Mistrz świata w Football Freestyle: – Jesteśmy najlepsi na świecie, ale w ogóle się o tym nie mówi

redakcja

Autor:redakcja

02 października 2013, 13:52 • 5 min czytania

– Czasami dzwonią firmy i pytają, czy wystąpię za trzy stówki. Oni myślą, że my jesteśmy takimi chłopaczkami z ulicy, którzy bezmyślnie podbijają tę piłkę, a gdyby dowiedzieli się więcej, to wiedzieliby, że te chłopaczki są mistrzami Europy, jeżdżą po świecie i trenują nawet po sześć godzin dziennie – mówi Szymon Skalski, świeżo upieczony mistrz świata w Football Freestyle, który specjalnie dla Weszło dzieli się wrażeniami z turnieju w Japonii i opowiada o całej dyscyplinie.
– Mało jest nas w mediach. W zasadzie nie ma w ogóle. Jeśli ktoś się nie pokaże w „Mam Talent”, to dramat. Krzysiek Golonka, najbardziej znany Freestyleowiec to łut szczęścia. Przecież startowałem ja, startowali moi koledzy i nic. Jury powiedziało, że nie robi to na nich wrażenia i że widzieli lepsze występy. To ja się pytam: gdzie oni mogli widzieć lepsze występy, jak przed nimi występowali mistrzowie Europy? To smutne. Mamy najlepszych Freestylowców na świecie, ale w ogóle się o tym nie mówi.

Mistrz świata w Football Freestyle: – Jesteśmy najlepsi na świecie, ale w ogóle się o tym nie mówi
Reklama

W Japonii, gdzie odbyły się mistrzostwa świata, jest na to szał. Tam byle zagranie od razu dostaje aplauz. Turnieje są na niesamowitym poziomie. Dwa razy zapraszany był Edgard Davids, raz sędziował Cannavaro. Teraz w jury był Marco Materazzi. W ogóle śmieszna sytuacja – jak wszedłem na scenę, to od razu puścił mi oko, że wygrałem, ale gdy zaczęło się odliczanie chwycił nas za ręce i za szybko podniósł. Miało być 10, 9, 8… A on podniósł po dwóch sekundach. Wszyscy w szoku. Pytam go, czy to już. A on dziwna mina i… no już. Dopiero po chwili wszyscy zaczęli się cieszyć, a on chyba nawet nie wiedział, w czym popełnił błąd.

Reklama

No, ale nieważne – zostałem mistrzem świata. Tylko to się liczy. Po powrocie do Polski – boom, bo od razu musiałem jechać na eliminacje turnieju Head and Shoulders do Gdańska, a potem zaczęły się telefony z telewizji. TVP, Pytanie na Śniadanie, dwa razy TVN24. Jak nic się nie działo, tak nagle teraz dzieje się za dużo.

Wiadomo, że jest to moje pięć minut. Chociaż wcześniej wygrywałem mistrzostwa Polski i Europy. Fajnie byłoby, żeby dzięki temu sukcesowi freestyle ruszył do przodu. U nas wciąż nie było jeszcze turnieju z prawdziwego zdarzenia. Taka Japonia – tysiące ludzi, wysokie nagrody, transmisja na pół Azji. Ogromny event. Za zwycięstwo można dostać od pięciu do siedmiu tysięcy funtów.

Czy da się z tego żyć? Różnie, ale idziemy w dobrym kierunku. Jeśli ktoś ma bogate portofolio i pewność, że na turniejach będzie na podium, może jeździć i zarabiać. Za granicą znam ludzi, którzy za pokaz biorą 1500 euro, a takich pokazów mają mnóstwo. U nas jest z tym różnie. Czasami dzwonią firmy i pytają, czy wystąpię za trzy stówki. Oni myślą, że my jesteśmy takimi chłopaczkami z ulicy, którzy bezmyślnie podbijają tę piłkę, a gdyby dowiedzieli się więcej, to wiedzieliby, że te chłopaczki są mistrzami Europy, jeżdżą po świecie i trenują nawet po sześć godzin dziennie. To jest uczenie się cierpliwości, kształtowanie stalowych nerwów, bo to, że potrafisz coś zrobić pod płotem w domu nie oznacza, że wyjdziesz przed publicznością i od strzała wykonasz przeróżne kombinacje. Różnie więc to wygląda. Ja mam to szczęście, że jestem w szesnastce światowego rankingu, więc mogę jeździć po świecie i brać udział właśnie w tych turniejach. Czasem też wyjdę na rynek poodbijać, zebrać trochę do kapelusza, ale coraz rzadziej, bo na ulicy nie przygotujesz się do zawodów.

Ogólnie to, że do tego sportu nie weszły jeszcze stałe pieniądze powoduje to, że chłopakom się chce. Jesteśmy uparci i robimy to dla własnej satysfakcji. Pokazujemy filmy na Youtubie, zbieramy miłe słowa. To strasznie podbudowuje. Przykładam się, bo lubię to robić. Gdyby były za to stałe, duże pieniądze, to myślę, że towarzystwo mogłoby się trochę rozleniwić. W tej chwili trenuję po trzy, a czasem nawet sześć godzin dziennie. To są wyrzeczenia, które nikogo tak naprawdę nie obchodzą. Lata, kiedy wszyscy mówili „a po co ci to?”. Przecież ile ja się nasłuchałem drwin, że nie gram z innymi w klubie, tylko ćwiczę jakieś tricki. Tak było. Dzisiaj freestyle to dla mnie styl życia, bo nawet ubieram się pod ten sport.

Czy jest w tym większa przyszłość? Nie wiem. Na pewno nie zgodzę się, że sport ma ograniczoną gamę tricków i nie jest postępowy. Naprawdę, tutaj co chwilę dzieje się coś nowego. Ja, jako mistrz świata, nie potrafię zrobić wszystkiego i myślę, że minie z 20 lat zanim ktoś powie „zrobiliśmy już chyba wszystko”. Od razu też dodam, że nie lubimy porównań z piłkarzami, bo to dwie inne dyscypliny. Oni grają w piłkę, a my robimy tricki. To tak jakby porównać slalom gigant i skoki narciarski, a jedyne co je łączy to tylko narty. Nie wymądrzam się, że jestem super techniczny itd., bo na boisku nie potrafiłbym tego powtórzyć. Robię to tylko na dwóch metrach kwadratowych i tyle.

Freestyle dał mi możliwość pogrania z chłopakami z Wisły Kraków, dzięki niemu miałem okazję poznać Leo Beenhakkera albo Mateusza Borka. Występowałem też z Januszem Chomontkiem, który był kiedyś moim idolem. Poznałem masę ludzi i zwiedziłem kawałek świata. Teraz mam parę ofert z zagranicy, ale nie chciałbym zdradzać, o co chodzi. Ważne, że dyscyplina idzie do przodu. Coraz większe firmy się to angażują. 12 października w Warszawie mamy finał turnieju Head and Shoulders. W Złotych Tarasach będzie cała polska czołówka. Jeśli ktoś chce zobaczyć, czym jest Football Freestyle, zapraszam.

WYSفUCHAف PAWEف GRABOWSKI

Najnowsze

Reklama

Weszło

Reklama
Reklama