Jakie oczekiwania stoją przed nowym trenerem Lecha Poznań? Pomijając te najbardziej oczywiste, czyli regularne zwyciężanie: dobrze byłoby, gdyby doskonale znał akademię Lecha. Dobrze byłoby, gdyby był świadomy, ile znaczy “Kolejorz” w Wielkopolsce. Dobrze byłoby, gdyby cieszył się popularnością wśród kibiców, wreszcie dobrze byłoby, gdyby miał charyzmę i ten naturalny gen przywódcy, dzięki którym będzie potrafił wstrząsnąć szatnią pełną ludzi pozbawionych mentalności zwycięzcy.
– Dobrze byłoby, gdyby to był ktoś taki jak “Djuka” – dodaliby zapewne kibole Lecha Poznań, dla których dotychczasowy trener rezerw jest uosobieniem wszystkich cech pożądanych u trenera czy zawodnika wśród ludzi na trybunach.
Lech, który w ostatnich tygodniach podejmuje niemal wyłącznie decyzje zgodne z wizją kiboli, i tym razem ma dla nich dobrą wiadomość. Zespół Lecha od najbliższego sezonu ma poprowadzić legenda klubu, Ivan Djurdjević.
I jest to wybór, do którego trudno się w jakikolwiek sposób przyczepić.
Djurdjević wydaje się antidotum stworzonym specjalnie, by zwalczać wszystkie choroby, trawiące dziś drużynę Lecha Poznań. Boiskowy twardziel, który nie poddawał się nigdy – stoi w opozycji do dzisiejszego wizerunku Lecha słabego mentalnie, załamującego się pod presją. Charyzmatyczny lider, który – by lepiej zrozumieć Polskę – przeczytał “Trylogię” Sienkiewicza. Znów – wydaje się, że nie ma nikogo bardziej odpowiedniego, by wytłumaczyć wszystkim zagranicznym piłkarzom, że w Lechu nie można grać nawet na 99%, zawsze trzeba dawać z siebie wszystko. Do tej pory odpowiedzialny za wprowadzanie utalentowanych juniorów w świat seniorskiej piłki w rezerwach Lecha – teraz będzie musiał młodociane gwiazdy wpasować w zespół walczący o mistrzostwo Polski.
Zna klub od podszewki. Wie, co zrobić, by kibice żegnali drużynę brawami, nawet po porażkach. Wie, w jaki sposób dotrzeć do młodych piłkarzy, co podkreślają wychowankowie, którzy przewinęli się przez jego drużyny. Wydaje się, że nie powinien mieć problemu z ustawieniem według swoich zasad szatni. Ale co ważniejsze – Ivan jest na tyle mocny, ma na tyle wielkie wsparcie trybun i tak wielki autorytet, że postawić twarde weto może również władzom klubu. Zastanawiamy się, w jaki sposób to wykorzysta, bo gołym okiem widać, że problemy Lecha nie zaczynają się na boisku, ale o wiele wcześniej – gdy trzeba na przykład podjąć decyzję o wysokim transferze gotówkowym do klubu. Jeśli “Djuka” potwierdzi w gabinetach swój wizerunek nieugiętego gościa bezpardonowo walczącego o swoje – w Lechu może nadejść nowa epoka.
Minusy? Cóż, Djurdjević dopiero uczy się fachu, jest w trakcie kursu UEFA Pro. Nigdy nie miał do czynienia jako trener z poważną piłką, rezerwy Lecha też nie wygrały swojej ligi, mają sporą stratę do podium. Djurdjević był szykowany do roli trenera Lecha Poznań, ale chyba nikt nie spodziewał się, że ten moment nastąpi tak szybko, zanim jeszcze zbierze pierwsze szlify chociażby na zapleczu Ekstraklasy. Z drugiej strony – ze świadomością przyszłego trenera “Kolejorza” funkcjonował aż pięć lat.
Djurdjević rozpocznie pracę już od przyszłego sezonu i z Lechem związał się dwuletnim kontraktem. Wydaje się, że to wybór tak logiczny, że aż trudno uwierzyć w jego powodzenie. A sceptykom polecamy nasz wywiad z nim sprzed półtora roku, TUTAJ całość, niżej fragmenty. Gdyby istniało uosobienie kibolskich marzeń o trenerze Lecha, wyglądałoby właściwie identycznie jak Ivan.
Klub, drużyna i miasto muszą być jednością. Jeśli ktoś chce coś robić a druga strona to blokuje – jest problem. Trzeba pamiętać, że ludzie dzięki klubowi czują się lepiej. Jest wygrana, to kibic pójdzie na drugi dzień do pracy z uśmiechem na ustach. Zobaczy, że ci z Legii czy innego klubu nie wygrali. „Zobaczcie, jesteśmy lepsi!”. Ludzie tym żyją. Liga jest najważniejsza, bo ona się dzieje z dnia na dzień. Z kim gramy teraz, a gdzie następny mecz, a co będzie jeśli wygramy. Jeżeli przez nas oni mogą mieć lepsze życie, a my dzięki nim, musimy się wzajemnie wspierać. Głos kibiców nie jest zbyt głośny. Dzięki zawodnikowi może być o wiele głośniejszy.
(…)
To bardzo ważne, by poznać historię kraju, w którym mieszkasz, dowiedzieć się, dlaczego ci ludzie tu są. Trylogia może nie była tak istotna – dużo opisów przyrody było swoją drogą – ale generalnie sporo czytam o waszej historii. Dowiedziałem się, że w 1389 roku Polacy walczyli w bitwie na Kosowym Polu, z kolei później w 1410 roku Serbowie brali udział w bitwie pod Grunwaldem. Od kibola z Lecha dostałem książkę „Sprawa honoru”, ona też otworzyła mi oczy na wiele historycznych rzeczy. Moja rodzina się tu urodziła. Musimy wiedzieć, gdzie jesteśmy. Wiele moich rodaków tutaj mieszka i umie bez problemu wkomponować się w klimat. Mamy podobną mentalność, podobne sposoby myślenia, podobne dzieje. Zawsze idziemy skrótem, byle łatwo i szybko. Wszyscy powtarzają: „Jakoś damy radę! Załatwi się!”. Zawsze jesteśmy najmądrzejsi. Jakiś zakaz? Dobra tam, ominę go. Zawsze było nam ciężko, najlepiej działamy, kiedy mamy nóż na gardle, kiedy jest presja. Gdy jest lekko – mamy problem.
(…)
Nikt nie rodzi się z charakterem. Jak jest jakiś problem, to masz dwie drogi, które możesz obrać: bardzo łatwą albo bardzo ciężką. Ja uważam, że zawsze trzeba wybrać tę drugą. Gdy twoje całe życie jest wygodne, to nie kształtuje twojego charakteru, nie jesteś mocnym człowiekiem. Ja lekko w życiu nie miałem. Nic nie przyszło mi łatwo, do wszystkiego musiałem dojść pracą, walką i to była dla mnie nagroda. Kiedy ta praca jest dobrze wykonana, wszystko układa się także poza boiskiem.
(…)
Nowoczesność. Parasol ochronny jest bardzo duży. Spadnie kropla deszczu i dziecko już nie może być na treningu. Podejście „uważaj, uważaj” to jest najgorsze, co może być. Chronić można czterolatków, od dzieci, które są starsze, trzeba wymagać. Przecież my jesteśmy świadomi, nie robimy krzywdy tym chłopakom. Ludzie grają w piłkę z dwóch powodów. Albo bardzo chcą, albo muszą. Najlepiej jest wtedy, kiedy łączą się oba. Przykład to Karol Linetty. Piłkarz, który nie potrzebuje grać w piłkę, będzie miał bardzo ciężko.
(…)
To czy jakiś wychowanek dostanie szansę czy nie to kwestia tego, czy mamy czas by wprowadzać naszego chłopaka, czy bierzemy obcokrajowca, który daje nam jakość tu i teraz. Trzeba znaleźć w tym wszystkim równowagę. Wiadomo, że – zwłaszcza w Polsce – w drużynie musi być więcej Polaków niż obcokrajowców. Musi być zachowana kultura tego kraju, język. Język tak w ogóle to jest minimum. W umowach powinien być zapis, że jak zawodnik po roku nie będzie w stanie dać normalnego wywiadu po polsku – wyjazd. Skoro piłkarz się nie uczy, to znaczy, że mu się tu nie podoba. A skoro nie chce tu żyć – prosta sprawa. Ja nie mówię, że każdy musi mówić perfekcyjnie, ale trzeba w takiej osobie widzieć chęć. Jeśli będzie chęć, to wszyscy mu pomogą. Ze mnie też na początku robili jaja. Wchodzę do szatni i mówię:
– Dobranocka!
Jaka dobranocka?! Chciałem powiedzieć „dzień dobry”, pomyliłem się. Gadałem, gadałem, żeby się nauczyć. Trzeba uświadamiać piłkarzy. Ja jeszcze nie widziałem w Niemczech zawodnika, który nie mówiłby po niemiecku. U nich to oczywistość.
***
Oj, będzie wesoło w międzynarodowej szatni Lecha. Paradoksalnie, do zrobienia polskich porządków wzięto Serba. Ale jakiego Serba!
Fot. FotoPyK