Reklama

Milik w pełni sił i Kelechi, który powoli przebija Kelechiego ze Stomilu

redakcja

Autor:redakcja

15 maja 2018, 18:48 • 6 min czytania 5 komentarzy

Do mistrzostw świata coraz bliżej, więc i kozackie występy na tym etapie ligi w kontekście mundialu mogą być cenniejsze od gry w ostatnich kilku miesiącach. Wystrzelenie z formą dosłownie na ostatniej prostej pozwala niekiedy wygryźć ze składu nawet weteranów. Kto zaimponował nam w ubiegły weekend? Zapraszamy na “Piątkę z Vervą”. 

Milik w pełni sił i Kelechi, który powoli przebija Kelechiego ze Stomilu

KELECHI IHEANACHO

Lepiej późno niż wcale. Choć nigeryjski napastnik pierwszego gola w tym sezonie Premier League wypracował dopiero w lutym, gdy Jamie Vardy z jego podania dał prowadzenie Leicester City w meczu ze Swansea, obecnie trudno sobie wyobrazić reprezentację Nigerii bez niego. Już pal licho ten doskonały występ w sparingu z Argentyną, gdy strzelił gola i wypracował dwie kolejne bramki. On wreszcie zaczął trafiać w lidze angielskiej! Najpierw gol w wygranym 3:1 meczu z Arsenalem, teraz trafienie w szaleńczej nawalance Lisów i Kogutów, w której Tottenham wygrał 5:4. Iheanacho w 4 dni zdobył więcej ligowych goli, niż w poprzednich 14 miesiącach…

Co więcej – gol z Tottenhamem to coś więcej, niż tylko dołożenie nogi. Najpierw Kelechi doskonale przeczytał obrońców Tottenhamu, następnie wygrał przepychankę, zjechał do środka ładnych kilkanaście metrów, by wreszcie atomowym uderzeniem z lewej nogi zdobyć piękną bramkę.

Tottenham 1-[3] Leicester City – Iheanacho 47′ from r/soccer

Reklama

A i z Arsenalem przecież było na czym zawiesić oko.

HARRY KANE

Skoro jesteśmy przy tym absurdalnym meczu Tottenhamu z Leicester City, nie sposób pominąć Harry’ego Kane’a. Dubletem przeciw Lisom zbliżył się do średniej jednego gola na mecz – obecnie ma w tym sezonie 41 trafień w 48 spotkaniach. O jego umiejętnościach, instynkcie i wszelkich zaletach napisano wielokrotnie wszystko, ale wobec obecnej formy Rashforda czy Welbecka – właściwie można określić go ostatnią nadzieją Anglii. Okej, odblokował się Vardy, ale nadal nie potrafimy na niego patrzeć w kontekście reprezentacyjnym, gdzie siłą rzeczy będzie grał w kompletnie innym stylu niż w Leicester. Stąd też na miejscu Synów Albionu największe nadzieje wiązalibyśmy mimo wszystko z Kanem.

Ostatnie cztery mecze Anglików bez Harry’ego? Dwa gole. Ostatnie cztery mecze Anglików z Harrym? Cztery gole. Cztery gole samego Kane’a, bo Anglicy łącznie zdobyli wówczas osiem bramek. I nawet jeśli wypomnimy, że był w stawce łatwy mecz eliminacyjny z Maltą – nadal będzie widać jak na dłoni, jak istotny dla Anglii jest obywatel Kane.

Reklama

Jest jeszcze jeden powód, dla którego pasuje nam do cyklu o piłkarzach z werwą. Gareth Southgate, selekcjoner reprezentacji Anglii, ogłosił, że piłkarze przed rozpoczęciem przygotowań do mundialu otrzymają tydzień wolnego. Harry Kane po ostatnim meczu przekonywał, że to słuszna decyzja. – Pogram trochę w golfa, poleżę z rodziną na plaży. To idealne rozwiązanie, by się odciąć i zrelaksować, a jednocześnie 7 dni to nie jest na tyle długo, byśmy odczuli to fizycznie – komentował. Później zaś dodał wprost – na mundial pojedziemy w optymalnej formie.

Nie mam podstaw, by mu nie wierzyć.

DEJAN LOVREN

I nie, nie chodzi wyłącznie o gola zdobytego przeciw Brighton. Dejan Lovren to po prostu solidny obrońca, który w duecie z Virgilem van Dijkiem tworzy jeden z najbardziej interesujących duetów stoperów w Premier League. Sprawdźmy ich ostatnie wspólne występy – zero z tyłu z Brighton, jeden stracony gol z Chelsea, zero z Bournemouth, zero z Evertonem, dwa z Manchesterem United, zero z Newcastle. W międzyczasie w fazie pucharowej Ligi Mistrzów jeden stracony gol w czterech meczach z Porto i Manchesterem City, bramki posypały się dopiero w półfinale z Romą.

Można stwierdzić, że to tylko liczby, ale według bezdusznych statystyk portalu whoscored.com, to właśnie Lovren był jednym z najmocniejszych ogniw The Reds w meczach z Citizens, Evertonem czy Bournemouth. Uwagę przykuwa choćby liczba wygranych pojedynków główkowych w derbach Merseyside – aż osiem razy w powietrznych starciach to Lovren wychodził zwycięski, czy liczba odbiorów w rewanżu z City – aż trzy, bezbłędna skuteczność. Ważniejsza w jego przypadku jest jednak zupełnie inna kwestia, a mianowicie – bardzo drastyczne ograniczenie katastrofalnych kiksów. Lovren wielokrotnie miewał mecze, w których przez 89 i 55 sekund stanowił zaporę nie do przejścia, po czym przez 5 sekund dekoncentracji przegrywał Liverpoolowi mecz. Ostatnio tego typu odpałów ma coraz mniej, co bez wątpienia cieszy kibiców z Chorwacji. Biorąc pod uwagę, że defensywa Vatreni przechodzi wymianę pokoleniową – nie ma już Darijo Srny, Corluka zbliża się do końca kariery – forma Lovrena może zaważyć na losach tej kadry nie tylko w Rosji, ale i na kilku kolejnych turniejach.

Poza tym – nawet niepewny w defensywie Lovren, czasem potrafi się zrehabilitować w najprostszy możliwy sposób. Tak jak z Brighton, gdzie trafił na 2:0, albo tak jak z Borussią, gdy w pamiętnym meczu zrobił tak…

ARKADIUSZ MILIK

Czy ktokolwiek miał obawy, że Arkadiusz Milik nie zdąży się wyleczyć na mundial? Już przy pierwszej kontuzji wrócił rekordowo szybko, więc nie mieliśmy wątpliwości, że ani leczenie, ani rehabilitacja, nie potrwają na tyle długo, by nasz napastnik miał na mistrzostwa pojechać nie tyle nie w pełni zdrowia, co choćby bez formy. Wprawdzie jego powrót do gry nieco opóźnił trener Mauricio Sarri, który nie chciał wrzucać rekonwalescenta na decydujące o mistrzostwie Włoch mecze, jednak szybko okazało się, że lęki są bezpodstawne. W meczu z Chievo Werona to właśnie Milik zaniósł na plecach swój zespół do zwycięstwa, w niespełna pół godziny zdobywając gola na 1:1 a następnie asystując przy trafieniu na 2:1. Z Udinese zagrał od pierwszej minuty i znów strzelił. W ostatni weekend z Sampdorią dostał zaledwie 19 minut, a i tak zdążył się wpisać na listę strzelców. Można tylko żałować, że nie dostał większej szansy z Fiorentiną czy Torino – biorąc pod uwagę jaką efektywność prezentował wchodząc z ławki, kto wie, jak potoczyłyby się losy scudetto z Milikiem w miejscu zajmowanym na stałe przez Driesa Mertensa.

Z polskiej perspektywy nie jesteśmy jednak do końca przekonani, że kadra Adama Nawałki straciła na bojaźliwości Sarriego. Milik otrzaskał się już z powrotem z grą, ale nie nadwyrężał kolan. Mamy nadzieję, że w pełni zabłyśnie dopiero w czerwcu, już w biało-czerwonej a nie błękitnej koszulce.

ALEKSANDR EROKHIN

Niedawno pisaliśmy, że jednym z nielicznych Rosjan, którzy nie zawodzą zaufania Stanisława Czerczesowa jest Fiodor Smołow. Po takim weekendzie trzeba jednak do niego dorzucić również Aleksandra Erokhina. Okej, chimeryczność to jeden z tysięcy zarzutów wobec reprezentacji gospodarzy tegorocznych mistrzostw świata, ale na chwilę zostawmy formę Zenita i Erokhina w przekroju całego sezonu i skupmy się na ostatnim weekendzie. Mecz ze SKA-Chabarowsk. Na 1:0 w 6. minucie trafia Driussi, a potem rozpoczyna się Erokhin show.

Asysta przy golu Zabolotnego. Gol na 3:0. Gol na 4:0. Gol na 5:0. Wreszcie ustalenie wyniku – uderzenie głową po rzucie rożnym wykonanym przez Leandro Paredesa. Łącznie 4 gole i asysta, przy czym warto pamiętać, że do tego meczu Erokhin w lidze rosyjskiej miał na koncie… 3 gole i 1 asystę. Przebudzenie było naprawdę efektowne i można jedynie żałować, że nastąpiło tak późno – po koronacji Lokomitwu Moskwa, a także po odpadnięciu z gry o Ligę Mistrzów. Zenit skończył ligę na dopiero piątej pozycji, nie tylko za trzema gigantami z Moskwy, ale również za Krasnodarem. Europejskie puchary zacznie więc w fazach kwalifikacyjnych do Ligi Europy.

7 piłkarzy tego klubu znalazło się na liście 35 wyznaczonych na listy FIFA przez Stanisława Czerczesowa. Wśród nich oczywiście Erokhin. Obudzili się akurat na mundial?

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...