Z Czarnogórą wszedł na ostatnie minuty. Z Danią zagrał kilkadziesiąt sekund. Ale w zespole, w którym jego kolegami są Pablo Henrique, Zokora, Bosingwa, Colman i Malouda, co mecz gra na „dziesiątce” w pierwszym składzie. I nie owijajmy w bawełnę: dzisiaj Mierzejewski pozamiatał. Cudowny gol, asysta, po faulu na nim jedyna żółta kartka meczu, a na dodatek przytomne rozgrywanie i nieustanne pokazywanie się do gry – trudno byłoby wymarzyć sobie lepszy występ. Jeśli zachodnie serwisy oceniają twoją grę wyżej niż Hernanesa, to chyba nie zawiodłeś.
Ale po kolei. Trzeba zauważyć, że rozkręcał się powoli. Na początku spotkania miał sporo nieudanych zagrań, strat. Ale od momentu, gdy strzelił bramkę, zyskał wielką pewność siebie na boisku i obok Pablo Henrique zdecydowanie był najlepszy w tureckim zespole. Gol – stadiony świata, mocna bomba z wcale niełatwej pozycji. A podkreślmy, że nie był to jedyny ciekawy strzał, bo i po jego drugim, z większej odległości, bramkarz miał spore problemy. Bynajmniej jednak Adrian nie szukał na siłę uderzeń, znacznie częściej partnerów. Po jego podaniu Henrique wyszedł sam na sam i strzelił bramkę, a powinien to samo zrobić i w 81 minucie, kiedy po kontrze i zagraniu Polaka znowu stanął oko w oko z Marchettim. Wtedy Brazylijczyk nie potrafił jednak dobić rywala, co się zemściło w końcówce i Lazio doprowadziło do remisu.
Koledzy z drużyny mu ufają. Mierzej miał dziś piłkę przy nodze 68 razy. Z jego 43 podań 88% było celnych. To jednak nie może dziwić z dwóch powodów – widać zgranie z zespołem, ciągłe bycie pod grą, szukanie sobie pozycji. A jeśli już on podawał to tak, by zagranie miało sens. Dobrym przykładem sytuacja z ostatnich minut, kiedy Trabzon szedł z kontrą, ale żaden z jego zawodników nie był dobrze ustawiony. Wycofał więc, a wtedy obrońca bez zastanowienia posłał futbolówkę do przodu, a więc zrobił to, czego były polonista chciał uniknąć – zakończyło się to momentalnie stratą. Jedna jeszcze ważna uwaga: w pierwszej połowie Turcy grali atakiem pozycyjnym, w drugiej z kontry, w obu systemach odnajdował się równie dobrze.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie koszmarnie wykonywane stałe fragmenty gry. Te w jego wykonaniu dzisiaj to parodia. Pierwszy rzut rożny – prosto na głowę przeciwnika, a uderzony w strefę, gdzie nie było nikogo z Trabzonu. Drugi jeszcze gorszy – przerzucone całe pole karne. Wisienką na torcie był rzut wolny, wystrzelony gdzieś w trybuny, porządkowi będą jej szukać jutro pół dnia.
Ale nie przesadzajmy, Polak zagrał dziś bardzo dobry mecz z poważnym rywalem, należy to docenić. A także podkreślić, iż nie jest to przypadek. W lidze Trabzonspor jest na czwartym miejscu, w pięciu meczach Adrian strzelił bramkę i zanotował trzy asysty. W Lidze Europy w czterech meczach cztery asysty i gol, a nie liczymy kwalifikacji tylko fazę play-off i grupową.
Mówiąc wprost: jest w formie.
Fot. FotoPyk