Paweł Brożek znów wysłał pocałunek śmierci…

redakcja

Autor:redakcja

06 października 2013, 19:42 • 3 min czytania

Mówiło się, że może nie zagrać. Smuda zwodził do końca, twierdząc, że zadecyduje o tym dopiero w dniu meczu. W końcu znalazł się w kadrze, wyszedł w pierwszym składzie i… nie grał wcale wielkiego spotkania, ale kiedy trzeba było, zrobił to, czego się od niego wymaga. To, czego przez trzy ostatnie sezony nie robił, bez względu na miejsce pobytu, a po powrocie do Polski znów wychodzi mu to z taką łatwością, jakby akcje „jeden na jeden” kończył na autopilocie. Stary, dobry Brożek. Kiedy widzimy bezradne zmagania z bramkarzami niektórych ligowców, którzy im bliżej bramki, tym bardziej tracą głowę (patrz: chociażby Buzała), stwierdzamy, że Brożek to jednak ciągle inna liga.

Paweł Brożek znów wysłał pocałunek śmierci…
Reklama

Może nie liga europejska, co życie zdążyło już brutalnie zweryfikować, ale wciąż najwyższa półka krajowa. Te jego pojedynki jeden na jeden, sytuacje sam na sam z bramkarzami to akurat rzecz dość charakterystyczna. Wystarczy prześledzić kilka meczów z tego sezonu, rzucić okiem chociażby na niedawną wygraną Wisły z Lechią. Brożek, kiedy wychodzi sam na bramkę rywali, wie co chce zrobić i przeważnie umie to zrobić. Brzmi banalnie prosto, a jednak ta zimna krew, dobrze ułożona noga, kiedy trzeba zmieścić piłkę między bramkarzem a słupkiem, to u nas rzadkość. Kiedy ponownie przychodził do Wisły, pisaliśmy, że niegdyś wyjeżdżał z Ekstraklasy z tak mocną pozycją, że choćby za granicą przez dwa lata zbierał porzeczki, zamiast kopać piłkę, wracałby jako ten, który znów ma strzelać gole. I wszystko się zgadza:

9 meczów – 6 goli, 2 asysty.

Reklama

Jedynym z obecnych dziś na boisku w Krakowie, któremu w ostatnim czasie udało się zbliżył się do jego dokonań, zdaje się być Michał Ł»yro. Wygląda na to, że chłopak wreszcie ustabilizował formę na odpowiednim poziomie i w ciągu tygodnia zaliczył dwie asysty. Niestety, po obu padły bramki dla rywali. – Przegraliśmy kolejne spotkanie, którego nie mieliśmy prawa przegrać, a nie byliśmy w stanie nawet go zremisować – skwitował Urban po meczu. Choć postawy swojego asa – Ł»yry akurat komentować nie chciał, bo rzekomo akcję bramkową Wisły… przeoczył. My nie przeoczyliśmy, toteż resztę wniosków na temat tego ligowego prawdziwka znajdziecie dokładnie w tym miejscu.

Generalnie, chcielibyśmy napisać, że poziom hitu kolejki przekroczył najśmielsze oczekiwania, że nie mogliśmy oderwać oczu od murawy, że takiego widowiska w tej lidze dawno nie było. Chcielibyśmy, ale za bardzo się nie da. Znamy tylko jednego człowieka, któremu mecz Wisły z Legią z pewnością podobał się bardzo, od samego początku do końca – to Remek Jezierski. Ale jemu spodobałby się nawet mecz ROW-u Rybnik z Odrą Opole przy pustych trybunach. W sumie, to nawet paradoks, że w spotkaniu, w którym oddano łącznie 37 strzałów, długimi fragmentami działo się tak niewiele. Końcówka z bramką Brożka może zamazuje trochę ogólne wrażenie, ale temu szlagierowi zwyczajnie brakowało jakości.

Panorama wypełnionego stadionu Wisły >>

Co nam się, mimo wszystko, podobało?

– podobała nam się, co oczywiste, atmosfera meczu. Pierwszy komplet widzów w historii nowego (no, już nie tak nowego) stadionu przy Reymonta. To wręcz zdumiewające, że w takim „wystawowym” spotkaniu, w którym kibice zwykle chcą się pokazać, tym razem w zgodzie z interesem klubu odpuszczono sobie jakiekolwiek race, petardy, cokolwiek, co mogłoby nie spodobać się obserwatorowi. Doping był naprawdę bardzo dobry, momentami – szczególnie w końcówce – miażdżący, choć gdyby legioniści mogli zasiąść w sektorze dla gości, z pewnością byłoby jeszcze bardziej klimatycznie.

– znów podobał nam się dyrygujący obroną Arkadiusz Głowacki. Około 70. minuty była jedna taka sytuacja, w której Wisła kompletnie się pogubiła. Piłka krążyła jak po sznureczku, ze środka do skrzydła, w końcu trafiła do niekrytego Dwaliszwilego, który miał wszystko, żeby trafić na 1:0, ale na linii strzału znalazł się właśnie Głowacki. Zresztą – cała obrona Wisły prezentowała się dziś niemal bez zarzutu.

– dobry występ zaliczył również Miśkiewicz. Ogólnie, mamy wrażenie, że od początku patrzy się na niego trochę przez palce, mówi, że Miśkiewicz broni, bo dobrze broni cała Wisła, ale zdaje nam się, że też coraz częściej robi to sam bramkarz. Wiadomo, że nie jest specjalistą najwyższej próby, widać, że nie chce podejmować ryzyka, śmiesznie piąstkuje piłka na auty i rogi, ale w ostatnich tygodniach zdaje to egzamin.

– żeby napisać jakieś dobre słowo o Legii, odnotujemy, że po raz kolejny jednym z jaśniejszych punktów zespołu był Brzyski. Mimo wszystko gość, po którym byśmy się tego raczej nie spodziewali.

Gdybyśmy mieli w ramach kontry wypisać, co nam się nie podobało, musielibyśmy dziś chyba zapisać cały Internet, bo trudno uciec od tego, że „hit” Wisły z Legią przez większość czasu był dość bezładną kopaniną, w której wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerowały bezbramkowy remis. Szczególnie pierwsza połowa miała w sobie niewiele z dobrego widowiska. Gdyby odrzeć je z tej całej otoczki, przenieść na stadion bez kibiców, bez zgiełku trybun, momentami prawdopodobnie krzywilibyśmy się z niezadowolenia.

Legia ponoć miała w tym sezonie odjeżdżać rywalom, wygrywać w cuglach, tymczasem po meczu z Wisłą łatwiej wskazać jej najsłabsze punkty niż wymienić zawodników, których można by pochwalić. Z ofensywnego sekstetu Jodłowiec – فukasik – Ojamaa – Furman – Ł»yro – Dwaliszwili, jako taki poziom trzymali wyłącznie Jodłowiec i Furman. Grająca bardzo rozsądnie w obronie Wisła po prostu zaciągnęła legionistom ręczny hamulec. W efekcie spójrzmy, co się dzieje w tabeli – drużyna Urbana niby ciągle jest pierwsza, ale na szczycie robi się naprawdę ciaśniutko. Górnik traci już tylko dwa punkty, trzy traci Wisła. Kiedy na półmetku rozgrywek punktu zostaną ścięte o połowę, walka o mistrza może się rozpocząć na nowo.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Polecane

OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie

redakcja
2
OFICJALNIE: Były trener Radomiaka zaprezentowany w nowym klubie
Reklama

Weszło

Reklama
Reklama