo traktuje kibolskie wybryki. W ciągu ostatnich dwóch lat trzy razy zamykała trybuny na Widzewie, w tym raz nawet cały obiekt. Czasami karała za mniejsze przewinienia niż te z niedzieli. Ostatnim razem zakazała wstępu kibiców na trybunę pod zegarem w lipcu, podczas meczu z Zawiszą Bydgoszcz. Była to konsekwencja odpalenia rac i obraźliwych okrzyków podczas majowego spotkania z Legią Warszawa. Wówczas policja, na wniosek której wszczynane jest postępowanie, chciała zamknięcia całego obiektu. W Widzewie zdają sobie sprawę, że przyjdzie zapłacić za zachowanie fanów. Działacze podkreślają jednak, że na meczach w Łodzi jest bezpiecznie, a jedyny problem stanowi pirotechnika. – Od dłuższego czasu nie mieliśmy też problemu z racami, bo ostatni raz zostały użyte w poprzednim sezonie – przypomina Michał Kulesza, rzecznik prasowy klubu i członek zarządu.

Mateusz Borek: Dariusz Dudka chciał grać w Lechu Poznań za darmo.

Dariusz Dudka to 65-krotny reprezentant Polski. Od czerwca tego roku pozostaje bez klubu po tym, jak rozstał się z hiszpańskim Levante. Formę sportową podtrzymywał we Wronkach podczas treningów z trzecioligowymi rezerwami Lecha Poznań. Szukał klubu za granicą, ale mówił też, że jego oczekiwania finansowe nie są wygórowane i że spokojnie byłby je w stanie spełnić klub z Polski. Trener „Kolejorza” Mariusz Rumak, doceniając umiejętności, ogromne doświadczenie i osiągnięcia Dariusza Dudki, mówił jednak, że Lech Poznań nie jest zainteresowany zatrudnieniem uczestnika mundialu w 2006 roku i mistrzostw Europy w 2008 oraz 2012 roku. Potem, gdy po kolejnych kontuzjach sytuacja kadrowa poznańskiej drużyny zrobiła się dramatyczna, szkoleniowiec stwierdził, że trzeba zastanowić się nad podpisaniem kontraktu z 28-latkiem. O niedoszłym transferze napisał w poniedziałek na Twitterze Mateusz Borek: „Rozmawiałem wczoraj z Darkiem Dudka. Chciał grać w Lechu do grudnia ZA DARMO!!! Bez pensji. Nie wpisywał się w koncepcje Rumaka i klubu”.

SPORT

Grzegorz Mielcarski: Może pomyliliśmy się w kwestii Zachary?

O Zacharze zrobiło się naprawdę głośno po ostatnim meczu w Szczecinie. Napastnik odpowiedział nim na słowa krytyki m.in. Mielcarskiego, który niedawno stwierdził, że Górnik nie ma rasowego atakującego. – Z Zacharą jest tak, że z jednej strony trudno jednoznacznie wskazać 2-3 elementy gry, w których jest bardzo mocny i które charakteryzują jego grę. Z drugiej nie wskazałbym żadnego, w którym sobie nie radzi. Dobrze trzyma się na nogach, nie jest surowy technicznie, potrafi zagrać na jeden kontakt z rywalem na plecach, gra zespołowo, ma zdrowie, trochę brakuje mu wzrostu. Może się pomyliliśmy, że nie potrafi sobie radzić w polu karnym? – zastanawia się. Jak Mielcarski ocenia fakt, że Górnik tak dobry mecz zagrał bez udziału Prejuce Nakoulmy? – Krzywdzące są opinie, że ta drużyna to Nakoulma i cała reszta. Tak nie jest. To dziś świetnie funkcjonująca „maszynka”. Nakoulma to jest piłkarz pełną gębą. Potrafi zrobić na boisku rzeczy, których wielu nawet nie spróbuje. Czasami wręcz demoluje rywali, ale razi mnie jego niechlujstwo w polu karnym. Raz zagra genialnie, innym razem zepsuje prostą piłkę, wybierze złe rozwiązanie, strzeli panu Bogu w okno. Dzięki jego klasie Górnik na pewno 3-4 mecze jesienią wygrał, ale przez to niechlujstwo nie wygrał trzech innych. Gdyby wykorzystał 30 procent rezerw, które posiada, od dawna grałby na Zachodzie – twierdzi były gracz FC Porto.

Robak ostatnim napastnikiem, który strzelił gola dla Podbeskidzia.

Osiem strzelonych goli w tym dwa samobójcze. Tak dramatycznie przedstawia się ofensywny bilans Podbeskidzia Bielsko-Biała. Ostatnim napastnikiem, który strzelił gola dla „Górali” był… Marcin Robak z Pogoni Szczecin. Dorobek bielskiej ofensywy wygląda dramatycznie. Już nawet nie chodzi o samych napastników, ale ciężaru strzelania bramek nie potrafią wziąć na siebie także pomocnicy i obrońcy. – Mamy problem z napastnikiem, albo ktoś jest kontuzjowany, albo po prostu się zablokował – jak Pawela – i przez to nie zdobywamy tylu bramek, ile byśmy chcieli – mówi Czesław Michniewicz. – W 11 meczach strzeliliśmy osiem bramek, z czego dwa gole były samobójcze. To na pewno nie wystawia nam dobrego świadectwa. Mając tylko jedną sytuację w meczu o niczym więcej nie można marzyć. Trudno się gra ze świadomością, że jak stracisz bramkę to już tego nie odrobisz, a gdzieś w głowach chłopaków taka myśl się pojawia. Walczymy z tym, chcemy żeby myśleli pozytywnie i żeby szukali swoich szans, ale na razie się nam to nie udaje – dodaje bielski trener.

DZIENNIK POLSKI

Cracovia dopracowała system.

Trener Stawowy miał i pewnie nadal ma wielu adwersarzy, którzy wykpiwali styl gry Cracovii, sprowadzając go do frazy – sztuka dla sztuki. Gdy jednak idą za nią wyniki, szkoleniowiec wybija im argumenty z ręki i może mieć satysfakcję, że to jednak on miał rację. – Cieszę się, że drużyna robi postęp – mówi. – Wcale nie mam satysfakcji widząc, że ten styl gry się sprawdza. Nie potrzebuję jej mieć, bo od początku jak tylko przychodziłem do Cracovii, to wiedziałem, co ta drużyna ma grać. Zawsze znajdą się krytykanci, najważniejsze jest to, by w lidze było dobrze. Liczymy się w walce o górną część tabeli, a to jest najważniejsze. Mamy pomysł na grę. Jeśli drużyna ma swój styl, to jest rozpoznawalna. Stawowy znalazł sposób na Saidiego Ntibazonkizę. Piłkarz, który nie chciał leczyć kontuzji, nosił się zamiarem odejścia z Cracovii, wpasował się do drużyny, co jest sporą zasługą trenera. Jak tego dokonał? – Jeśli postępuje się sprawiedliwie, każdy jest oceniany według tych samych zasad, to piłkarze to doceniają – mówi Stawowy. – Od początku mówiłem, że stawiam na kolektyw, a jednostki nie mają przywilejów. Saidi to zrozumiał, był cierpliwy w tym, że musi dojść do formy, że musi wchodzić nawet na 45 minut, nie mówiąc o 90 i godził się z tym, że czasem nie „łapał” się do „18”. Zaufał sztabowi trenerskiemu i teraz jest ważnym ogniwem w zespole, stanowi jedną z głównych naszych sił uderzeniowych. Rozmawiam z nim na forum drużyny. Odbyłem z nim trzy długie, prawie 2-godzinne rozmowy indywidualne, ostatnią przed meczem ze Śląskiem bardzo szczerą, aż do bólu. Widać, że mu to pomogło, wie, że na niego liczę, chcemy go mieć w drużynie.

SUPER EXPRESS

Mirosław Okoński: Rumak musi odejść!

Jak pan ocenia to, co się dzieje w Lechu? Nie wygląda to najlepiej…
– To jest tragedia! W meczu z Podbeskidziem Lech oddał jeden celny strzał. Skoro oni nie potrafią wygrać w Bielsku-Białej, to na kim chcą zdobywać punkty? Szkoda mi kibiców, bo są oszukiwani. Jeżdżą za piłkarzami po całej Polsce i co dostają w zamian? Nędzną grę. A potem wracają wkurzeni i o 5 rano muszą wstać do roboty. ٹle się dzieje w tym Lechu.

Głównym winowajcą jest według pana trener Mariusz Rumak?
– Oczywiście, że tak. To on ustawia piłkarzy, przygotowuje do sezonu. A potem, jak nie wyjdzie, to się tłumaczy kontuzjami. W Legii i Wiśle też są kontuzje, ale tamte chłopaki coś przynajmniej grają. Aż miło było popatrzeć na mecz Wisła – Legia. Krakowianie wygrali ambicją, a naszym piłkarzom chyba jej niestety brakuje. Ja się prawdy nie boję, więc mówię: Rumak powinien odejść. Oni potrzebują trenera, którym im pokaże, jak się zachować na boisku.

Poza Rumakiem, kto jeszcze pana rozczarowuje?
– Więcej spodziewałem się po Bartku Ślusarskim. Przecież miał niezły poprzedni sezon. Sporo pudłował, ale trochę tych goli jednak strzelił. A Teodorczyk? Ten to już w ogóle mnie załamuje. Miał być gwiazdą Lecha i ligi, a jest klapa. Ale tu znowu wracamy do Rumaka i jego bojaźliwej taktyki. Jak można u siebie grać jednym napastnikiem? Co to w ogóle jest? Czego on się boi? U siebie to ja bym grał Teodorczykiem i Ślusarskim, a za nimi biegałby ten Fin, Hamalainen. A Rumak sztywno się trzyma tego, co sobie kiedyś założył, mimo że to nie zdaje rezultatu. Zresztą skoro o tych napastnikach mowa. Niektórzy piłkarze z oldbojów Lecha chyba lepiej by zagrali. Taki Jacek Dembiński na przykład. I zastawić się umie, i strzelić. Nie to, co młodzi…

Stylista ocenił ubiór kadrowiczów – jest źle!

Kiedyś w kadrze królowały stroje od Versace, teraz króluje Dolce & Gabbana. – Praktycznie każdy z graczy ma na sobie coś z tej firmy – mówi Krajewski. – Marcin Wasilewski nosi spodnie i kurtkę D&G. Bije od niego bogactwo, ale spodnie są już niemodne. Panie Marcinie, teraz wytarcia na kolanach nie są już trendy! Tak mogą się ubierać chłopcy, a nie poważni mężczyźni. W sumie OK ubrany jest Kamil Glik, ale marynarkę ma jak po bracie. Buty Hilfigera za jasne, kolorowy szalik też niepotrzebny. W tej stylizacji za dużo się dzieje – podkreśla. Najwięcej pochwał zebrał Robert Lewandowski (25 l.). – Klasa. Najbardziej wyważony styl. Buty oczywiście D&G, marynarka Vistula, kaszmirowy sweterek i szalik prawdopodobnie od Roberta Kupisza. Po prostu elegancki facet.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Dziekanowski: Wieczni bohaterowie drugiego planu.

W każdej drużynie są piłkarze, którzy pozostają w cieniu gwiazd. Rzadko się o nich mówi, nigdy nikt nie obarcza ich odpowiedzialnością za porażkę. – pisze w swoim komentarzu Dariusz Dziekanowski, 63-krotny reprezentant Polski w piłce nożnej. Oni sami nigdy nie czują się winni. W szatni mówi się o nich kolarze, bo wydaje im się, że schowają się w peletonie. Wiedzą o tym, że całe błoto spadnie na twarze tych, którzy jadą w czołówce. A oni bezpiecznie dojadą do mety w środku stawki, albo gdzieś w ogonie. Po meczu zawsze mają alibi, wiedzą co i kto zrobił na boisku źle i nigdy nie mają pretensji do siebie. Zazwyczaj wytykają palcami tych, którzy są wiodącymi postaciami. Najwięcej mówią o tych, od których dużo zależało, o sobie nic. Wiem, o czym mówię, bo znam to z autopsji. Nie raz i nie dwa to ja musiałem wstydzić się za wpadkę drużyny, w której grałem, bo widziano we mnie głównego winowajcę. Wytykano mnie palcami. Wychodziłem wówczas z szatni i nic nie mówiłem. Teraz tego żałuję, bo powinienem wskazać tych, którzy byli tak samo winni jak ja, a zazwyczaj bardziej.

Fornalik traci wiarę w ekstraklasę.

Reprezentacja Polski jest coraz mniej ekstraklasowa. Waldemar Fornalik w pierwszym odruchu z polskiej ligi powołał zaledwie trzech piłkarzy i dopiero później – dociśnięty do muru, bo dobrych obrońców i napastników ma jak na lekarstwo – zaczął rozważać kandydatury Arkadiusza Głowackiego i Pawła Brożka, choć i tak ostatecznie nie powołał żadnego z nich. Brożka nie – bo kontuzjowany, a kandydatura Głowackiego z jakichś powodów jednak go nie przekonała. Tak źle z naszą ekstraklasą jeszcze nigdy nie było. Wystarczy przestudiować ostatnie kluczowe imprezy (a jeżeli Polski na nich nie było, to kluczowe mecze przed tymi imprezami) i spadającą liczbę powołanych zawodników z polskich klubów. Jerzy Engel na mistrzostwach świata w 2002 roku miał siedmiu piłkarzy z polskiej ligi, tak samo jak Paweł Janas na mundial w Niemczech cztery lata później. Na EURO 2006 do Austrii Leo Beenhakker zabrał aż dziesięciu polskich ligowców. Na MŚ w RPA nas nie było, ale szykujący już drużynę do polsko-ukraińskich mistrzostw Europy Franciszek Smuda na prestiżowe sprawdziany z Serbią (0:0) i Hiszpanią (0:6) nie zawahał się wziąć 12 piłkarzy z polskiej ligi. I wreszcie samo EURO 2012 – tam była piątka z naszej ekstraklasy, a wśród nich piłkarze bardzo młodzi – Rafał Wolski i Marcin Kamiński.

Snajper z Holandii nadzieją młodzieżówki.

Piotr Parzyszek strzelił w tym sezonie już 10 goli w II lidze holenderskiej i był liderem klasyfikacji najskuteczniejszych. Wczoraj po raz pierwszy przyjechał na zgrupowanie najważniejszej kadry młodzieżowej. W sobotę ma duże szanse na występ w ważnym meczu ze Szwecją w eliminacjach mistrzostw Europy U-21. Napastnik De Graafschap Doetinchem jest w tym sezonie najskuteczniejszym Polakiem występującym za granicą (10 goli od początku lipca ma również Kamil Biliński z Ł½algirisu Wilno, ale on grał też w Lidze Europy). W tabeli strzelców zaplecza Eredivisie Parzyszek o jedną bramkę ustępuje Robertowi Mührenowi z Volendam, ale był czas, że to on liderował. Polak imponuje wszechstronnością, zdobywa bramki na wiele sposobów: lewą nogą, prawą, głową. W 11 meczach już strzelił tyle goli, co w całym poprzednim sezonie w 28 ligowych spotkaniach. To musiało zaowocować pierwszym w karierze powołaniem do reprezentacji U-21. – Trener kadry U-20 Jacek Zieliński dzwonił do mnie wcześniej i powiedział, że dostanę powołanie. Do klubu faks przyszedł w poprzedni weekend – opowiada „PS” Parzyszek.

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
2
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama